Śmierci! najgladsze zbladły tobą lica, I najgwiaździstsze oczy zgasły w tobie — I, co był wszelkim cnotom ku ozdobie Umysł, twą sprawą, został bez dziedzica!
Cobądź wzrok pieści i co myśl zachwyca, Wszystko mi z Laurą wzięłaś w jednej dobie Bez jej widoku, bez jej słów, cóż zrobię? Patrzeć, jak słyszeć, równa mi tęschnica!
Niekiedy, Boska przemoc jej kochania, Litością zdjęta, zejść ją ku mnie skłania, Bo wie: że innej nie mam już otuchy! I jeśli, z owych pociech mojej duszy.
Kto się uśmiechnie, lub ramiony wzruszy — W tym chyba serce równe skale głuchej! —