Przejdź do zawartości

Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć czwarta/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Agaton Giller
Tytuł Podróż więźnia etapami do Syberyi
Wydawca Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster
Data wyd. 1912
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Poznań – Charlottenburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV.

Na godzinę przed wyjściem partyi z Ekaterinburga starosta długo konferował z podoficerem i żołnierzami o przeprowadzenie partyi przez miasto, dawał im dwa ruble, lecz żołnierze nie chcieli odstąpić od 6.; starosta miał wyrachowanie, że jeżeli żołnierze poprowadzą partyę przez miasto więc mieszkańcy Ekaterinburga, na widok kajdan i niedoli aresztantów przyniosą im obfite jałmużny, jeżeli zaś poprowadzą partyę krótszą drogą obok miasta, wtedy ani bułki chleba nikt im nie przyniesie; były to więc targi o miłosierdzie publiczne, żołnierze drogo je sprzedawali. Podoficer ciągle dowodził, iż sześć rubli nie jest wysoką ceną, że prócz bułek i chleba aresztanci jak to zawsze bywa zbiorą jałmużny brzęczącą monetą dwadzieścia kilka rubli, słuszna więc jest, ażeby za te jałmużny 6 rubli żołnierzom zapłacili. Starosta ujęty i przekonany wymową, postąpił w targu pół rubla, lecz i na te sumę nie zgodzili się żołnierze, aż wreszcie po długich umawianiach, starosta zapłacił im trzy ruble sr.
Weszliśmy w miasto, dobosz zabębnił i na głos bębna, jak również na głuszący brzęk kajdanów i łańcuchów, ze wszystkich stron biegły kobiety, a każda niosła to kosz bułek lub chleba, gomółki sera lub pieniądze.
Przechodziliśmy przez znaczniejsze ulice, wszystkie pełne błota, szerokie, zabudowane kamienicami i tuż obok nich stojącemi chatami; z boku pokazały się nam obszerne budynki mennicy, wybielone i wymuskane cerkwie i wyszliśmy za miasto.
Tutaj starosta przerachował zebrane pieniądze, było wszystkiego tylko 6 rubli, a że żołnierzom zapłacił trzy, więc wypadało na jednego aresztanta cokolwiek więcej niż kopiejka jałmużny; ztąd powstało w partyi niezadowolnienie, szemranie, kłótnia z żołnierzami trwająca przez całą drogę. Żołnierze utrzymywali, iż niesłusznie na nich utyskują, bo chociaż pieniędzy mało zebrali, za to wiozą chleba i bułek dwa wozy, co także jest coś warte.
Na półetapie kłótnie wzmogły się głównie z tego powodu, że żołnierze skradli aresztantom trzy worki z bułkami; skarżyli się przed oficerem nowej komendy, lecz ten nie chciał się wdawać w rozsądzenie ich zażaleń.
Okolica za Ekaterinburgiem jest równa; góry zostały za nami, opustoszone pola i sosnowe bory składają się w widoki bardzo jednostajne, niebo zaciągnęło się chmurami, które na horyzoncie łączą się z szarą barwą ziemi. Wsie w tej okolicy rzadko się trafiają, przysiadły do ziemi jak mrowiska i wyrzucają w powietrze kłęby czarnych dymów, cisza w powietrzu dozwala dymom swobodnie rozpływać się i układać w szeroką warstwę, która niby płachta nędzy i niedoli zawisła nad okolicą. W nocy bywają silne przymrozki, a około południa powietrze ociepla się i reszty śniegu leżące w rowach i dołach topnieją.
