Przejdź do zawartości

Pomoc materyalna, pomoc duchowa i pomoc czynna

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Niemojowski
Tytuł Pomoc materyalna, pomoc duchowa i pomoc czynna
Pochodzenie Trójlistek
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1881
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIV.
Pomoc materyalna, pomoc duchowa i pomoc
czynna.

Pewnej niedzieli, było to w lato,
Przy pięknéj nieba pogodzie,
Trojgu swym dzieciom pozwolił Tato
W Saskim pobujać ogrodzie;

Kiedy wrócili on ich zagadnie:
„Powiedzcie teraz o lube,
Czyście sprawiały się dziś przykładnie,
Czy dzień ten przyniósł wam chlubę?
A mianowicie niech każde z dziatek
Wymieni jaki z tych czynów,
W którymbym widział przyszły zadatek
Cnoty méj córki i synów;
Bo dzień część życia — nim wieczór minie,
Nim słońca zgasną promienie,
Powinien człowiek w szlachetnym czynie
Chwil zbiegłych uczcić wspomnienie.”
Słysząc to dziatki stanęły wkoło,
A Jaś do Ojca się garnie,
I mówi jasne podnosząc czoło:
„Dzień ten nie przeszedł mi marnie.
Dążyłem właśnie placem szerokim,
Gdzie jest największy ruch miasta,
Kiedy ujrzałem jak wolnym krokiem
Stąpa uboga niewiasta,
Przy niéj był mały chłopczyk — ot tyli!
Bosy, z podartém odzieniem,
A taki blady, że od tej chwili
Cierpiałem jego cierpieniem.
„Co tobie?” „Łaknę, zabrakło siły,
Przez dzień nic w ustach nie miałem...”
„Głodny, o Boże! Masz, bierz mój miły!..
I wszystkie grosze mu dałem. ”
„Ja znów spotkałam,” powie Helenka,
„Dziewczynkę dawniéj mi znaną,
Ta zaś wesoła przed tém panienka
Była dziś smutną, spłakaną.

Stanę i pytam dla czego płacze....
„Ah!” woła biédna istota:
„Drogiéj méj Matki już nie zobaczę,
Bom teraz sama... siérota!”
Widząc tę boleść, przemówię do niéj
Życzliwém słowem przyjaźni,
Ona mnie słucha, a choć łzy roni,
Czuję, że w duszy jéj raźniéj.
„Ja,” powie Leon, „pośród chłopczyków
Stojących na skręcie drogi,
Słyszałem w gwarze niesfornych krzyków,
Głos przerażenia i trwogi.
Patrzę — tam siłacz z postawą srogą
Dręczy dziecinę mizerną,
Schwyciwszy malca kopie go nogą,
Ufny w swą siłę niezmierną.”
„Precz ztąd!” zawołam — „czyż to się godzi,
Męczyć młodszego od siebie:
U starszych winni znajdować młodzi,
Opiekę w każdéj potrzebie.”
Czy słowa prawdy, czy groźna postać,
Surową wróżąca karę
Sprawiły, że on nie mogąc sprostać
Wywodom, puścił ofiarę;
I w téjże chwili dziécię niewinne,
Z wdzięcznością ku mnie podchodzi,
Wołając: „Bóg ci to dobroczynne
Współczucie serca nagrodzi!”
„Radość,” rzekł Ojciec, „ma niezrównana,
Stanie mi drogim wspominkiem;
Boście naukę spełniły Pana,
Jałmużną, słowem, uczynkiem.

Wesprzéć nędzarzy, nieść ulgę radą,
Wyzwolić słabych z sromoty,
Jest czcią ludzkości, życia zasadą,
Trój-liściem wawrzynu cnoty.”



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Niemojowski.