Panna do towarzystwa/Część druga/XXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Filip de Garennes tegoż samego dnia jak zwykle udał się do matki przed godziną śniadania.
Baronowa oczekiwała go z niecierpliwością.
— Chodź... — rzekła biorąc go za rękę i wciągając go do swego pokoju. — Chodź prędko!!
Rysy twarzy wzburzone pani de Garennes, pozwoliły odgadnąć adwokatowi, że się stało coś nadzwyczajnego.
Jakoż skoro tylko drzwi zostały zamknięte, zapytał urywanym głosem.
— Interesa nasze źle idą?
— Tak.
— Cóż się stało?
— Wczoraj mówiłam z Genowefą... powiedziałam jej, że ją kochasz, że chcesz ją podnieść do siebie, ofiarować jej rękę i nazwisko i że będzie to dla mnie prawdziwą przyjemnością, a nawet radością, jeżeli zostanie moją córką.
— I cóż?
— I cóż! znalazłam się wobec żelaznej woli...
— Genowefa odmawia! zawołał Filip.
— Stanowczo.
— Lecz nie starałaś się zapewne matko dowieść jej, że małżeń8wo to będzie dla niej szczęściem, że nigdy, nigdy nie mogłaby marzyć o podobnym związku, jaki się jej trafia.
— Mówiłam jej wszystko co tylko powiedzieć mogłam — starałam się być wymowną, ujmującą, błagającą nawet; miałam do tego prawo, ponieważ chodziło o ciebie i utrzymywałam, że szalejesz z miłości! Pomimo to wszystko nie udało mi się przełamać jej uporu.
— Upór ten musi mieć ważne jakieś powody, rzekł młody baron. Niewiesz matko jakie to są powody?
— Genowefa ma serce zajęte...
— Przyparta do muru przezemnie, przyznała mi się, że kogoś kocha...
Filip uczynił gniewny giest.
— A czy Genowefa rzekł, powiedziała nazwisko tego rywala stojącego tak niezręcznie napoprzek naszym planom?
— Napróżno usiłowałam dowiedzieć się kto to taki... mam powody jednakże przypuszczać, że tu chodzi o jakiś sielankowy romans, i że głupia ta gąska zadurzyła się w jakimś gburze z Nanteuil-le-Haudoin...
— A więc czyż to miałoby być skończone? — Czy jesteś pewną moja matko, że nowa próba byłaby zbyteczną?
— Nie tylko zbyteczną ale niebezpieczną. — Nieudałaby się na pewno, i tym razem mogłaby obudzić podejrzenia Genowefy...
— Ha! więc tem gorzej dla niej!! wyszeptał Filip głuchym, gwiżdżącym z poza zaciśniętych zębów głosem. — Jeżeli jej się zdarzy nieszczęście, będzie to jej własna wina a nie moja... Proponowano jej idyllę... Wolała wybrać dramat... Niech się spełni jej przeznaczenie.. Co do mnie umywam ręce...
Pani de Garennes była jak trup blada.
— Czyżbyś miała się obawiać moja matko? zapytał nagle adwokat.
— Tak jest boję się...
— Czego?
— Twej myśli którą zgaduję!! Jest przerajążaca... Może nas zgubić!..
— Czyż wolałabyś stracić miliony? Zgodziłabyś się moja matko na niedostatek, nędzę? Będzie to bowiem nędza, zimna i czarna, kiedy zjemy te kilka tysięcy franków pożyczonych na twój dom w Bry!! A trwać one nie długo będą! Czy jesteś kobietą zdolną odmawiać sobie wszystkiego, żyć w ciągłem upokorzeniu?
— Wiesz dobrze, że nie.
— A zatem postępuj bez drżenia drogą, którą ja iść będę bez obawy! Kto chce dojść do celu, musi użyć środków do niego wiodących!.. Bez skrupułów, te już wyszły z mody!
— Lecz niebezpieczeństwo.
— Zażegnać je można ostrożnością i rozsądkiem, a my będziemy rozsądni. Działać będziemy zwolna, z nieskończonemi ostrożnościami. Nakoniec urządzimy wszystko w taki sposób, ażeby niepodobna było, absolutnie niepodobna, aby jakiekolwiek podejrzenie nas dotknęło. Cóż uspokoiłaś się moja matko?
Pani de Garennes poruszyła głową przecząco.
Filip z niecierpliwością wzruszył ramionami.
