Pojata córka Lizdejki/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



I.

Sto lat już z okładem minęło od czasu, jak możny Giedymin potężną wolą dźwignął miasto Wilno śród dzikiej puszczy i rozległych błot, a jego następcy, Olgierd i Kiejstut, stałą tu sobie obrawszy siedzibę wielkoksiążęcą, całą swoją siłą przyczyniali się do rozrostu i wzmocnienia grodu.
Więc z każdym rokiem, niemal z dniem każdym, rósł ów gród warowny w czarownej okolicy przy zbiegu wartkiej Wilenki i wspaniałej Wilji, a oba zamczyska, górne i dolne, rozrastały się potężnie i groźne z baszt swych słały ostrzeżenia wrogom Litwy ze strażniczych trąb bojowych.
Gdy Jagiełło, syn Olgierdowy, zasiadł na stolicy wielkoksiążęcej, Litwa była państwem potężnem. Trzykrotne pochody Olgierdowe pod Moskwę utrwaliły jej władzę śród wielu dzielnic na Rusi i zmusiły jej kniaziów do szukania przyjaznych związków z Litwą. Z Polską nie przychodziło wprawdzie do otwartej wojny, ale lekkie a szybkie oddziały wojsk litewskich gotowe były w każdej chwili do nagłego napadu i brania bogatego łupu. A było to tem łatwiejsze w owym czasie, kiedy Ludwik, król polski i węgierski, częściej przesiadywał w Budzie, stolicy Węgier, a Polskę miotały walki możnych rodów i zawistne intrygi magnatów. Gorzej jeszcze dziać się zaczęło po śmierci tegoż Ludwika, kiedy Polacy córkę jego, młodziuchną królewnę, Jadwigę, zaprosili na tron do siebie; Polska, lubo można i silna, stanęła otworem dla wrogich napaści i polem do walki wzajemnej ubiegających się o tron i rękę królewskiego dziewczęcia. Nawet chytry Zakon Krzyżaków[1] powściągnął na czas jakiś swoje łupieżcze pochody w głąb Żmudzi i Litwy, już to dla tego, iż całą swoją uwagę zwrócił na Polskę, już też, że widział, jak stary Kiejstut, niestrudzony bohater, siadł w Trokach zawsze baczny na ich obroty, zawsze skory do szybkiego pościgu za ich najezdniczemi wojskami.
A imię owego lwa strasznego znane im było oddawna: on to przez szereg lat umiał gromadzić dokoła siebie licznych i bitnych książąt, ziemian i bojarów litewskich; on to przyjął od Krzyżaków ich lepsze uzbrojenie i sposoby walki, on wreszcie raził ich tylokrotnie i gonił a gnębił bez miłosierdzia. Lubo Jagiełło objął stolicę wielkoksiążęcą, stary Kiejstut nie przestał być jego doradcą, a swoją powagą umiał utrzymać ład i zgodę śród licznych braci i bratanków wielkiego księcia, usadowionych w odrębnych dzielnicach.

Lecz nie w smak był taki stan rzeczy na Litwie sąsiadom, a osobliwie Krzyżakom. Już lat stokilkadziesiąt, ów Zakon, pod przykrywką szerzenia wiary chrześcijańskiej śród pogan, toczył krwawe boje i rozpościerał łupieżcze pochody nad brzegami Baltyckiego morza przy ujściach Wisły i Dźwiny. Pokrewni Litwinom z wiary i języka Prusacy[2] byli już prawie doszczętnie wytępieni i ujarzmieni; nie mniej bliski szczep Łotysze zwolna ulegali podobnemu losowi, tak ze strony Zakonu, jak i północnej Rusi; jedni tylko Litwini walczyli zwycięsko w obronie swej niepodległości i swoich bogów. Lecz takie walki, lubo z jednej strony dawały Litwinom niejakie korzyści z zetknięcia z wyższą cywilizacyą Zachodu, przyczyniały się również do wielu strat, a najbardziej psuły ogólny charakter narodowy Litwinów. Łagodny, cierpliwy i pełen zachwytu dla pięknej przyrody Litwin, chętnie dotąd poprzestający na swoim skromnym bycie śród nieprzebytych puszcz, świętych gajów i stąd ciągle zmuszany do walki obronnej, przejął w części dzikość i łupiestwo krzyżackiego knechta[3], a od samych zakonników zapożyczał obłudę w stosunkach z sąsiadami, wiarołomstwo i skrytość. Ów Litwin, za czasów Litawora i Mendoga nieraz chętnie widzący obok siebie apostołów chrześcijaństwa zachodniego i wschodniego, stał się już fanatycznym w wyjątkowej czci swoich bogów i wrogiem krzyża chrześcijańskiego. Kilkakrotne krwawe prześladowania oo. Franciszkanów, zdawna osiedlonych w Wilnie przez możnego Gastolda, dają temu
MENDOG (1242—1263).
