Zwietrzył bekasa wyżeł na błocie;
I tak doń mówił z miną judasza.
— Niechaj spokojnie siedzi godność wasza:
Od dziś dnia można zaufać méj cnocie.
W świętéj spowiedzi byłem niedawno;
Za to, że z myślą złą przed bekasem Stanąłem czasem,
Kazano odbyć pokutę jawną.
Niechaj zrządzone krzywdy waszéj braci,
Skruszony grzesznik jak może opłaci.
Dziś tu na błoto przyjdzie myśliwy;
Lecz go nie dójrzysz siedząc w téj trawie:
Raczże pozwolić łaskawie,
Niechaj tak będę szczęśliwy,
Niech się zbliżę, niech zajmę straż przy twoim boku.
Jak tylko się ten zbójca zjawi memu oku,
Wnet waszmości powiém cicho,
Więc ulecisz w okamgnieniu.
Tak sam się zbawisz, ulżysz mojemu sumnieniu, I pan myśliwy zje licho. —
Uwierzył dobry bekas, i pełen pociechy,
Pozwolił psu zagładzić tą zasługą grzechy. Zbliżył się wyżeł ochoczy, Powitał ptaka ukłonem, Miłośne wlepił weń oczy, I znak dał strzelcu ogonem.
Ten przyszedł, pies się rzucił, ptak wzleciał i zginął.
Gdy możny wróg pokorą w twe serce się wkrada, Życzę byś go minął: Bo zdrada.
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).