Baronowa odrzekła.
— Dziwi cię i gniewa mój upór, że nie daję się przekonać?
— To prawda.
— Oto przyczyna tego uporu. Nie mogę przekonać sama siebie, ażeby to co ty uważasz za konieczne, miało być nieuniknionem, a nawet pożytecznem.
— Jakim sposobem?
— Po co usuwać Genowefę, której tożsamość nigdy uznaną być nie może?
— Nigdy uznaną!.. zawołał młody baron. — Jakże błądzisz moja matko! Według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie upłyną trzy miesiące, kiedy doktór Gilbert, ta zagadkowa osobistość, mięszająca się w nasze interesa familijne, odnajdzie Honorynę Lefebvre, przewróci bowiem cały świat do góry nogami, aby ją wyszukać... Honoryna pośle go prosto do Vendamów, Vendamowie ze swej strony, wygadają co wiedzą i doktór mając w ręku koniec nitki, z łatwością dojdzie do kłębka, to jest do Genowefy. — Z drugiej strony, jeżeli przewidywania te się nie ziszczą, jeżeli Honoryna Lefebvre, umarła lub zniknęła, nie będzie dziedziczki, to prawda, ale my nic na tem nie wygramy... Nastąpi ogłoszenie o nieobecności Genowefy, i spadek obłożony zostanie sekwestrem... A zatem jak widzisz moja matko, tak czy nie, oczekuje nas zawsze nędza, jeżeli będziemy tyle słabi, aby nie rozpocząć energicznego działania...
Po kilku chwilach namysłu, pani de Garennes wyszeptała:
— Tak, widzę, że masz słuszność... ustępuję...
— Wybornie!!
— Jakiem iż środkami zamierzasz dojść do celu?
Filip przyłożył swe usta do ucha pani de Garennes i rzekł bardzo cichym szeptem:
— Za pomocą trucizny...
Baronowa zadrżała znowu i zbladła jeszcze bardziej...
— Trucizna pozostawia ślady... wyjąknęła...
— Bynajmniej, jeśli jest rozumnie wybraną, i kiedy się ją zadaje secundum artem... Otóż za kilka dni mieć będę flaszkę Belladony, której znam sposób użycia... Po śmierci, przypuszczając, że autopsya będzie miała miejsce, nie znajdą najdrobniejszego atomu zadanej substancyi.
— Ale ta substancya wywołuje chorobę?
— Koniecznie...
— A więc kiedy Genowefa zachoruje, będę zmuszona wezwać lekarza, a to będzie strasznie niebeżpiecznem.
— Tak jest, dla tego też właśnie, nie tutaj będziesz zadawać Genowefie zatruty napój...
— Ja! Tyś sądził, że ja to robić będę?
— Ależ nie ma najmniejszej wątpliwości! któżby więc, jeżeli nie ty matko! Czyż ja mógłbym pielęgnować twoją pannę do towarzystwa? No, no, tylko bez wahania, bez słabości!... Wszak musimy mieć miliony mego nieboszczyka wuja... Czy zrzekasz się ich?
Pani de Garennes dała głową znak przeczący.
— A więc do dzieła! mówił dalej Filip, — Decydujesz się działać?
— Uczynię wszystko co mi każesz...
— A więc, za kilka dni objawisz matko, życzenie opuszczenia Paryża i przepędzenia jesieni w Bry-sur-Marne. Nic naturalniejszego jak podobne życzenie, i przygotujesz wszystko aby je spełnić bez zwłoki. Przyjechawszy na wieś umieścisz Genowefę w pawilonie, połączonym z domem oszklonym korytarzem... Pierwszego zaraz dnia wiejesz w napój tej zawadzającej nam osoby, dwie krople belladony. Nazajutrz i trzeciego dnia toż samo nie zmieniając dozy. — Trzeciego dnia Genowefa położy się do łóżka... Od tej chwili, co czterdzieści osiem godzin zwiększać należy dozę o jedną kroplę... Po upływie miesiąca, twoja lektorka zgaśnie spokojnie, — i najsprytniejszy doktór nie zdoła znaleść śladu trucizny, która ją zabije... Widzisz więc moja matko, że zadanie twoje będzie łatwe.
— To dobrze... Od dziś za trzy dni wyjeżdżam. W tej chwili zaczynam pakować rzeczy i zawiadomię Genowefę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.