najwiarogodniejsze świadectwo. Krzyż obcej wiary dla ogółu ziemian, bojarów[4] i ludu był wyobrażeniem niewoli i ucisku, więc nie dziw, iż został powszechnie znienawidzony. Tylko na dworach książęcych i śród panów litewskich wraz z obcym zbytkiem i obcemi niewiastami osłabła cześć własnych bogów, a w ślad zatem poszło zupełne ich wyrzeczenie się[5].

Wszakże łagodny Jagiełło, lubo sam już mocno chwiejny i chętnie ucho dający wieściom z szerokiego świata, wnet po objęciu wielkoksiążęcej stolicy, uległ głośnym prośbom swojego ludu i nakazał zgromadzić najgłówniejsze bóstwa litewskie do nowowzniesionej świątyni na Antokolu[6] i tam odprawiać doroczne święta pogańskie. A obok tego, w obrębie zamku dolnego, śród poświęconego gaju w dolinie Świętoroga, stała świątynia Perkuna, naczelnego boga, na cześć którego palił się wieczny święty ogień Znicz, strzeżony przez kapłanów różnego stopnia. W podwórcu zamkowym był również dom naczelnika wiary, arcykapłana Krewekrewejty, którym był szanowany starzec Lizdejko, z rzadka tylko przybywający do Wilna na uroczystości religijne lub dworskie, a stale zamieszkujący w prastarej a już zapomnianej stolicy — Kiernowie nad Wilją. To usuwanie się starca w wiejskie zacisze lubo mogło być tłumaczone potrzebą ciszy i wypoczynku, miało jeszcze i inne przyczyny: oto czuł wierny stróż bogów i naczelnik wiary, że mimo przyjaźń i szacunek Jagiełły, wpływ jego stopniowo upada a wiara przy dworze słabnie, więc szukał oparcia wśród ludu wiejskiego, a osłody w towarzystwie ukochanej córki Pojaty[7]. Korzystał z tego wielki książę, korzystał dwór jego, z licznej a pstrej ciżby złożony, a uczty i zabawy postępowały kolejno, zmieniając się jeno to nagłym wojennym pochodem, to częstą wycieczką na polowanie w przyległe knieje, pełne zwierza grubego.
Wesoło się tedy żyło na dworze wielkoksiążęcym. Jagiełło, z przyrodzenia podejrzliwy i z ducha czasu zabobonny, był silnie przejęty uczuciem piękności natury, a więc i wdzięcznej urody niewieściej. To było powodem, iż trwał dotąd w bezżeństwie, lubo już dawno wyszedł z lat młodzieńczych i często był nagabywany o to przez matkę, księżnę Juljanę, i najpoufalszych powierników. Okrom zaś tego łudzili go nieraz swadźbą ponętną liczni kniaziowie ruscy, nawet zabiegliwy Zakon narzucał się z pośrednictwem, pragnąc i na tej drodze zdobyć wpływy i otworzyć furtkę dla swych zabiegów.
