Łkaniem ku wiatrom skarżę się rozgłośnie, Od wzgórz gdy wzrok mój w tę dolinę skłonię, Gdzie na świat przyszła ta, co wziąwszy w dłonie Serce z mej trwożnej piersi w życia wiośnie,
W Niebo z niem poszła, — a mnie w duszy rośnie Gniew niemal na nią! bo gdy ku jej stronie Spojrzę, to próżno łez mym oczom bronię, Którym się ona wzięła tak zazdrośnie!
W tych górach stromych, skała, przepaść wszelka — W dolinach błonia — w gajach liście świeże — Murawa każda — każdy kwiat nad drogą —
W zdroju też każda chłodnych wód kropelka — Nawet, po lasach każde dzikie zwierzę Wie już oddawna, jak ja cierpię srogo! —