Panna do towarzystwa/Część pierwsza/XXXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXIII.

Jeśli Raul gorąco pragnął zobaczyć Genowefę, z niemniejszą niecierpliwością młode dziewczę oczekiwało chwili widzenia się; ponieważ jednak, żadnej nie miała wątpliwości, co do zapewnień pan a de Challins, najzupełniejsze pokładała w nim zaufanie, i czuła się kochaną, uzbroiła się przeto w odwagę i rezygnacyę.
Odwagi i rezygnacyi potrzebowała bardzo wiele, gdyż od chwili ostatniej rozmowy Raula z paniami de Brennes, owej rozmowy, którą czytelnik pamięta, życie stało się nieznośnem w pałacyku na ulicy Saint-Dominique. Szczególniej dla Genowefy; gdyż Leonida zawiedziona, upokorzona, zdenerwowana, mściła się za swoją przygodę na pannie do towarzystwa, i często doprowadzała aż do zuchwalstwa manifestacye złego humoru.
Biedne dziecko cierpiało jak męczennica.
Córka Gilberta de Vadans i Joanny de Viefville, Genowefa, czuła buntującą się pod ciosami obelg szlachetną krew płynącą w jej żyłach, lecz nie śmiała skarżyć się, ani nawet odpowiadać.
— Trzeba czekać cierpliwie — mówiła sobie — myśleć o przyszłości, starać się zapomnieć o tem co się dziś dzieje.
Najczęściej, ile razy to było moźliwem ukrywała się w 6woim pokoju; tam dawała ulgę sercu i swobodnie płakała, myśląc o Raulu, przyjacielu, narzeczonym, zbawcy...
Jednakże pewnego dnia rano wyczerpana z sił, zraniona aż do głębi duszy brutalnością Leonidy, postanowiła napisać do Raula z prośbą aby bez zwłoki wyrwał ją z tego domu, w którym jak gdyby palono ją na wolnym ogniu.
Po krótkiej walce z myślą uczynienia młodego człowieka powiernikiem swych cierpień, i żądania od niego ratunku, boleść wzięła górę.
Poszła do swego pokoju, zamknęła się na klucz i napisała list w tych słowach:

„Panie Raulu!

„Od dnia w którym uznałeś za stosowne odebrać nadzieję pannie de Brénnes, życie stało się dla mnie w tym domu niemożliwem.
„Jeżeli by tylko o mnie samą chodziło, milczałabym, lecz w każdej chwili słyszę imię pańskie wymawiane z wyrazem nienawiści, słyszę dodawane do tego imienia pogardliwe epitety, i to stanowi dla mnie mękę ponad moje siły...
„Można by sądzić, że panna Leonida, odgadła naszą tajemnicę i wie, że moje serce należy do pana, każde bowiem jej słowo, zdaje się mieć na celu znieważanie mojej miłości... To okrucieństwo i nikczemność...
„Upadam pod ciężarem oburzenia ogarniającego moją duszę... Jeżeliby stan ten rzeczy miał się przedłużyć, przestanę panować nad sobą, i zniewagą od powiem aa zniewagę...
„Zanim ośmieliłam odezwać się z tem do pana, walczyłam długo... lecz zostałam zwyciężoną...
„Ty którego kocham, ty który mnie kochasz, przyjdź w pomoc biednej dziewczynie, żyjącej tylko dla ciebie... U ratuj mnie... Mam nadzieję i czekam....

„Genowefa“.

