[285]1.
Pędzi jeździec przez stepy w noc ciemną,
Jakąś żądzą trawiony tajemną. —
Czy ucieka?... czy może w pogoni
Za tabunem porwanych mu koni?...
Czy go nuda w szeroki świat żenie?...
Może miłość, lub zemsty pragnienie?...
Myśl człowieka, — to przepaść! — któż zgadnie,
Jaki tam twór porusza się na dnie.
2.
W nagłym pędzie — koń stanął jak wryty;
Zarył w ziemię przedniemi kopyty,
Zestrzygł uszy — i chrapaniem z garła,
[286]
Dawał znaki, że czuł wielką trwogę.
Czyby tygrys zastąpił mu drogę?...
Czyby przed nim przepaść się rozwarła?...
Nie! — w tej chwili przez nieboskłon czysty,
Przelatywał meteor ognisty,
I nim ugasł z łomotem i trzaskiem,
Tak nieziemskim objął stepy blaskiem,
Takiem morzem świetlanego płynu
Oblał trawy — z ich puchem i kwiatem;
Że step — zdał się czarnoksięskim światem,
Z iskier: złota, szafiru, rubinu.
3.
Jeździec — młodzian w życia pełnej sile,
Mało zważał na niebios zjawisko;
Bo przy świetle, które trwało chwilę,
Dojrzał inne, — groźniejsze... tuż blizko.
Czterech konnych — w rzeczy dzielnych gońców,
Wprost nań biegło z czterech stepu końców;
W inne barwy, każdy był przybrany,[1]
Koń każdego, — innej był odmiany.
Widać — zdradnie został oskoczony,
A tu z nikąd pomocy, ni schrony.
Uciec!... hańba i niepodobieństwo!...
Czterech zwalczyć?... to istne szaleństwo!...
Więc się tylko — osadził w strzemieniu,
Za nóż chwycił — dla bliższej obrony,
I pozostał w miejscu niewzruszony,
Zdając resztę — swemu przeznaczeniu.
[287]4.
Ów, co nań pędził od strony wschodu,
Na wiśnio-gniadym sadził bachmacie;
Widać potomek Kańskiegohańskiego rodu,
Od stóp do głowy — cały w szkarłacie.
A blask szat jego, takiej był mocy,
Że choć już ugasł ów wąż świetlany,
On, świecił sobą, śród cieniów nocy,
Jakby w jutrzenki ogniach skąpany;
Gwiazdą z rubinów miał kaftan spięty,
A na kołpaku — lychnis zatknięty.[2]
Powitał jeźdźca, skłonieniem głowy,
I doń przemówił takiemi słowy:
5.
„Błyszczy gwiazda poranna na Wschodzie,
Promieniami w świat daleki strzela;
Rośnie róża w czarownym ogrodzie,
Roskosz — w uśmiech jej listki rozdziela;
Uśmiech róży — to serce dziewicze,
Gdy przeczuwa miłości słodycze;
Blaski gwiazdy — to młodzieńca oczy,
Gdy je dziewczę swym czarem otoczy.
Ty, młodzieńcze chciej być gwiazdą Wschodu;
Ja ci różę ukażę ogrodu.
Żadna hurys w Edenie Proroka,
Nie ma blasku tak czarnego oka,
Ani włosa — z tak bujnemi sploty,
Ani ustek — milszych do pieszczoty.
[288]
Przy ognisku: potulna i cicha,
Jak ów fjołek, co w trawce oddycha;
Lecz niech w stepie dosiędzie rumaka,
Z orłem, chartem, puści się po fali
Traw szumiących... by polować ptaka,
Zgonić zwierza, co pomknął się w dali;
Dziwny ogień żarzy się w jej łonie,
Co z ócz tryska... i na licu płonie;
Że rozpoznasz w stepowej dziewczynie,
Krew Sułtańską, co w jej żyłach płynie.
Ale miłość — jak każdy dar nieba,
Aby posiąść: zdobyć ją potrzeba.
6.
Tam, na wschodzie, są góry olbrzymie
Ciemnym lasem porosły ich boki,
Wyżej skały, a ich szczyt wysoki
W śniegach wiecznych i w lecie i w zimie.
Do gór środka, jest przejście tajemne,
Przez parowy głębokie i ciemne.