Lecz książę był głuchy na podobne namowy. Nie brakło nawet pozorów, by mniemać, że urocza Pojata przykuła jego uwagę i zyskała serce, ku czemu skłaniał się chętnie Lizdejko, bo kochał księcia jak syna, śpiesząc doń z radą i poparciem śród ludu, ilekroć tego okazała się potrzeba. Pojata zaś, samotnie mieszkająca przy ojcu od śmierci matki, całe swoje przywiązanie zdawała się zlewać na ojca, i choć wraz z nim zmuszona bywać na dworze książęcym, lubiała nadewszystko swoją zaciszną sadybę w Kiernowie, kędy, żyjąc śród kwiecia i ptasząt uświęconych gajów, mogła marzyć o przyszłej roli ofiarniczki bogini Praurymy[8].



Ludno i gwarno było już od rana w podwórcach zamku dolnego. Właśnie Jagiełło wrócił przed kilku dniami ze zwycięskiej wyprawy do Polski, w czasie której nie spotykając silniejszego oporu od rozpierzchłych sił polskich, dopadł na czele swej lotnej drużyny aż w Sandomierskie i wrócił bezpieczny, a w łup obfity zaopatrzony.
Przez te dni ciągnęły miastem wozy ładowne zdobyczą, gromady jeńców wojennych i pełne radości zastępy litewskie. Zgodnie z odwiecznym zwyczajem, na dzień ten oznaczył Jagiełło składanie łupów i publiczny ich podział w największem podwórcu zamkowem.
Już stawił się Jagiełło w orszaku braci, panów i dworzan, a nawet przybyła księżna Olgierdowa z córką i wyższem niewieściem pogłowiem, ciekawa widzieć rzadkie zazwyczaj na Polsce zdobycze. Tamże obok stali kapłani świątyni Perkuna, zarówno z innymi mający prawo do zdobyczy wojennych. Wkrótce na znak, dany przez trąby, zaczęto znosić różnego rodzaju plony.
Więc wory, pełne futer i szat kosztownych, naczynia srebrne i złote, oręż, konie, siodła, cenne kobierce i sprzęty białogłowskie, a tu i owdzie dorzucał dziki żołdak kielich lub monstrancyę, złupioną z ołtarzy.
Książę z orszakiem wszystko starannie szacował i dzielił na trzy równe części, z których jedna szła na jego skarb, druga — na rycerstwo, a trzecią dawano kapłanom.
Zaczem przyprowadzono szeregi jeńców, powiązanych w łyka, śród których więcej było mężczyzn lub zgoła nawet chłopiąt; niewiasty brano mniej chętnie, i te swawola żołnierska często traciła w pochodzie; znaczniejszych rodem i majątkiem brał książę lub zdawał na opiekę któremu z panów lub dworzan, spodziewając się bogatego okupu, resztę zaś dzielono na równi z innym łupem[9].
Lecz oczy wszystkich pilnie baczyły rozrosłego rycerza ze spuszczoną na oczy przyłbicą[10], który stał na uboczu, pilnie strzegąc ładownego wozu i branki kosztownie odzianej na nim. Jego groźna postawa nieośmielała ciekawych, którzyby radzi zajrzeli w oczy snadź młodej jeszcze niewieście.
Aż ruszył oto jeden z odważniejszych i sięgnął ręką po skrzynię, na której siedziała branka.
— Wara! — zakrzyknął rycerz, groźnie wstrząsając orężem — wara! — jeśli nie chcesz, żeby łeb twój był pod mojemi nogami. Nie żądam źdźbła z ogólnej zdobyczy, lecz biada temu, kto po moją sięgnie!...
Odstąpił napastnik, ale pomruk niezadowolenia rozległ się wnet w ciżbie.
Usłyzsał[11] to Jagiełło i wnet pytał o przyczynę, a gdy mu ją przełożono, zawezwał rycerza przed siebie i groźnie zawołał:
— Cóż to? tyś mi Dowojna się spolaczył? Czemu to dotąd z łupami nie stajesz? Czy myślisz, że łeb twój na karku pewniejszy dla tego, żeś mężnie walczył pod Zawichostem — zuchwały! to była twoja powinność. Wiem dobrze, żeś na przodzie najbogatsze dwory najeżdżał i najpiękniejsze Laszki brał w łyka, jak i to, żeś ty najpierwszy wszedł na świętą górę Polaków[12]. Łaska nasza uwalnia cię od podziału jeńców, lecz wszystko inne podług prawa musisz tu złożyć do ogólnego podziału.