W Biełojarsku mieliśmy dniówkę, druga dniówka wypadła nam we wsi Parszynie, a 12. listopada weszliśmy do miasta Kamyszłowa, położonego na wzgórku w sosnowej okolicy nad brzegiem Pyszmy i wpadającej do niej Kamyszłówki. Kamyszłów jest ubogie miasteczko mające do półtora tysiąca mieszkańców, domy drewniane, ulice błotniste i puste. Najznakomitszym budynkiem miasta jest cerkiew murowana i więzienie, do którego wpuścili partyę, przetrząsnąwszy poprzednio tłumoczek każdego aresztanta. Więzienie to obszerne, nie mogło jednak pomieścić naszej partyi; połowa aresztantów umieściła się w numerach, druga zaś połowa, w której i ja byłem, rozlokowała się na korytarzach.
Świeże powietrze zwabiło mnie do okna bez szyb, położyłem się więc na framudze wolny od naprzykrzonych sąsiadów. Przez okno miałem widok na zżółkniałe błonia Pyszmy i czarne lasy na widnokręgu. Wodząc okiem po martwej okolicy, zszarzanej, zżółkłej i płaskiej jak niewolnik, spuściłem z uwięzi rozsądku moją tęsknotę; podobnie do wichru jesiennego rwała uczucia, które niby liście i kwiaty wydobywały się z istoty mojego ducha, więdniały i spadały sprawując mi niewymowną boleść. Czyżby już wiosna i lato uczuć przeszły dla mnie? czyż to już jesień duchowa obnaża mnie ze wszystkiego, co ma w sobie siłę i moc życia? Och! jak smutno robić nad sobą podobne postrzeżenia; jak przykro czuć się znękanym i słabym w duchu, kiedy dopiero zbliżać się powinna pora prawdziwej męzkości.
W młodym wieku, w zupełnym rozwinięciu sił fizycznych, nie marnując i nie trwoniąc napróżno sił mojej duszy, czuję w tej chwili boleść konania i burze, które obnażają człowieka z uczuć i robią go niezdolnym do natchnień i intuicji ducha. Niewola, kajdany, poniewieranie i prześladowanie wszelkiego rodzaju, podobnie jak rozpusta i samolubstwo psują człowieka i brudzą jego uczucia.
Czuję się gorszym i niższym niż poprzednio, wiem, że w duchu moim upadłem. Dla czegóż w takim stanie, rozumu latarka świecić się zdaje żywszym blaskiem. Czyż te chwile, które mi serce targają, są chwilą przesilenia, są epoką zbliżającego się doświadczenia i końcem uczuciowego życia? Tak jest rzeczywiście; dawniej pojmowałem uczuciem, ztąd wszystko co jest wzniosłe, szlachętne, unosiło mnie na szczyt szczęścia moralnego i opromieniało czoło moje radością, wszystko pojmowałem łatwo i prędko; dzisiaj widzę, że myśl wysuwa się z rozumu i kształtuje się w kłębek pojęcia bez udziału serca, ztąd ta jesień w mojej duszy. Och! jestem gorszym i niższym niż na wolności, ratujmy więc, ratujmy uczucie przez modlitwę, prośmy Boga, żeby zachował w niewoli, niedozwolił zszargać się i zniszczyć moralnie, żeby dał mi harmonią uczucia i rozumu. Modlitwa jedna zdoła zachować od przewagi rozumu i samolubstwa, czuje jej wpływ błogi; tęsknotę, która bez oznaczenia przedmiotów rwała mi serce, modlitwa zwróciła do lepszej krainy i ludzi mojej ojczyzny; lepiej mi jest, bo znalazłem środek ratunku: Bóg i Polska obdarzy mnie harmonią, która się popsuła, i wzbogacając mnie doświadczeniem rozumu, nie wyruguje świętej siły uczucia.
Gdy się tak pasowałem z boleściami i wątpliwościami, podszedł do mnie poczciwy Serafinowicz i rozmową swoją wzmocnił mnie. Mówił o Konarskim, mówił o wojsku św. Jadwigi a mówił z taką wiarą o przyszłości Polski, że można się było ozdrowić.