Wąska ścieżka, którą dzikie kozy
Wydeptały, pędząc przez wąwozy,
Gdy je spłoszą wilki lub niedźwiedzie,
Pełna trudów, w ten górski świat wiedzie.
Nad huczącym w przepaściach potokiem,
Przez drzew gęstwy, przez skał rozpadliny
Piąć się trzeba — aż tam... gdzie przed okiem
Błysną fale śród wielkiej doliny.
Allach! Akbar! — krzykniesz od zachwytu,
Gdy w krąg ujrzysz otchłanie błękitu.
[289]7.
Na jeziora rozległym obwodzie,
Cudny obraz odbija się w wodzie;
Z brzegów, lasy w głąb’ piętrami rosną,
Świerk z modrzewiem, wiąz miesza się z sosną;
Niżej lasów — ciemne, nagie góry,
Poszczerbione... burz i gromów ślady,
Z ich rozpadlin pędzą wodospady,
A po grzbietach czepiają się chmury;
Od chmur niżej — sterczą sczyty białe,
Niby starców głowy posiwiałe;
A pod niemi — na błękitów fali,
Coraz niżej, głębiej... coraz dalej...
Sunie księżyc i gwiazdy — lub słońce,
W tych bezdennych przepaściach świecące.
8.
Za jeziorem, w zacisznej ustroni,
Śród kwitnących morel i jabłoni,
Zasiadł auł — i zajął w użytek
Bujny padół, pod liczny dobytek.
Tam, zobaczysz, na rozkwitłej łące,
I wielbłądy z bydłem się pasące;
Jak pomiędzy ich spokojne stada,
Tabun źrebców pędzi jak kaskada;
Jak po wzgórzach pnąc się przez manowce,
Rozproszone skubią trawę owce.
9.
Śród aułu — jest jurta osobna,[3]
[290]
Wyższa, szersza i więcej ozdobna,
Białym kryta wojłokiem, a z góry
W dół, ujęta przez jedwabne sznury;
Tkań kaszmiru zdobi jurty ściany,
Z boków skrzynie, co mieszczą sprzęt drogi,
W środku perskie wspaniałe dywany,
I wzorzyste kobierce pod nogi.
A w tej jurcie — hoże dziewczę rośnie,
Które tęskni i marzy miłośnie.
10.
«Mam strój piękny, barwny i bogaty,
«Z chińskich tkanin kosztownych mam szaty;
«Sznury pereł, moc złotych pierścieni,
«Co się błyszczą od drogich kamieni;
«Nic mi nie brak — a przecież ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.
«Po jeziora gdy igram krysztale,
«Niby rybka co pluśnie nad fale,
«Widzę jasno w przezroczu tej wody,
«Że mi Allach nie skąpił urody;
«Nic mi nie brak, — a jednak ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.
«Mam służebnic orszak na skinienia,
«Co mi pracę w lekki trud zamienia;
«Chcę swobody?... mam stepy na okół...
«Jak wiatr leciem — koń mój, chart i sokół.
«Nic mi nie brak, — a przecież ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.
[291]
«Gdy noc cieniem otoczy namioty,
«Sny mnie budzą... bo czegóż się nie śni?...
«Słucham... słowik powtarza me pieśni,
«Ja tak lubię tę piosnkę tęsknoty;
«Nic mi nie brak, — a jednak ja czuję,
«Że mi czegoś do szczęścia brakuje.
«Stary Mułła, z gwiazd wróżył mi szczęście,
«Gdy mnie dzieckiem żądano w zamęście,
«Dziś, gwiazd pytam? — czy się z ich promieni
«Krążek światła w jeźdźca nie przemieni?...
«Gwiazdy milczą — i dopiero czuję,
«Jak mi wiele do szczęścia brakuje.»
11.
Narzeczony o którym wspomina
Rozmarzona, w swych dumach dziewczyna,
Ty nim jesteś!... wieść o tobie głucha,
Jak szmer liści, doszła do jej ucha,
I ubrała — w jej myśli młodzieńczej,
W gwiazd promienie i w kolory tęczy;
Teraz — wzrokiem śledzi na obszarze,
Czy się w dali choć pył nie ukaże,
A z za pyłu jaki jeździec dzielny,
Co wyprzedza swój orszak weselny!
