Miłość, w okrutne dając mię ramiona, Dusi w objęciu — gdy się na to żalę, Zdwaja męczarnię — a ja, w dziwnym szale, Zazdroszczę temu, który milcząc kona.
Błysk oka Laury i westchnienie łona Zdolne wykrzesać serce nawet w skale. W pychę ją wzbija, — gdyż się nie chcąc wcale Podobać, jest podobać się zmuszona.
Ni ja przemysłem żadnym nie poradzę, Aby z jej serca wziąść precz grudkę twardą Krzemienia, w którym piękna dusza tleje —
Ni jej bezlistość ma tak możną władzę. Aby zdołała precz odepchnąć wzgardą Słodkie wzdychania moje i nadzieje. —