Żaden z emisaryuszów nie miał takiej popularności, jak S. Konarski. Rząd moskiewski myślał go zohydzić, spotwarzyć, przestraszyć nim innych i wreszcie śmiercią jego powstrzymać pracę narodową, ale jak djabeł w znanej bajce Góreckiego, co innego wywołał. Lud powtarzał i powtarza o męczarniach zadawanych mu w śledztwie, o wielkiej duszy męczennika, a mając go w myśli otoczył cudowną aureolą legendy.
Zaraz po jego śmierci w wilejskim powiecie zaczęli mówić, iż w obłokach widzieć się daje jakieś dziwne poruszenie. Wszyscy wytężyli wzrok swój i ujrzeli tłumy wojowników zażarcie walczących z Moskalami, pomiędzy nimi widzieli Konarskiego na białym koniu z pałaszem w ręku, i tych, co poginęli z Zawiszą.[1] Walka ta w obłokach długo powtarzała się; szczegóły jej w dobrej wierze lud wieczorami w oczekiwaniu wielkich wypadków opowiadał, aż wreszcie dowiedział się o tem i rząd carski i pociągnął do protokułu wielu włościan. Ci pod przysięgą zeznali, iż widzieli Konarskiego i krwawy bój w obłokach; pomiędzy przysięgającymi był i żołnierz moskiewski, który stojąc na warcie przy więzieniu, widział także w obłokach cudowne zjawisko. Rząd zabronił mówić o niem i pogroził wysłaniem na Syberyą tym, którzy będą o walce w obłokach opowiadać. Pomimo tego lud litewski tego powiatu opowiada dotąd o Konarskim i o walce, utworzywszy takim sposobem piękną legendę, która będąc dowodem poetycznego usposobienia naszego ludu jest zarazem faktem jego głębokiej wiary w słuszność polskiej sprawy. Nie potrzebuję mówić, iż widzenie to źródło miało w sercu ludu, że to jego wiara utworzyła w obłokach cudowną walkę, nie mniej przeto zjawisko to jak i wiara, która go wywołała, było rzeczywistem; ono nam odkrywa tajemne strumienie duszy ludowej, z której wolność i niepodległość Polski wytryśnie.
Legendę o królowej Jadwidze, którą lud nazywa świętą, i zaklętem wojsku polskiem, opowiadaną mi dzisiaj przez Wincentego, słyszałem w Wielkopolsce i w Litwie, jest więc powszechną w naszym kraju i lud ją szczególniej podczas wielkich wstrząśnień, wojen, w oczekiwaniu ważnych wypadków często powtarza. W czasie obecnej kampanii sprzymierzonych, lud oczekiwał Francuzów w Polsce, spodziewał się, że ich wojska wzniecą pożar powstania, które da narodowi niepodległość i wolność. Różne pogłoski chodziły i chodzą o nich; mówili, że już wkraczają do Polski, że już są w Kaliszu i tym podobne baśnie.
Pewnego wieczora w karczmie nad Nurem pod Poddębicami, powtarzały kobiety te pogłoski, a stary włościanin powiedział im na to: «Próżno się spodziewacie Francuza, bo nie Francuz, lecz święta Jadwiga i wojsko polskie Polskę oswobodzi.»
