Żyła małpa w pewnym domu.
Urwis, metr na wszystkie figle,
Cała w ruchu jak na igle,
Byle sztukę spłatać komu. Patrzając na jéj swawole Trzeba było zrywać boki. Być na kominie, pod stołem, na stole, Wyprawiać karce[1] i skoki, Tu poczęstować kota tobaką A tam przekrzywić staruszkę jaką, Przejąć wszystko co się stało, Nic to jéj nie kosztowało.
Gdy raz w podobnéj swawoli
W każdy kątek zajrzéć raczy,
Postrzegła że pan się goli.
Czegóż małpa nie zobaczy?
Czegóż, postrzegłszy, nie sprobuje sama?
Czekała tylko pory nasza dama,
I doczekała; gdy jednéj chwili
Cała się czeladź z domu wychyli,
Ona co prędzéj do pańskiéj sypialni;
Już na stoliku, już u gotowalni;
Gdzie tam chcieć wygód na prędkiéj dobie. Jak mogła usiadła Koło źwierciadła, Dawaj mydlić pyski sobie. Nieźle się z pędzlem udało; Więc łapą śmiałą, Nie ułożoną, Chwyta brzytwę wyostrzoną; I chociaż boli Piszczy a goli, To lewą to prawą Zle ale żwawo.
↑ Błąd w druku; powinno być – harce (na podstawie erraty).
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).