Laura ku słońcu swe złociste sploty Tą białą dłonią wstrząsa, w której mieszczę Mojego bytu los — i wzrokiem jeszcze Serdeczne w duszy budzi mi tęschnoty.
Nie miałbym w żyłach krwi, bym wiedząc o tej Doli mej, nie czuł, jak mię ziębią dreszcze — Gdyż tam rzucono w szale dwie złowieszcze: Śmierć, oraz życia mego ciężar złoty!
Patrząc w jej oczu niezmożoną władzę. Ni ztąd ni zowąd czuję: żem jest wzięty W zdradnych warkoczy owych złote skręty!
I choćbym nie chciał, cóż ja tu poradzę? Ni rozsądkowi ufaj, ni odwadze, Gdyś nie odróżnił cierpień od ponęty! —