Zapytany, jakim się to sposobem stanie, odpowiedział podobnie do Wincentego, jak następuje: «Za Krakowem w jednej z gór karpackich, jest oddział polskich żołnierzy zaklętych z królową Jadwigą. Raz w rok w nocy słychać w tej górze szelest broni, brzęk pałaszy; święta Jadwiga budzi się i wyprowadza żołnierzy, z którymi objeżdża całą Polskę na około, od morza do morza, i wraca potem do swojej góry, w której znowuż cały rok spoczywać będą ujęci snem cudownym. Gdy nadejdzie czas oswobodzenia się Polski, święta Jadwiga wyjdzie na wierzchołek góry, popatrzy na gwiazdy, a wyczytawszy z nich wyrok oswobodzenia, obudzi śpiące wojsko, które wyjdzie na ziemię i rozpocznie walkę z Moskalem, Prusakiem i Austryakiem. Choć nie wiele jest tego wojska, lecz ono zwycięży niezliczone tłumy nieprzyjaciół, którzy z Niemiec i z Moskwy na Polskę walić się będą. Rycerze ci zaklęci, walczyć będą cudowną siłą, kula się ich ani pałasz imać nie będą, armaty nic im nie zaszkodzą. Pobiwszy nieprzyjaciół znikną znowuż, a Polska zostanie wolną.» Na Litwie w kilku miejscach z małemi odmianami, opowiadają tę samą legendę. Tam mówią, iż Jadwiga nie z gwiazd, ale z ust samego ludu, dowie się kiedy nadejdzie pora oswobodzenia. «Wojsko królowej Jadwigi zaklęte siedzi w górze pod Krakowem. Pewnego razu zaszła przypadkiem w to miejsce chłopka. Obudzony szyldwach, zerwał się na nogi i zapytał: «Czy już czas?» Ta nie wiedziała, co odpowiedzieć i wojsko znowu zasnęło. Gdy kto trafi do ich miejsca spoczynku i powie, że już czas oswobodzenia Polski nadszedł, powstaną i cudowną siłą Moskali, Prusaków i Austryaków wytępią.»
Niedawno w kazamatach kijowskich parobek Franek wzięty do rekrutów słysząc, że żołnierze moskiewscy śmieją się z tego, że Polacy wierzą w cudowną pomoc św. Jadwigi, z zapałem i chłopską poczciwą wiarą dowodził im, iż tak się stanie, jak ludzie mówią, i że oni sami doświadczą jej potężnych razów na sobie.
Prócz tych, słyszałem jeszcze wiele innych podań, legend, mających za treść wiarę w przyszłość Polski. Są one wielce ważne, bo malują usposobienie ludu, dowodzą jego żywotności, a są przeczuciem całego narodu. Powszechne przeczucie jest rzetelnem proroctwem. Wielcy nasi poeci Mickiewicz, Krasiński, Słowacki, Pol w wyższym stopniu posiadając ducha narodu, w wzniosłem natchnieniu przepowiadają także odrodzenie się na niepodległość Polski. Nie tylko w Polsce, ale i u innych narodów, u Czechów mianowicie słyszeliśmy przepowiednie oswobodzenia się Polski i Czech i różne na tem tle legendy. Tak powszechne oczekiwanie, nie może być policzone w szereg mistycznych bredni; jest ono przeczuciem faktu, który przy ciągłych usiłowaniach narodu wyjarzmienia się z pod najezdników, postępie cywilizacyjnym ludzkości i rozszerzającej się idei sprawiedliwości i rzetelnego dobra narodów, niezawodnie się spełni.
Jak niegdyś jakieś tajemnicze przeczucie całego świata, poprzedziło zjawienie się Chrystusa, tak dzisiaj również powszechne przeczucie, każe nam oczekiwać odrodzenia i niepodległości Polski, a przez nią wolności wszystkich narodów. —
Z temi myślami i z wiarą wzmocnioną doczekałem się wieczora i snu.





  1. Artur Zawisza wzięty pod Krośniewicami 18. czerwca 1833. roku, powieszony w Warszawie; z oddziału jego zastrzeleni przez Moskali w Lipnie: Wojtkiewicz; żołnierz polski Zając pod nazwiskiem Porteli; Mozorow, dezerter moskiewski, i Palmert. Prócz Wołłowicza powieszonego w Grodnie, Piszczatowskiego zastrzelonego w Białymstoku, za sprawę emisaryuszów 1833. roku zastrzeleni Giecold; Szpek; w Kaliszu: Dąbkowski i Winnicki, w Szadku: Bugajski i Racięcki i wielu innych.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agaton Giller.