— Dobrze, książę, bierz wszystko, a jest tego nie mało, bo dwadzieścia wozów przenosi, lecz zostaw mi tę skrzynię jedną, która zostaje pod opieką mojej branki, — odrzekł rycerz pokornie.
— Cóż się takiego w niej znajduje?
— Bóstwa chrześcijańskie.
— Dowojna, tyś oszalał, — zakrzyknął książę, lekko drgnąwszy. — Czemuż chcesz, bym ci te bóstwo zostawił?
— Muszę je.... do Polski — odparł rycerz spokojnie.
— I one iść muszą do ogólnego podziału, — wtrącił surowy Jerbut, starszy kapłan z najbliżej stojących.
Lecz książę nakazał onemu milczenie i rozkazał Dowojnie dać bliższe wyjaśnienie. A rycerz tak opowiadał żałośnie:
— Już miałem pełno zdobyczy, najrzawszy na uboczu zamożny dwór jakiś, wpadłem doń niezwłocznie. Sam oto znalazłem tą moją brankę u nóg starego ojca. Lecz daremnie mnie błagał, daremnie mi obiecywał skarby trzykroć większe, jam porzucił nawet łup już zabrany i, porwawszy brankę na koń, uszedłem jak zamroczony.
Okrzyk oburzenia dał się słyszeć śród słuchaczów: żałowano tylu skarbów straconych. Zaczem rycerz ruszył ramionami litośnie i ciągnął rzecz swoją dalej:
— Snadź głośno skargi starca poszły w ślad za mną, bo mię dognali Lachy nad Wisłą: uszedłem wprawdzie wraz z branką, ale dotkliwym ciosem porażon. Wziął mię ból i gorączka, aż ległem na wóz i choroba mię zmogła doszczętnie. Wtedy to owa Laszka nie żałowała koło mnie starania i jej winienem zdrowie i siły; zaś przecie mogła ujść naonczas z łatwością lub nawet zbawić mię żywota. Więc cóż za dziw, że, opuściwszy łoże, przyrzekłem ją odesłać rodzicowi, a z nią razem i skrzynię z bóstwami, bo o to najwięcej błagała.
Taka opowieść zdumiała wszystkich niemało i rozbudziła powszechną ciekawość. Sam książę podstąpił do wozu i rozkazał brance podnieść zasłonę. A wtedy ujrzano najpiękniejsze oblicze przy wspaniałej postaci.
— Sława twej urodzie krasawicy Laszko! — zawołał Jagiełło.
— Sława tobie i twemu ludowi, jeśli umiesz słabość niewiast szanować! — odparła dziewica, łagodnem spojrzeniem obejmując księcia i dwór jego.
— Pokaż że nam swoje bóstwa, — nalegał książę, — gdyż one stanowią naszą własność.
Gdy uchylone wieko skrzyni, ukazało oczom zgromadzonych bogate naczynia kościelne; branka, nosząc imię Heleny, zręcznie wtrąciła:
— Bóstwa te jednym korzyść, a drugim — szkodę tylko największą przynoszą.
Jagiełło odstąpił od skrzyni skwapliwie i zgodził się z łatwością na prośbę Heleny, aby skrzynię powierzono do czasu opiece zamieszkałych w mieście oo. Franciszkanów.
Na dany rozkaz wnet sprowadzono dwóch starców ubogo odzianych i nieśmiało stąpających śród owej ciżby pagańskich ofiarników i kapłanów, a ci, ku zdumieniu wszystkich, ujęli ciężką skrzynię z łatwością na ramiona, a śpiesznie uszli z oczu zebranych. Lecz daremnie Helena prosiła, by jej wolno było szukać przytułku u starców.
— Cóż to? — rzekł obrażony Jagiełło, który już raz wspomniał o gościnie na zamku, — czy wam milsza mnichów, niż moja gościnność? Jedna branka będzie gardzić łaską księcia i pana Litwy?
