Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie/Brzezicki

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Dusza towarzysza chorągwi Radziwiłłowskiéj Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie • 85. Brzezicki • Lucjan Siemieński Duchy familijne
Dusza towarzysza chorągwi Radziwiłłowskiéj Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie
85. Brzezicki
Lucjan Siemieński
Duchy familijne

W rocie pana Skuminowéj służył jakiś Brzezicki z Lublina, był on straszny hulaka, pił gorzałkę z każdym, z kim się spotkał, nigdy się niewychmielił, niewiedział, kiedy noc, kiedy dzień, niezmieniał nawet bielizny i w jednéj tylko opończy hulał po ulicy chodząc. Razu jednego przyszli do niego djabli. Spał on jak zwyczajnie w sali; tamże był jakiś Rzepnicki jego krewny, który służył w chorągwi na swoim koniu i sługa; ostatni jako młody chłopczyk spał tęgo i nie wszystko słyszał, tylko koniec, a Rzepnicki z uwagi nic nie stracił i zgodnie z Brzezickim opowiadał rzecz następną: o saméj północy słyszą oni obadwa, jakoby wóz jechał na ulicy; podjeżdża pod dom, wchodzi ktoś po wschodach prosto do sali i zatrzymuje się przy łóżku Brzezickiego. W wozie były cztery konie, ktoś z niego złazi i mówi do naszego hulaki:
— Przysłany jestem po ciebie, siadaj.
— Nie djable — odpowiada przebiegły Brzezicki, nietracąc męztwa — ja nie jeżdżę czwórką.
— Otóż masz i sześć koni. Patrzaj!
Aż tu istotnie w wozie sześć koni przedziwnych. Chcąc z biedy się wyplątać, Brzezicki znów odpowiada:
— Powóz brzydki, niemasz azyatyckich dywanów.
I wszystko było za machnięciem chustki od djabła.
Tu już niemiał czém się wymówić. Djabeł nalega koniecznie, a on niechce. Tymczasem przywięzuje do nóg łóżka postronek i ciągnie je razem z Brzezickim. Przestrach go opanował, krzyczy z całéj mocy: Chłopcze! chłopcze! A w głowie chłopca ktoś stoi w bieli, niepuszcza go i mówi:
— Rzuć tego człowieka, on do piekła jedzie.
— Jakie ty życie prowadzisz? mówił djabeł do Brzezickiego, patrzaj, oto są wszystkie twoje grzechy od samego urodzenia; oto wszystkie twoje ulubione zabawy. Teraz na sługę swego wołasz, a wczoraj czyż nie za toś go bił, że poszedł na nieszpory?
Tak przypomniawszy mu wszystkie jego nieprawości, bierze z powozu wędzonego karpia i dając Brzezickiemu mówi:
— Jedz z swymi półkownikami, (to jest: z Poniatowskim, Umichowskim i Kresą).
Ci ichmościowie, Bóg wie, jakiéj wiary byli, każdy swoję miał. Tymczasem kur zapiał i wszystko zniknęło; nasz junak ni żywy, ni martwy, dnia się doczekał, i jak tylko rozedniało, poszedł do księży Bernardynów i niewychodził z klasztoru dwa tygodnie; spowiadał się, przyjął komuniją i wszystko było próżno, dokąd się uda, zawsze mu djabeł przed oczyma w rozmaitych postaciach, to psem się przerzuci, to kotem; nigdzie niemiał pokoju. Exzorcyzmy czytali nad nim kapłani i zarzekał się pić wódkę, nic niepomagało; nakoniec zaledwie upamiętał się w pół roku.