Postrach Londynu (Harry Dickson)/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Postrach Londynu
Pochodzenie
Przygody Zagadkowego Człowieka
Nr 20
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 24.5.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W poszukiwaniu zaginionego męża

Kiedy w godzinę później detektyw przybył do swego mieszkania na Bakerstreet, gospodyni jego Mrs. Crown przywitała go okrzykiem:
— To doskonale, że pan wrócił, Mr. Dickson. Już od dawna czeka tu na pana pewna młoda dama, której na razie Mr. Tom Wills dotrzymuje towarzystwa.
— Proszę powiedzieć tej damie, Mrs. Crown, że zjawię się za chwilę. Chcę tylko zmienić ubranie.
Po kilku minutach Harry Dickson wszedł doi swego gabinetu. Na jego widok podniosła się młoda kobieta o wyglądzie damy z towarzystwa.
Detektyw wyciągnął do niej rękę i zapytał:
— Czy wolno mi wiedzieć, co panią sprowadza do mnie? Może pani mówić bez obawy i nie krępować się obecnością tego młodzieńca, gdyż obdarzam go bezwzględnym zaufaniem.
— Przybyłam do pana, — rzekła kobieta ze łzami w oczach, — gdyż znajduję się w beznadziejnej sytuacji. Powiedziano mi, że pan jest jedynym człowiekiem, który może mi pomóc. Otóż... mąż mój zniknął przed piętnastu dniami i wszelki ślad po nim zaginął.
— Czy mogłaby pani podać mi swoje nazwisko?
— Evelina Blunt.
— Imię męża?
— Norbert Blunt, przedstawiciel wielkiej firmy handlowej „Sheffield i S-ka“. Pobraliśmy się dwa lata temu. Byłam jedyną córką zamożnego kupca w Liverpoolu, otrzymałam znaczny posag.
— Czy były między panią a mężem jakieś nieporozumienia?
— Ależ nigdy Mr. Dickson, byliśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem. Mój mąż zarabiał doskonale, ja miałam dość duży dochód z własnych pieniędzy. Warunki materialne były dobre...... pobraliśmy się z miłości.
— Czy wyklucza pani możliwość samobójstwa?
— Mój Boże! — zawołała kobieta, płacząc. To chyba niemożliwe. Nie rozumiem co mogłoby mu się stać, ale najprawdopodobniej padł on ofiarą zbrodni.
— To być może... — szepnął Harry Dickson, goniąc spojrzeniem za smugą dymu, unoszącą się z jego nieodłącznej fajki. — Proszę mi dokładnie zrekonstruować zdarzenia, które miały miejsce ostatniego wieczoru przed zniknięciem męża.
— Pamiętam ten wieczór doskonale. Norbert powrócił ze Szkocji, dokąd pojechał w sprawach firmy.
— Czy mąż pani nie inkasował pieniędzy od klientów?
— Oczywiście. Po to go posyłano. Tym razem przywiózł dość pokaźną sumę.
— Ile w przybliżeniu?
— Przeszło tysiąc funtów szterlingów.
— Kiedy przekazał je firmie?
— Stało się wielkie nieszczęście. Suma ta w ogóle nie została wpłacona. Pamiętam dokładnie co powiedział mi mąż przy śniadaniu. „Drogie dziecko, muszę natychmiast udać się do firmy i zwrócić zainkasowane pieniądze. Rozrachunki zapewne przeciągną się, to też nie denerwuj się, jeżeli nie wrócę na kolację“.
— A więc jest pani pewna, że małżonek zabrał ze sobą pieniądze?
— Owszem, widzę teraz jeszcze, jak wkłada je do portfelu, obejmuje mnie, żegna się i odchodzi. Od tego czasu nie widziałam go więcej.
— Czy złożyła pani zameldowanie w policji?
— Tak, ale bez rezultatu.
— Czy dom handlowy „Sheffield i S-ka“ nie złożył skargi na pani męża? Mógł on przecież uciec za granicę.
— Nie dziwię się, że powziął pan takie podejrzenie, Mr. Dickson. Ale nie zna pan mego męża. To najuczciwszy człowiek pod słońcem. O tym wiedzą również w jego firmie. Najlepszym dowodem jest, że nie wkroczyli na drogę sadową, a domagają się jedynie ode mnie zwrotu pieniędzy.
— Chętnie oddałabym wszytko co posiadam — zawołała kobieta głosem nabrzmiałym łzami, — aby móc odzyskać mego męża.
Mówiąc to, wyjęła fotografię z torebki i podała ją detektywowi.
— Proszę spojrzeć, Mr. Dickson mam powód, alby być nieszczęśliwą... straciłam, człowieka dobrego, miłego i bardzo przystojnego.
Harry Dickson wziął fotografię i zbliżył się z nią do okna. Ale zaledwie rzucił na nią okiem, krzyknął głośno:
— Droga pani, muszę panią przygotować na najgorsze! Niestety, nie uda się pani odnaleźć męża całego i zdrowego. Musi się pani pogodzić z tym, że straciła go pani na zawsze.
— I pan to mówi, Mr. Dickson? Pan w którym pokładałam największe nadzieje? Myślałam, że tylko pan potrafi go odnaleźć.