Próżno czeka!... przez stepów przestworze
Pędzą — sarny i dzikie tabuny,
Lecą — wichry, orły i pioruny;
Kogo pragnie — dopatrzeć nie może.
[292]
Gdzież ów jeździec?... powtórzę ci w treści,
Smutny wątek, niedawnej powieści.
12.
W Siedmiorzeczu dwóch przyjaciół żyło,
W dwojgu piersiach, jedno serce biło.
Na barantę, na bój, czy na łowy
Powstał zamiar — to jak z jednej głowy;
Tak we wszystkiem zgadzali się wzajem,
Sułtan Akbaj, z Bijem Karybajem.
Czy koczować?... czy obrać siedlisko?...
Zawsze razem, zawsze siebie blizko,
Nigdy w sporze; — nic im na zawadzie,
Choć gromada chodzi przy gromadzie,
Chociaż tabun przy tabunie hasa,
Choć błoń sczupła ich stada wypasa.
13.
Raz rzekł Sułtan: „przyjaźń co nas łączy,
Niechże z nami w grobie się nie kończy;
Tobie Allach dał pociechę, syna,
W mojej jurcie rośnie mi dziewczyna;
Gdy dorosną, jak dwóch pni gałązki;
Niech się złączą przez małżeńskie związki;
Jednem drzewem niech się w górę wiją,
I nas starców — swym cieniem okryją.“
Ręka w rękę — i zamiar w tej chwili
Obaj ojce przysięgą stwierdzili.
[293]14.
Przyszła zima, — ciężka, mroźna zima;
Śnieg się sypie... dla stad karmu nie ma;
Próżno konie kopią śnieg od głodu,
Zamiast trawy, dokopią się lodu.
„Trzeba spiesznie dobytek ratować,
Zwinąć jurty... w góry odkoczować,
Gdy z nas każdy inną pójdzie drogą,
Łatwiej stada wyżywić się mogą.“
Po naradzie, — Karybaj z Akbajem
Każdy innym powędrował krajem;
A Karybaj trupem drogę znaczy,
Stracił stada — i umarł z rozpaczy.
15.
U sułtana — to rozkosz i zbytek,
Z każdą chwilą mnoży się dobytek;
Auł — coraz szerzej się rozpiera,
U ogniska — tłumna czeladź zbiera;
Allach w szczęściu i zdrowiu go chowa.
W tem, uboga przychodzi doń wdowa,
Prosi wsparcia, pokazuje syna,
Dawną przyjaźń, przysięgę wspomina.
Sułtan w złości, obelg im nie sczędził,
Wdowę z dzieckiem wyszczuł i wypędził;
„Precz mi z oczu!... jam nie bogacz taki,
Bym mógł wszystkie przygarniać żebraki,
Wybrać zięcia, który jeść co niema...
Ja nie oddam córki bez Kałyma“.[4]
O! Akbaju! gdzież święte umowy?...
[294]
Czy je wicher rozpędził stepowy?
Czy je słońce spaliło?... czy morze
W swe bezdenne schłonęło je łoże?...
Gdzież twa przyjaźń?... co jak gwiazda lśniąca
Miała obu przyświecać bez końca?
Wszystkoż znikło?... wyschło, jak zdrój czysty,
W twego serca pustyni piaszczystej?...
A czas leci... oj! płynie powoli,
Temu w sczęściu — a owym, w niedoli.
16.
Duch rycerski zawsze w twej rodzinie
Stał wysoko — jej krew w tobie płynie,
A do czynu nie brak ci odwagi,
Więc się pomścij tak ciężkiej zniewagi;
Twoje prawa niczem nie zachwiane. —
Chcesz wziąć odwet za krzywdy doznane?...
Teraz pora!...
Auł w górach skryty
Mieści — starce, dzieci i kobiéty;
Sułtan o los swych skarbów spokojny,
Wszystkich zdatnych na koń i do wojny,
Na daleką wziął z sobą wyprawę,
Zyskać nowe zdobycze i sławę.
Śmiały napad na auł śród nocy,
Rzuci popłoch, — a przy mej pomocy
Znajdziesz sczęście — gdyż twa narzeczona
Chętnie w twoje skłoni się ramiona. —
Ja ci drogę ukażę tajemną,
Jeśli żądasz miłości? — jedź ze mną.
|