Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


19. Szarlatanizm.

Dotrzymaliśmy sobie nawzajem słowa: książe Wadwis wyekspedyował syna swego z ukłonami do Drzemniawy, stolicy państwa Snogrodzkiego; ja zaś postawiłem go na nogi, ale tak doskonale, że wszystkie obowiązki jako wielkorządca i głównie komenderującego korpusem jenerała mógł objąć, dzielnie pełnić, a nawet na koniu harcować przed jedynym w tych okolicach konsystującym pułkiem jazdy, nie wiele bowiem jéj tu użyć można i tylko w razie wojny z Ciemnostanem jest niezbędną dla pokrycia granicy płaskiéj od strony morza.
Sława moja rozeszła się odgłosem krociogębnym wszystkich telegrafów akustycznych po całym kraju Galangów i po całym Jasnogrodzie. Codziennie przybywało do mnie tak wielkie mnóstwo chorych, zwłaszcza starców z odległych okolic, że wszystkie hotele niemi były zapełnione i wkrótce nawet w nich zabrakło miejsca. Każdy tu chciał żyć dłużéj, a nawet tacy, których życie nikomu na nic się nie zdało i owszem jeszcze innym potrzebnym światu ludziom zawadzało, najwięcéj garnęli się do mnie. Roskosznicy, ofiarowali mi złote góry za odżywiające krople, utrzymując, że ich potrzebują do nawrócenia się i przepędzenia reszty życia w skrusze i modłach.
Nie wszystkich można było odżywiać wzmacniającym nektarem: tacy, u których chorobliwe przetworzenia brały w organach szlachetniejszych górę nad zdrowie, zamiast korzyści odnosili tylko szkodę z wzmocnienia prędu życia, zresztą wierny zasadzie mojéj, uroczyście zaprzysiężonéj w obec zawezwanego na pomoc Boga, nie udzielałem prawdziwego eliksiru życia rozpustnikom lub ludziom pędzącym życie w gnuśności; żadnemu jednakże z powierzających mi się pacyentów nie odmawiałem wyraźnie ani pomocy, ani lekarstw, każdego dobrze wybadałem pod fizycznym i moralnym względem, który tylko do mnie się uciekł po radę. Jedni otrzymywali prawdziwe krople życia, nawet bezpłatnie, jeśli byli ubogiemi; drudzy otrzymywali tylko coś kolorem do mego eliksiru podobnego, nawet za drogie pieniądze, które w tym razie przeznaczałem na dobre uczynki, mianowicie na założenie domu przytułku dla ubogich starych wysłużonych i ubogich młodych nadzieję rokujących lekarzy.
Takim sposobem, chcąc nie chcąc zapuściłem się w dotąd obrzydliwą dla mnie drogę szarlataneryi, i przekonałem się z wielką boleścią serca, że najuczciwszy człowiek gdy jest lekarzem i gdy wielkiéj dostąpi wziętości, musi dla dobra ogółu, sztuki swojéj i swego własnego, odstąpić cokolwiek od miłéj mu rzetelności. Z téj przyczyny, nie potępiajmy tak łatwo dobrze intencyonowanych lekarzy, i nie bierzmy za złe panu Wurmsky, sławnemu lekarzowi w Drzemniawie, że w wyjątkowych okolicznościach leczy suchoty kwasem siarczanym, lodem i zimnemi kąpielami, szkrofuły kąpielami z sublimatu, i że nudy fantastycznego bogatego szlachcica rozpędza katedryzowaniem stopniowém a la major. Melior anceps medicina quam nulla medicina, lepiéj niepewne lekarstwo jak żadne, mówi sobie w najlepszéj wierze doktor Wurmsky, a że kwasy i zimno jeszcze nie zostały użyte przeciw suchotom, a że lepiéj się wprawiać w katedryzowanie na żyjącym i płacącym szlachcicu jak na szpitalnym trupie, więc czemuż nie próbować nowego lekarstwa przeciw nieuleczonéj chorobie i bolesnej operacyi przeciw nudom życia bezużytecznego?
Otóż i ja szarlatanizowałem, wprawdzie nie w tak wyraźny i zbyt rażący sposób, lecz jednakże na stopę dość widzialną i martwiącą dla własnego sumienia mojego; i jedynie tém się pocieszałem, że dobroczynność z méj szarlataneryi skorzysta.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.