Z jej cudnych oczu taka światłość żywa, Raz mię, pamiętam, w blasków ujmie siecie, I razem tęschność, co jej pierś ugniecie, Taką wymową słodką mię wyzywa —
Że dziś, gdy wiążę wspomnień tych ogniwa, Jeszcze sam w sobie cieszę się jak dziecię, Nie mogąc dotąd pojąć: co też przecię Mogło przyczyną być onego dziwa?
Dusza, nawykła wiecznie być dręczoną (Jak jej to pewnie w górze jest znaczono), Wśród dwóch rozkoszy: spojrzeń tych i słowa,
Przedsmak błogości Rajskich biorąc w łono, Gdy jej otuchę dręczy zwątpień zmowa, Pomnę — już że mnie była wyjść gotowa! —