Pojata córka Lizdejki/IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.

Źle się powiodło Kiejstutowi na wyprawie przeciw Korybutowi siewierskiemu, który zamknął się w grodzie warownym i odparł wszelkie napady; a gorzej jeszcze poszły sprawy, kiedy książęta, poruszeni przez Jagiełłę, zewsząd szli na czele swych drużyn i występowali zbrojno przeciw niemu.
Zrazu sędziwy bohater skoczył gwałtownie w stronę Wilna na pierwszą wieść o umknięciu Jagiełły z Krewa, lecz przybył już za późno. Postanowił tedy razem z Witoldem bronić dziedzicznych Trok i stoczyć walną bitwę ze zdradzieckim synowcem. Więc spotkały się oba orężne i bratnie zastępy w pobliżu Wilna i stały czas jakiś wrogo przeciw sobie, wahając się przed zbrojnem starciem.
Nareszcie Jagiełło pierwszy zaproponował układy przez brata Skirgiełłę i wezwał do siebie Witolda. Ów młody książę, tak niedawno jeszcze szczerze kochający Jagiełłę, uległ i teraz jego złudnym obietnicom i udanemu żalowi i skłonił ojca, by wraz z nim udał się do obozu Jagiełły.
Jagiełło zrazu witał przyjaźnie i okazywał żal i należne stryjowi uszanowanie, aż skłonił obu do udania się na zamek Wileński. Lecz tam znagła wszystko się odmieniło. Wnet wpadli zbrojni pachołkowie i ujęli Kiejstuta i Witolda, aby, za rozkazem Jagiełły, wtrącić ich oddzielnie do więzienia.
Niebawem też wyprawiono Kiejstuta na zamek krewski i oddano nad nim straż tymże prostaczym i dzikim służalcom, którzy tak niedawno czuwali nad Jagiełłą.
Teraz dopiero poznał Kiejstut mściwość synowca, kiedy go rzucono w loch cuchnący, ciemny i wilgotny, a okrutni dozorcy wraz z dzikiemi słowy rzucali mu, jak psu, lichą strawę do jamy.
Lecz krzepił się, jak umiał, sędziwy bohater, licząc na opamiętanie Jagiełły, a trochę i na Witolda, który, zostawszy w Wilnie, mógł umknąć z więzienia i pomyśleć o jego obronie.
Wszakże przepomniał o jednem — o mściwości niewieściej, o nieszczęsnej Aksenie, tak niedawno pozbawionej męża, a teraz dyszącej jeno żądzą pomsty. Przepomniał również i o tem, że Jagiełło, lubo nie skłonny do występku i okrucieństwa, łatwo ulegał obcym wpływom i dawał im rządzić w swojem imieniu.
Stało się tedy, że biedny starzec ujrzał raz w swoim lochu rozbestwionych trunkiem: Proksę, Bilgena, Mostewa i Żybintę, którzy, dziko się naigrawając, przyszli, by go wziąć z lochu.
Nie wątpił już, że przyszła nań ostatnia godzina i pragnąc ujść ręki oprawców, własnoręcznie przebił się ukrytym sztyletem.
Tak zginął bohaterski Kiejstut, a wieść o jego śmierci wnet obiegła całą Litwę i żalem przejęła wierny lud i kapłanów, którzy w nim widzieli największą podporę zachwianej wiary pogańskiej.
Jagiełło oczywiście zaprzeczył, że stało się to za jego rozkazaniem i nawet wydał niezwłocznie rozkazy, aby uroczyście sprowadzić zwłoki stryja do Wilna i tu jej uczcić należytym pogrzebem, jak przystało bohaterowi i krwi książęcej.
Leez nie czekał już na to biedny Witold, jeno umknął z więzienia przy pomocy oddanej sobie żony i oparł się aż u krzyżaków. Był to pierwszy krok nawiązania stosunku z największymi wrogami Litwy i Żmudzi i odtąd miał się jeszcze nie raz powtarzać w tej walce braterskiej.
Więc na dzień oznaczony zjechały się do Wilna liczne orszaki książąt i panów, a w dolinie Świętoroga z kłód urąbanych w świętych gajach wzniesiono olbrzymi stos dla bohatera.
Obok zebrał się liczny poczet kapłanów z Krewekrewejtą na czele i wznosił modły, a święcił ofiary bóstwom, tłum zaś ludu szeroko zaległ przestrzenie pobliskie i boleśnym jękiem powitał orszak, wiozący zwłoki Kiejstuta.
Niebawem przybył Jagiełło z całym swym dworem.
Zwłoki bohatera ułożono na stosie, tuż obok przywiązano łańcuchami jego konia bojowego i ulubione psy myśliwskie i sokoły. A krewni zmarłego i jego wierna drużyna nieśli broń kosztowną, sprzęty domowe, skóry zwierza dzikiego, kły i pazury i wszystko to składali na stosie[1]. A płaczki lały łzy rzewne i głośnemi zawodziły jęki, lud wzdychał i rzucał jałmużny i już jeden z kapłanów gotował się, by podpalić stos uroczysty.
Nagle rozległy się wrzaski i nawoływania.
— A sługę mu dajcie! Gdzież sługa wierny i ulubiony, któryby panu niósł pomoc i w tamtem życiu? Jurgę tu dajcie! Jurgę!
Tłum wył i rozpoczął poszukiwania.
Jurga zaś, zbogacony łupem zdobycznym przy boku Kiejstuta, teraz krył się na stronie i nie miał żadnej ochoty iść żywcem na stos dla miłości swego pana.
Więc przebiegły służalec, najrzawszy jak zwykle smutnego a nawet rannego Sławeńkę, jął mu przekładać, że powinien podzielić stos z Kiejstutem.
— Jam przecie człek z rodziną, a ty samotny, a obok tego i rana twoja musi być śmiertelną. Więc idź, chłopcze, śmiało i wstąp na stos, a pomnij, że imię twoje będzie żyło w pieśni obok imienia Kiejstuta i że je wajdeloci[2] rozsławią po całej Litwie i Żmudzi, dając je na chwałę i cześć u potomności.
Sławeńko zbolały słuchał w milczeniu tych słów wykrętnego pochlebcy.
W tem nowe wrzaski dobiegły do ich uszu.
— Jurgę tu dajcie! gdzież Jurga?
— Idźże, mój zbawco, a ratuj mnie nieszczęsnego! — błagał ze łzami kusiciel.
Sławeńko powstał i odparł z pogardą:
— O życie twoje mi nie chodzi, lecz pójdę oddać cześć i wierne moje służby ukochanemu panu.
I śmiało zbliżył się do stosu.
Lecz sam Jagiełło, pomny, że Jurga był głównym doradzcą Kiejstuta przy wszelkich napadach, wdał się w tę sprawę, pragnąc śmierci Jurgi.
Rozkazał go natychmiast wyszukać i sprowadzić.
Za chwilę stanął przed nim wylękły okrutnik, a on wtedy jął nad nim pastwić się słowami niby szczerej troskliwości.
— Jakże pan twój, a ukochany mój stryj, ma się obywać bez ciebie, gdy cię miłował nad innych?
— Miłościwy książę! nie godzien jestem tego zaszczytu, bo mię Kiejstut nie lubił; oto Sławeńko, którego wynosił nad innych!
— Porzuć tę skromność, waleczny rycerzu, wiemy jak łacno twoje rady były spełniane, czego dowodem jest choćby ostatnia wyprawa na Wilno. Więc ciesz się, że wkrótce wraz z panem zasiądziesz przy uczcie bogów i będziesz zażywał z niewyczerpanej czary roskoszy.
Jurga, widząc bliską swą zgubę, padł kornie na kolana i rzewne łzy lejąc, błagał już o darowanie życia, ofiarując wzamian wszystkie swe dostatki, a nawet żonę i dzieci.
Lecz lud, rozwścieczony przeniewierstwem Jurgi, wnet porwał go siłą i wlókł na stos, gdy nagle przebił się Sławeńko i śmiało wstąpił na stos, uderzając w struny bardonu.
Gdy tłum cofnął się zdumiony, a Jurga, korzystając z chwili, umknął śpiesznie, rozległy się słowa rzewnej, pożegnalnej pieśni:

