Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni/Rozdział VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juljusz Verne
Tytuł Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni
Podtytuł Zajmująca powieść z życia podróżników
Wydawca Wydawnictwo „Argus“
Data wyd. 1923
Druk Druk. W. Cywińskiego, Nowy Świat 36
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Tour du monde en quatre-vingts jours
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ VII.
Fogg notuje przygody.

Inspektor policji czemprędzej skierował się ku biurom konsulatu.
Natychmiast wprowadzony został do swego zwierzchnika.
— Panie konsulu. — rzekł bez żadnego wstępu, mam silne podejrzenia co do jednego człowieka, który przyjechał teraz parowcem.
I opowiedział o tem, co mu się zdarzyło ze służącym Fogga.
— Dobrze, — odpowiedział konsul, — nie rozgniewam się wcale, jeśli zobaczę tego nicponia. Ale pewnie, nie pokaże się on tutaj w mem biurze, jeśli jest tym, za którego go pan bierzesz.
Złodziej nie lubi pozostawiać za sobą śladów swej bytności, wszak ta formalność z paszportem jest najzupełniej zbyteczna.
— Panie konsulu, — rzekł Fix — przyjdzie napewno.
— Po wizę paszportu?
— Tak. Paszporty nie służą na nic innego złodziejom, jak na ułatwienie im ucieczki, jestem przekonany, że pan ten będzie miał wszystkie papiery w porządku...
Ale bez względu na to, muszę zatrzymać tu tego pana, dopóki nie przyjdzie rozkaz z Londynu, abym go aresztował.
— Ach, tak! ale to tylko pana obowiązek, panie Fix, ja się tam do tego nie wtrącam...
Konsul chciał coś jeszcze powiedzieć, ale drzwi się otwarły i chłopiec biurowy wprowadził dwie osoby: jeden z przybyłych był owym służącym, z którym Fix przed chwilą rozmawiał, drugi był jego panem. Pan przedstawił swój paszport, prosząc konsula, aby dał stempel.
Konsul przyjrzał się paszportowi, przeczytał go uważnie, podczas gdy Fix w kącie gabinetu przyglądał się i wprost pożerał oczyma nieznajomego.
Kiedy konsul skończył przeglądanie paszportu wtedy zapytał:
— Jesteś pan Filipem Fogg?
— Tak panie, — odpowiedział dżentelmen.
— A człowiek ten jest pana służącym?
— Tak. Jestto Francuz, zwany Passepartout.
— Czy przybywa pan z Londynu?
— Tak.
— A dokąd pan jedzie?
— Do Bombayu.
— Dobrze, panie, Pan wie, napewno, że wiza paszportu nie jest konieczna i że nie wymagamy okazywania paszportu.
— Wiem o tem, — rzekł Filip Fogg, — ale chcę mieć dowód, że jechałem przez Suez.
— Zgoda! — rzekł inspektor i przyłożył pieczątkę.
Filip Fogg, ukłonił się chłodno i wyszedł ze swym służącym.
Po jego odejściu rzekł Fix do konsula:
— A więc?
— A więc, — odrzekł konsul — minę ma człowieka uczciwego!
— Być może, — odpowiedział inspektor, — ale nie o to chodzi. Czy nie uważał pan konsul, że człowiek ten zupełnie a zupełnie podobny jest do opisanego w urzędzie śledczym?
— Przyznaję, ale wierzyć rysopisom nie zawsze można.
— Będę miał sumienie czyste, jeśli nie pominę żadnej okazji do pochwycenia złodzieja.
Służący tego pana zdaje mi się być bardziej wyraźnym od tego dżentelmena.
Przytem jest Francuzem, a Francuz nie potrafi wstrzymać się od gadania...
Do widzenia, panie konsulu!..
Powiedziawszy to, agent wyszedł i zabrał się do wyszukania Passepartout.
Tymczasem pan Fogg, wyszedłszy od konsula, skierował się ku brzegowi. Tutaj wydał pewne polecenia służącemu i wsiadł do łodzi, powrócił nią na pokład Mongolji i wszedł do swej kajuty.
Wziął notes na którym było wypisane, co następuje:
„Opuściłem Londyn w środę, 2 października wieczorem o 8 godzinie 45 minut.
„Przybyłem do Paryża, w czwartek, 3 października o 7 minut 20 rano.
„Opuściłem Paryż o 8 40 m. rano.
„Przybyłem do Turynu w piątek, 4 października o 6 minut 35 rano.
„Opuściłem Turyn w piątek, o 7 m. 20 rano.
„Przybyłem do Brindisi, w sobotę, 5-go października o g. 4-ej popołudniu.
„Wsiadłem do Mongolji, w sobotę o 5-ej popołudniu.
„Przybyłem do Suez, w środę, 9-go października, o godz. 11-ej rano.
Suma godzin i 158 ½ — dni 6 ½.“
Pan Fogg wypisał te daty, aby wiedzieć, czy nie opóźnia się jego podróż.
Po zrobieniu obrachunku za czas przebyty w podróży, zasiadł do śniadania w swojej kajucie.
Nie miał też wcale zamiaru obejrzenia miasta, pozostawiając to swemu służącemu, któremu dał urlop na czas postoju Mongolji.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.