Helena na to hardo głowę wzniosła do góry i dumna swą urodą, śmiałem spojrzeniem powiodła do koła. Lecz wnet spotkawszy wzrok pełen współczucia jednego z najmłodszych ofiarników, lekko krzyknęła i padła zemdlona.
Pośpieszono jej na ratunek. Sama księżna Olgierdowa z córką Akseną troskliwie ją cuciła, więc przyczyna wypadku uszła baczności zgromadzonych. Jeden tylko Jerbut groźnie spozierał na onego winowajcę, Trojdana, młodzieńca o płomiennem spojrzeniu i wyniosłej postaci, bo mu się mocno podejrzanem wydało, gdy młodzian zbyt skwapliwie śledził oczyma znikających chrześcijan ze skrzynią i polską brankę.
Lecz Helena wnet ocknęła się, a jednocześnie zbudziła się w niej duma pięknej niewiasty i Polki, przywykłej do hołdów w otoczeniu męskiem. Więc stawiła się Jagielle ze swobodną śmiałością:
— Jestem niewolnicą, to czyńcie ze mną, co się wam spodoba, ile że w waszej mocy jest włożyć mi więzy i uciskać bezbronną. Gdy zaś we mnie widzisz bezsilną niewiastę, a masz duszę czułą i litościwą, nie ten jest sposób ofiarowania przysługi...
Takie słowa wywarły nadspodziewanie dobry skutek. Jagiełło, zwykły widzieć w niewiastach niewolnice, tę jedną uznał w duchu za istotę niezwykłą, więc trochę z obawy pominął całą sprawę milczeniem. Natomiast Olgierdowa z córką zdołały skłonić Helenę do przyjęcia gościny w zamku i wnet uprowadziły ją z sobą.
Nieszczęsna dziewica długo jeszcze zostawała pod wrażeniem owego widma z przeszłości, widma snać drogiego i serdecznego, którego odbiciem tak wiernem a niespodzianem była twarz młodego pogańskiego ofiarnika.
Był że to on? Był że to ten sam niewdzięczny, którego jej serce wybrało, a który został dla niej obojętny, bo go usidliła inna piękność, z którą ona niestety niemogła porównania wytrzymać. Wszak on to właśnie zginął prawie przed rokiem bez wieści, a jego rodzic strapiony, możny wojewoda Firlej, odtąd wiedzie smutny żywot, niepewny losu swego jedynaka.
Nie mogła jednak zrozumieć, co go przygnało do Litwy, a bardziej jeszcze, jaki los rzucił go w szeregi sług pogańskiego ołtarza.





  1. Powstały ze zlania się dwóch zakonów, osiadłych na brzegu Baltyckiego morza: rycerzów Maryi przy ujściu Wisły, i rycerzów mieczowych, przy ujściu Dźwiny.
  2. Prusakami i dziś zowią się niemcy, zamieszkujący te kraje, ale ci nie mają nic wspólnego z Litwinami.
  3. Knechtami zwali się najemni żołnierze krzyżaccy.
  4. Bojarowie byli przodkami późniejszej drobnej szlachty na Litwie.
  5. Tak, naprzykład, matka Jagiełły, a żona Olgierda, była chrześcijanką wschodniego obrządku.
  6. W miejscu, gdzie dziś się wznosi kościół św. Piotra i Pawła.
  7. Kapłani litewscy bez różnicy stopnia żyli w bezżeństwie, tylko Krewekrewejte mógł pojąć małżonkę, a stanowisko jej było zaszczytne nawet dla księżniczki z rodu.
  8. Prauryma — bogini wiosny, twórczej miłości.
  9. Tacy jeńcy wojenni dali najpierwszy początek niewolnika i późniejszemu poddaństwu.
  10. Wojenne okrycie głowy, początkowo skórzane u Litwinów, dla osłonięcia twarzy.
  11. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Usłyszał.
  12. Górę Świętokrzyską pod Kielcami ze słynnym klasztorem Benedyktynów, założonym przez Bolesława Chrobrego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.