Rozstąp się ludu! Zejdźcie z nieba chmury!
Ausko![3] różane otwieraj sklepienia!
Jasne wieczności radujcie się góry!
Oto potomek niebianów plemienia,
Którego ziemia godną nie była,
Do bogów czystą duszę posyła.

A ty płacz, Litwo! płacz osierocona
I jęk daleko posyłaj żałobny;
Wieki upłyną, a z twojego łona
Nie wyjdzie drugi mąż temu podobny.
Lecz jeśli wiecznej chcesz ujść przygany,
Daj poznać światu, jak czcisz twoje pany.

Oto miecz, którym poskramiał narody,
Bronił ojczyzny, dostarczał jej plonu.
Koń, z nim dzielący zwycięzkie zawody,
I sługa wierny, wytrwały do zgonu!
Niech wszystko, boskim ogniem zajęte,
Wznosi się z chwałą w przybytki święte!

Żegnam was, Litwy gaje, góry, strugi,
I ciebie, chlubo płci twojej dziewico!
Inni im służcie! A wasze usługi
Niechaj się lepszą nagrodą poszczycą.
Mnie prowadź cieniu, kędy tobie chwała
Wdzięcznej pamięci wieńce zgotowała.

Tak śpiewał smutny lutnista, stojąc na stosie i obejmując zwłoki ukochanego pana. Atoli wahał się Lizdejko, by przyjąć taką ofiarę, a lud szczerze żałował młodzieńca, nawet Jagiełło usiłował wpłynąć na zmianę jego postanowienia, podsuwając mu widoki pięknej przyszłości pod swoją opieką.
Sławeńko atoli pozostał głuchym na te głosy, a wnet potem ofiarnik, pragnąc skrócić chwile męczącego oczekiwania, podpalił stos. Ogień buchnął całą siłą i otoczył swoimi pierścieniami zwłoki i wszystko, co było na stosie.
Śród jęku i szlochania pospólstwa i pieśni kapłanów zginęły psie piski i rżenie ofiarnego konia, a wkrótce potem stos, ułożony zsuchych i smolnych kłód, spłonął doszczętnie. Wtedy kapłani zebrali starannie pozostałe popioły w ozdobne naczynia i pogrzebali je na jednej z bliskich gór, sypiąc spore wzniesienie czyli kurhan.
Tak się odbył pogrzeb ostatniego pogańskiego bohatera Litwy; tak się odbył ostatni stos pogrzebny u pogańskich Litwinów.





  1. Taki był zwyczaj u starożytnych, pogańskich Litwinów.
  2. Tak nazywali się wyższego stopnia kapłani.
  3. Auska — bogini jutrzenki u Litwinów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.