Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/2 Marca 1787 r.

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

2 Marca 1787 r.

O godzinie więc szóstéj zrana gotowo już było wszystko, i po przydługim w Kozienicach pobycie, ruszył się dwór ku Wiśle w tym samym porządku jak tu przybywał. Siedém karet i powozów, z niemi assystujący półk konny buławy polnéj otaczający karetę królewską.
Droga była twarda jeszcze, choć przeszłéj nocy dészcz padał i posłużyła tak dobrze, że we trzech godzinach ubieżono pięć mil pocztowych, i po dziewiątéj przybył król do miasteczka Zwolenia do jmp. Dłuskiego jednego z synów podkomorzego Lubelskiego należącego, zowiącego się ztąd starostą Zwoleńskim. Na staje przed miasteczkiem, wyszli przeciw króla żydzi i bractwa wywijając chorągwiami, za niemi tłumy ludu, a że tu przemiana koni pocztowych wypadała, dwór zaś starościński nie był przysposobiony na przyjęcie N. Pana, wysiadł król przeciw austerji w miasteczku. Tu nim konie przeprzężono, dobyto śniadanie na zimno z magazynów podróżnych, a hr. Plater świadczy, że przyjęte było ochoczo zwłaszcza przez tych, którzy dla rannego wstania odrzekli się byli czwartkowéj wieczerzy.
Ze Zwolenia o mil cztéry oddalonego od Solca, gdzie obiad i nocleg był wyznaczony, książe Józef któremu się jednostajna podróż w powozie przykrzyła, jak był przywykły w służbie cesarskiéj do konia i siodła, przesiadł się na swojego wierzchowca. Dla towarzystwa jego Szydłowski starosta Mielnicki także konno pojechał. Hr. Plater, który wraz za N. Panem jechał w karecie z generałem Komarzewskim, zabrał się w drodze czytać korespondencyą króla Pruskiego. Początek jéj w tomie piérwszym wcale mu się nie wydał zabawny, lecz daléj listy były coraz bardziéj zajmujące.
Tak zaczytawszy się jeszcze był nie dokończył piérwszego tomu, gdy ludzie na koźle siedzący oznajmili o ukazujących się murach zamku Soleckiego, do którego król zajechał. Tu odbyła się taż sama co w Zwoleniu ceremonja powitania monarchy przed miasteczkiem przez mieszczan i kahał żydowski. Żydzi na znak radości z przybycia króla, wystawili nawet swym kosztem bramę tryumfalną na prędce we dwa dni obmyśloną, gdyż od środy dopiéro pewni byli przyjazdu N. Pana.
Zajechał król na zamek stary, wystawiony wedle podań miejscowych przez Kazimierza Wielkiego, a poprawiony późniéj przez książąt Zbaraskich. Skrzydło to, w którém obiad i nocleg został przygotowany z gruntu, odnowione było przez ostatniego starostę Soleckiego Wielopolskiego koniuszego koronnego. Stół był już nakryty i siadać miano, gdy półkownik Słomiński wszedł z raportem od Wisły, że ją bezpiecznie przebywać można, a brankary i bagaże stoją już na przeciwnym brzegu. Król, którego każda zwloką niecierpliwiła, obawiając się by znowu co nie przeszkodziło, zmienił plan natychmiast, pośpiesznie obiad podawać rozkazał i zaraz potém postanowił przez rzekę jeszcze dnia tego się przeprawić.
Zmietli więc obiad podróżni co najśpieszniéj i między trzecią a czwartą stanęli już nad rzeką pod miasteczkiem Piotrowinem. Spiczak gruntownie zrobiony i dostateczną liczbą przewoźników opatrzony, króla i dwór na drugą stronę wnet przewiózł, dwa inne galary resztę ludzi i powozów przetransportowały. Ale nim się to stało, N. Pan chwili wolnéj użył na obejrzenie historycznych miasteczka pamiątek.
Nazwanie miejsca pochodzi od owego Piotrowina, którego za Bolesława Śmiałego, jak Długosz pisze, wskrzesił święty Stanisław, a w tém właśnie miejscu suchą nogą przez Wisłę przeprowadził przed króla na sądy wiecowe naówczas w Solcu się odbywające; dla dania świadectwa przeciw potwarzy na duchowieństwo rzuconéj.
Grób tego Piotrowina, pisze hr. Plater, jest na cmentarzu w kaplicy osobno wymurowanéj, na środku któréj, leży marmurowy długi kamień prostokątny, na nogach nizkich z tegoż marmuru wyciosanych, z napisem, historją cudu wyrażającym i zachowującym pamięć tego prałata krakowskiego, który na postawienie pomnika kosztu nie żałował. Położył on go w miejscu dawnego kamienia, wytarty napis mającego. Lubo zaś ten rzeczony napis i kamień zdają się być staremi, nie można wszelako żadnéj pewnéj wyrobić sobie opinji, ażeby tenże za czasu biskupa Stanisława był do grobowca użyty, ale raczéj przez Zbigniewa Oleśnickiego biskupa Krakowskiego to wszystko być musiało zrobione, którego erekcji i fundacji jest kościół.»
Miasteczko należy do kapituły Krakowskiéj, księża przyjmujący króla przy kościele mówili mu, że w roku przeszłym 1786 zamierzano dobyć ciało Piotrowina z grobu, ale zamiar ten nie wiadomo z jakich powodów do skutku nie przyszedł. Hr. Plater robi tu uwagę, że ledwieby już popioły Piotrowina po tylu latach odgrzebać dziś można, a pewnie żadnego przy nich dowodu cudu. Król żałował bardzo, że w Zwoleniu grobu Kochanowskiego widzieć nie mógł, bo mu czas na to nie pozwolił, tu zaś miał go tak wiele, że «obszedłszy wszystkie miejsca, przeczytawszy napisy i wyegzaminowawszy malowidła tak w kościele jak w kaplicy, dobrą jeszcze godzinę w karecie siedząc czekał nie ruszywszy się dopóki adjutant z raportem nie przybył, że garderoba przybyła na tę stronę Wisły. Równo z Wisłą skończył się powiat Radomski, z tamtéj strony rzeki, Radomką rzeczką od ziemi Czerskiéj oddzielony; — wjechał król w województwo Lubelskie dążąc do Opola o półtoréj mili za Wisłą leżącego, gdzie mu obiad i nocleg był wyznaczony. Stanęli tu o godzinie ósméj wieczornéj, przywitani w niebytności księżnéj kasztelanowéj Krakowskiéj Lubomirskiéj dziedziczki miejsca tego, przez komisarza miejscowego i ks. Karoli rektora Pijarów Collegium tutejszego. Król nie długo zabawiwszy z gośćmi udał się na spoczynek.
Pomieszczono N. Pana w pałacu, a dwór w oficynie bardzo wygodnie, gdyby tylko ciepléj było, hr. Plater pisać nawet nie mogąc dla zbytniego zimna, które mu palce kurczyło, uciekł zaraz dla rozgrzania się pod kołdrę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.