Podania i baśni ludu w Mazowszu (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)/Podanie Miejscowe od Łomży

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Zmorski
Tytuł Podania i baśni ludu w Mazowszu
Podtytuł (z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich)
Data wyd. 1852
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Wrocław
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Podanie Miejscowe
od Łomży.



I. O Wielkoludach.

W okolicy téj, nad Narwią, miały kiedyś mieszkać Wielkoludy. — Były one tak ogromne, że chłopiec dziewczynie, swojéj przez rzekę jabłko z ręki do ręki podawał. — Kiedy bili się między sobą, stali jedni na prawym, drudzy na lewym brzegu Narwi, i ciskali na siebie kamieńmi, wielkiemi jak koło młyńskie; jeden z takich kamieni, niedoniósłszy, padł w rzékę, i leży dotąd wśród wody. — Przed kilkudziesięciu laty, kopiąc nad brzegami, znaleziono kości tych Wielkoludów i do kościoła oddano. —

II. O górze zamkowéj.

Ćwierć mili może od Łomży, idąc w górę rzéki, tuż nad brzegiem, pośród innych nadrzecznych wzgórz, znajduje się pagórek, oddzielnie stojący, nie zbyt wielki, zamkową-górą zwany; ślady murów kamiennych, w ziemi tkwiące, stwierdzają tę nazwę. — Podobnie jak niemal o wszystkich starych zamczyskach, i zgliszczach ich w Mazowszu, tak i o tutaj stojącym niegdyś, powiada się że był królowéj Bony własnością[1]. — O końcu zaś jego następne są powieści:
Władnąca tu niegdyś księżna, czy królowa, (podług niektórych właśnie Bona), miała jedynego syna, który bez jéj woli poślubił sobie ubogą siérotę. Rozgniéwana tém matka synowę straciła, syna zaś, przywiązawszy go na dzikim koniu, z zamku wygnać kazała. — Koń, przepłynąwszy Narew, tułał się długo z młodym księciem, aż go zaniósł do jednéj wsi, wśród lasu leżącéj. Ludzie, schwyciwszy konia, zdjęli z niego poranionego panicza, a opatrzywszy, głodnego marchwią, — jako najlepszém jadłem jakie mieli, — nakarmili. — Książę, przyszedłszy do siebie, zebrał ludzi z téj i z pobliskich wsi, uzbrojonych jako mógli, i szedł z nimi zdobywać zamek ojcowski. Zdobył go i zburzył, a po ucieczce matki sam panem zostawszy, przyzwał k sobie mieszkańców onéj wioski, co go od śmierci wybawili. — Co to byla za potrawa, którąście mnie posilali?“ spytał, — jako pan taki oczywiście niewiedząc nic o tak prostéj strawie. — „Marchew!“ odpowiedzieli chłopi. — „Odtąd wieś ta cała do was należy, i nazywać się ma Marchwiny, wy zaś wszyscy szlachtą Marchwińskiemi,“ zawyrokował książę. — Wieś ta ma dotąd istniéć za Narwią, jako osada drobnéj ślachty, tegóż nazwiska.[2]
Druga wersya od powyższéj różni się w końcu: podług niéj bowiem oblężona w zamku matka, niechcąc się synowi poddać, zaklęła się i wraz z zamkiem w ziemię przepadła.
To ostatnie zakończenie, lepiéj niż piérwsze, przystaje do dalszego o zamkowéj górze szczegółu: że w niéj niezmierne skarby, pod strażą złych duchów, kryć się mają. Możnaby je z zaklęcia uwolnić i wziąść, gdyby księża z fary łomżyńskiéj, w uroczystéj processyi przyszedłszy, odprawili mszą na górze; warunek jednak: że tak wybrać się z kościoła trzeba, żeby za niczém co do nabożeństwa należy nie wracać. — Dwakroć przedsięwzięło duchowieństwo tameczne spełnić to zadanie, — ale za każdą razą jakiéjś drobnostki zapomniano. — Raz trzeci wreście wybrano się już we wszelkiej zupełności i processya doszła już pod samą górę. W tém, niewiedzieć z kąd, z góry pokazała się świnia w ornat ubrana, i koziołkując przez łeb na dół spadła. Wszyscy obecni i nawet celebrujący w śmiéch! — Wtedy z głębi góry dał się słyszéć głos: — „Takie to wasze nabożeństwo! że jedna świnia je przerwała?.. i wy chcecie djabła wojować?“ —
Na to, przerażeni i istotnie upokorzeni księża wrócili z niczém do fary, — i nikt już więcéj o dobyciu skarbów niemyśli. —
Między gminem tutejszym wreście utrzymuje się, mniemanie (w wielu miejscach tak u nas jak i za granicami pospolite), że lochy w górze-zámkowéj zawarte łączą się pod ziemią z kościołem farnym w Łomży, — budową dla starożytności i składu swego uderzająca wyobraźnię. —






  1. Powiadanie gminne w tym względzie nie jest bez zasady, gdyż Bona, dzierżąc Mazowsze w oprawie, istotnie była zamków mnogich panią. Gdy zaś znajdowałem kilka ruin, przy których nic o Bonie niemówiono, wnieść by można że te, które Lud jéj przyznaje, już lub jeszcze za czasów jéj exystowały. —
  2. Zdawałoby mi się że treść główną do tego podania dało jakieś istotne zdarzenie, bezochyby wcześniejsze wiele od wtrąconych weń z czasem szczegółów. — Upowszechniona we swéj porze wieść o otruciu Barbary przez Bonę powodem jest pewnie, że téj ostatniej imię w powieść dawniejszą wmięszano. —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Zmorski.