Obietnicami wabiąc jak najmilej, Miłość w więzienne wtrąciła mię siatki, Laurze oddając klucz od mojej klatki — Gdyż się oboje na mnie wprzód zmówili.
Ta znów z umysłu raz mi drzwi odchyli, A ja — któż zechce wiarę dać tej rzadkiej Cnocie? — mam jednak w niebie na to świadki — Żem być swobodnym nie chciał ani chwili.
I dobrowolny więzień, z twarzą smętną, Dalej w kajdanach krok niepewny stawię, Na czole bladem serca mając piętno.
A tak w tej ciężkiej widząc mię przeprawie Rzekłbyś: — Jeżeli wzrok mię mój nie łudzi, Ten jest najbliższym śmierci z wszystkich ludzi! —