Po napisaniu tego listu, nowa walka rozpoczęła się w umyśle młodej dziewczyny.
— Czyż to co czynię nie jest występnem? — pytała siebie — czyż mogę być pewną, że tak postępując nie przekraczam granic przyzwoitości? Raul powiedział, że mnie kocha i wierzę mu... ale czyż mam prawo narzucać mu sposób postępowania, jeżeli list mój rozgniewa go?
Mówiąc to, Genowefa wkładała list w kopertę i pisała adres.
Zaledwie skończyła, rozległ się odgłos dzwonka.
Genowefa drżąc cała wsunęła list do kieszeni i udała się na wezwanie panny de Brénnes.
— Dzwoniłam dwa razy — rzekła Leonida ostrym tonem.
— Słyszałam tylko raz jeden — — odpowiedziała Genowefa i przychodzę...
— Gdzieś była?
— W moim pokoju.
— Od pewnego czasu zanadto uczuwasz potrzebę samotności... — rzekła ostrym głosem córka margrabiny. — Nie dla tego abyś się zamykała w swoim pokoju przyjęłam cię do służby, nie zapominaj o tem!...
Powiedzieliśmy już, że cierpliwość Genowefy była na schyłku. Napastnicza gwałtowność z jaką Leonida się do niej odezwała, doprowadziła ją do uczynienia pogardliwego ruchu ramionami, którego nie była wstanie całkiem ukryć.
Leonida ruch ten spostrzegła i zbladła ze złości.
— Cóż to na Boga — zawołała — pozwoliłaś sobie wzruszyć ramionami?!
— Bardzo być może — odpowiedziała Genowefa, której oczy okryły się łzami — źle może uczyniłam, lecz zechciej pani pamiętać, że choć jestem u niej na służbie, nie jestem służącą... Racz więc postępować ze mną odpowiednio, gdyż nie pozwolę się upokarzać...
Blada przed chwilą twarz Leonidy, okryła się nagle czerwonością.
— Zapominasz się Genowefo! — rzekła świszczącym głosem — zapominasz nietylko o uszanowaniu ale i o wdzięczności! Zdajesz się nie pamiętać, że jesteś u tych którzy cię przytulili w chwili kiedy miałaś popaść wraz z twojemi w ostatnią nędzę, i że rodzice twoi dali nadali nam prawo robić z tobą co nam się podoba. Na przyszłość nie zapominaj się, radzę ci, jeżeli się to raz jeszcze powtórzy, zostaniesz wypędzona.
Łkania które Genowefa napróżno powstrzymać usiłowała wybuchły.
— Nie idzie tu o płacz — mówiła dalej Leonida — ale o posłuszeństwo. Weź książkę, która tam leży i czytaj głośno dalej to coś wczoraj zaczęła. Prędzej... Czekam!
Genowefa czyniąc heroiczne wysilenie, wstrzymała łkania i wyciągnęła chustkę z kieszeni aby otrzeć łzy spływające po twarzy. Nagłość tego ruchu spowodowała, że list do Raula który miała w kieszeni wypadł na dywan, zanim się spostrzegła.
Nic nie uchodziło badawczego wzroku Leonidy.
— Co to za list? — zapytała.
Genowefa zaczerwieniła się i szybko podniosła kopertę.
— Co to za list? — powtórzyła rozkazującym tonem.
— List do mojej matki — wyjąknęła Genowefa z widocznem pomięszaniem.
Pomieszanie to zdradziło biedną dziewczynę.
Panna de Brénnes odgadła, że Genowefa nie powiedziała prawdy.
— Odkądże to — rzekła — pisujesz do rodziców nie uprzedziwszy matki mojej albo mnie? Miałaś zwyczaj pokazywać nam swoje listy a nie chować je po kieszeniach! Chcę zobaczyć ten list. Pokaż mi go...
— Nie, pani, nie pokażę... — odrzekła Genowefa niemal pewnym głosem.
— Odmawiasz?
— Odmawiam.
— I dla czego, jeśli łaska?
— To co piszę do mnie należy...
Leonida zdumiała się z zadziwienia. Co za przyczyna mogła być tej zmiany tak wielkiej i tak niespodzianej, w tem dziecku tak skromnem i pokornem dotychczas? Zaduszona prawie gniewem zakrzyknęła:
— Przypomnij sobie, że jesteś tylko płatną służącą, i kiedy rozkazuję musisz być posłuszną.
W tej chwili margrabina weszła do pokoju.
— Cóż się tu dzieje — zapytała. — O co chodzi?
— O list napisany przez Genowefę (tak przynajmniej utrzymuje) który jej wypadł z kieszeni — odrzekła Leonida. — Chcę ten list zobaczyć... Ona odmawia... Upiera się przy odmowie... Czyż to naturalne? czyż to można tolerować?
— Naturalnie że nie... — odrzekła pani de Brénnes, potem zwracając się do Genowefy dodała: Masz zwyczaj, pokazywania nam listów do rodziców, nigdy nic przeciwko temu nie miałaś. Dlaczegóż dziś się buntujesz? Opór ten jest dziwny, tajemnica niedowytłomaczenia... Pokaż mi ten list...
— Nie pani... — rzekła Genowefa — nie pokażę go, zarówno pani, jak i pannie Leonidzie... Nie rozporządzam swoją osobą, ani czynami, ale chcę zachować przynajmniej swobodę myśli...
— Kłamie! kłamie! — rzekła Leonida piskliwym od gniewu głosem. — List ten nie jest do matki adresowany! W tem się ukrywa jakaś tajemnica, którą trzeba poznać.
— Nikt jej wiedzieć nie będzie! — odrzekła Genowefa drąc kopertę, potem otworzyła okno, i rzuciła na ulicę kawałki papieru, które wiatr porwał i poroznosił na wszystkie strony.
Leonida chciała mówić.
Margrabina ruchem ręki nakazała jej milczenie.
— Genowefo — rzekła — niegodny czyn którego się dopuściłaś dowodzi, że kłamiesz! Ten list przez ciebie podarty, nie był do matki pisany... Rodzice twoi nadali mi prawo i obowiązek czuwania nad tobą, widzę że obowiązku tego nie spełniłam, ponieważ nie myślałabyś ukrywać rzeczy, do której mogłabyś się przyznać... Dotychczas, za wiele pozostawiałam ci wolności, żałuję tego... Odtąd mniej będziesz jej miała i postaram się poznać tę tajemnicę, mogącą prawdopodobnie skompromitować twój honor i dobrą sławę mojego domu.
— Uspokój się pani! — odrzekła z dumą Genowefa podnosząc głowę. — Ani o mój honor ani o sławę swego domu, nie potrzebujesz się obawiać.
— Życzę sobie tego więcej aniżeli spodziewam, i napiszę do twoich rodziców zdając im sprawę z twe go postępowania. Od kilku dni spostrzegam w tobie chęć buntowania się, zachcenia niepodległości, które są całkiem w niezgodzie, z zależnością twego stanowiska. Postaraj się ażeby to drugi raz się nie powtórzyło! Powróć do tego czem byłaś, inaczej będę zmuszoną rozstać się z tobą. Staraj się mieć to na myśli.
Genowefa płakała już nie z boleści ale z gniewu.
Zdawało jej się, że upokarzając ją, depcząc nogami, podejrzywając o coś przynoszącego ujmę honorowi, ją, narzeczonę Raula, — pani de Brénnes jego samego znieważała.
— Otrzyj te śmieszne łzy — rzekła ostro margrabina i nie zapominaj mego ultimatum! Odejdź!
Młoda dziewczyna powróciła do swego pokoju.
— O Raulu, Raulu! — mówiła wśród łkań — kiedyż mnie wydobędziesz z tego przeklętego domu!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.