Posąg i dziewczyna
Kto mnie nauczy, co lepiej na świecie,
Czy lepiej patrzeć w to, co wiecznie trwa,
Czy w to, co znika, jak wiosenna mgła,
I co przemija jak więdnące kwiecie?
W cieniu akacyi, i bluszczu i bzów
Lśnił biały posąg z marmuru kowany,
Venus — jam przed nią stał oczarowany,
I odchodziłem, i wracałem znów.
Naraz aleją szła dziewczyna młoda,
Świeża, jak kwiatów niespodziany ruch,
A w lazurowych jej oczętach dwóch
Nieznanych niebios jaśnieje pogoda.
W szeleście sukien szła — jak w brzęku pszczół,
Usta różanym płonęły uśmiechem.
Czar! więc spojrzałem na dziewczę z pośpiechem
I, patrząc, wiosnę jam w duszy swej czuł.
Ona wesoło poglądała ku mnie
I poszła dalej w cień bluszczu i bzów,
I znikła. Został tylko posąg ów,
Na marmurowej oparty kolumnie.
Wiecznie stać będzie nieruchomy głaz,
Dziewczyna pójdzie w nieznajome światy...
Szybko czas mija — szybko więdną kwiaty
A żyć należy póki życia czas...
Posąg zostanie dla mnie śród gęstwiny,
Dziewczyna przeszła i nie wróci już...
Żal mi, ach, żal mi więdniejących róż,
Żal mi, ach, żal mi nieznanej dziewczyny.
I cóż jest lepiej środ życiowych fal?
Patrzeć na posąg nieruchomo wieczny,
Czy ścigać uśmiech dziewczyny serdecznej,
Co mija szybko i odchodzi w dal?