Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nic nie ma dotychczas straconego, ani nawet zepsutego. Od dziś do jutra do południa, wiele się rzeczy może się wydarzyć... Bądź gotów Julianie.
— Pa n mnie gdzie posyła?
— Tak, zaniesiesz natychmiast list.
— Na pocztę?
— Nie, do Prefektury Policyi.
— Zrozumiano... Niech pan pisze, za dwie minuty będę gotów...
Filip wszedł do swego gabinetu, zapalił świecę, i na papierze bez znaków, nakreślił zmienionym charakterem słowa następujące:

„Obywatelu szefie Bezpieczeństwa!

„Co prawda dziennniki napadające na policyę grubo mają słuszność. Jestto instytucya wyszła z mody, która już się zestarzała. Ma oczy aby nie widzieć, uszy aby nie słyszeć, i nie wie albo nie chce wiedzieć, o czem głośno mówią w okolicy placu Saint Sulpice. Wicehrabia Raul de Challins (oh! ta szlachta!) — niewątpliwie otruł swego wuja, hrabiego de Vadans, mieszkającego na ulicy Garancière, co mu nie przeszkadza spacerować z nosem podniesionym w górę zupełnie spokojnie, i naturalnie nie przeszkodzi mu jutro, w sobotę, odebrać u notaryusza swoją część sukcesyi.
„Prosty robotnik, pokorny proletaryusz, oskarżony albo tylko posądzony o podobny fakt, oddawna byłby pod kluczem!...

„Przyjaciel legalności i prawa“.

Filip włożył list w kopertę. W chwili kiedy kończył pisać, Julian ukazał się na progu gabinetu.
— Jestem gotów, panie baronie — rzekł.
— List ten odnieś do biura szefa Bezpieczeństwa. Trzeba żeby otrzymał go dziś wieczór jeszcze, albo co najmniej jutro, bardzo rano.
— Dobrze panie baronie.
Julian wziął list i wyszedł.
Zbliżywszy się do Prefektury Policyi, zatrzymał się, zapytując siebie, czy nie byłoby nierozsądnem samemu list wręczać?
— Nie — odpowiedział sobie po namyśle — nic nie ryzykuję. — Wiem przecie jakie są obyczaje w tem miejscu. Potrzebuję jedynie wejść na podwórze Permanence, wskażą mi skrzynkę do listów, wyłącznie służącą do korespondencyi osobistych szefa Bezpieczeństwa... Wsunę tam kopertę, i nikt na mnie nie zwróci nawet uwagi... No chodźmy!...
I Vendame bez wahania zbliżył się do kraty Permanance. Stało się tak jak przewidział. Agent zapytał go czegoby chciał, a po odpowiedzi wskazał mu skrzynkę. Kamerdyner włożył w nią list i powrócił na ulicę d’Assas.
— Panie baronie — rzekł — czy pan baron ma jeszcze co do rozkazania?
— Nie, już nic więcej.
— Takim razie, życzę dobrej nocy panu baronowi. Położę się do łóżka i spać będę snem niewinności.


XXXII.

Jeśli Raul gorąco pragnął zobaczyć Genowefę, z niemniejszą niecierpliwością młode dziewczę oczekiwało chwili widzenia się; ponieważ jednak, żadnej nie miała wątpliwości, co do zapewnień pan a de Challins, najzupełniejsze pokładała w nim zaufanie, i czuła się kochaną, uzbroiła się przeto w odwagę i rezygnacyę.
Odwagi i rezygnacyi potrzebowała bardzo wiele, gdyż od chwili ostatniej rozmowy Raula z paniami de Brennes, owej rozmowy, którą czytelnik pamięta, życie stało się nieznośnem w pałacyku na ulicy Saint-Dominique. Szczególniej dla Genowefy; gdyż Leonida zawiedziona, upokorzona, zdenerwowana, mściła się