— I znalazłem go — odparł zgaszonym głosem detektyw.
Evelina Blunt zachwiała się.
— Boże miłościwy co pan mówi? Przecież pan wcale nie znał go.
— Niestety nie mylę się — odparł detektyw, spoglądając jeszcze raz na fotografię. — Jego właśnie znaleźliśmy przed kilku godzinami w West-Ferry-Road.
— A więc on żyje!?
— Żyje.... — odparł Dickson, ujmując rękę drżącej kobiety — ale stracił rozum!
Evelina Blunt wykazywała niezwykły hart ducha. Nie mdlała ani nie płakała. Pozwoliła z uległością posadzić się na kanapie i uważnie wysłuchała opowiadania detektywa.
— O jednym mogę pawią zapewnić Mrs. Blunt, zrobię wszystko, aby schwytać przestępcę i odpowiednio go ukarać.
— Ograbili go doszczętnie — dodał, — w chwili, kiedy go znaleźliśmy, miał na sobie tylko płócienne spodnie.
— Wyszedł z domu bardzo starannie ubrany, — przerwała p. Blunt. — Kładł na to zawsze wielki nacisk.
— Czy może nam pani opowiedzieć co nosił?
— Miał na sobie brązowy garnitur w kratę, czarny filcowy kapelusz i krawat w brązowe i czerwone paski.
— Jeszcze jedno pytanie. Czy mąż pani lubi sport pływacki?
— Nic o tym nie wiem, — odparła zdumiona kobieta. Dlaczego pan o to pyta?
— Chciałbym poznać wszystkie namiętności pani męża.
Młoda kobieta zarumieniła się nagle i rzekła z zakłopotaniem:
— Muszę zwierzyć się panu z jeszcze jednej wiadomości, którą osobiście uważam za plotkę.
— Hm.... cóż to takiego?
— Otóż zjawił się u mnie mój kuzyn Charlie i oznajmił, że wcale go nie dziwi ten obrót wydarzeń.... — rzekł.
— Widzisz, — zawsze cię ostrzegałem przed małżeństwem z tym człowiekiem.
— To prawda, że mi odradzał, ale dlatego, że sam chciał się ze mną ożenić! Nigdy jednak nie wzbudzał we mnie zaufania.
— l co jeszcze pani powiedział?
— Utrzymywał, że spotkał Norberta tego dnia, kiedy zniknął w tajemniczy sposób, w towarzystwie pięknej kobiety. Zapewne chciał wzbudzić we mnie zazdrość, ale nie uwierzyłam w tę plotkę.
— Co za wstrętny kuzyn!
— Dodał jeszcze, że mój mąż wysiadł z nią razem z dorożki w okolicy Ile des Docks.
— To było z pewnością kłamstwo, niech pani w to nie wierzy!
— Ale on mi podał nawet numer dorożki. Nr. 2730!
— Słyszysz, Tom, 2730! — rzekł detektyw do swego ucznia.
Tom Wills momentalnie wpisał numer do notesu.
— Czy kuzyn pani nie śledził ich więcej? Czy nie zauważył dokąd poszli!
— Oświadczył, że nie zrobił tego przez delikatność. Odwróciłam się od niego plecami i zakazałam przestępować próg mego domu. Ta złośliwa plotka sprawiła mi wielką przykrość... Często zastanawiałam się od tego dnia, kiedy mąż nie wracał, czy też kuzyn nie powiedział prawdy.
— Czy szukała pani dorożki Nr. 2730?
— Owszem.... przyznała się Evelina, zarumieniona z zakłopotania.
— l dowiedziała się pani — przerwał detektyw, — że nie ma w Londynie dorożki o tym numerze.
— Tak, Mr. Dickson, ale skąd pan to wie?...
— To są tajemnice detektywów — odparł z uśmiechem Harry Dickson — A teraz radzę pani, Mrs. Eveline, powrócić do domu i nie starać się o widzenie z mężem. Znajduje się on teraz pod dobrą opieką w szpitalu Bebleem. Później, ja sam zaprowadzę panią do niego. Proszę nic nie przedsiębrać bez uprzedzenia mnie.
— Mam do pana wielkie zaufanie, Mr. Dickson i zrobię tak, jak pan mi radzi.
— Przede wszystkim niech pani nikomu nie opowiada ani o tym, że małżonek pani został odnaleziony, ani o tym w jakim stanie się znajduje.
— Przyrzekam, że będę milczeć!
Detektyw odprowadził młodą kobietę do drzwi i kazał sprowadzić dla niej taksówkę.
Powróciwszy do gabinetu rzekł do swego ucznia:
— Nie mamy ani chwili do stracenia. Musimy dowiedzieć się natychmiast, do kogo należy dorożka Nr. 2730. Musisz rozpytać o to twych przyjaciół, szoferów i dorożkarzy.
— Postaram się załatwić to w trzy godziny. Trochę czasu zajmie mi charakteryzacja, gdyż moi przyjaciele znają mnie jako szlifierza noży.
W kwadrans później Harry Dickson ujrzał z okna swego gabinetu młodego chłopca utykającego na lewą nogę popychającego przed sobą mały wózek i krzyczącego na cały głos:
— Ostrzę widelce i noże!... Ostrzę widelce noże!...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.