Panna do towarzystwa/Część druga/XLIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Panna do towarzystwa |
Data wyd. | 1884 |
Druk | Drukarnia Noskowskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Demoiselle de compagnie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pani de Garennes zaledwie była w stanie ukryć wściekły gniew jaki nią ogarnął.
Zwiedziła starannie cały brzeg Marny, ale bezskutecznie, nie było żadnego śladu.
— Dłużej szukać nie ma potrzeby, rzekła, jesteś stary niezgrabiasz.
Potem wraz z idącym za nią z długim nosem ogrodnikiem, wróciła do parku, weszła do pawilonu, pomrukując:
— Prawdziwa fatalność, niczego się nie dowiemy.
Genowefa odzyskawszy przytomność, znajdowała się w stanie wzburzenia nie dającym się opisać.
Pragnęłaby wstać, pobiedz, lecz cierpienie przykuwało ją do łóżka, bez sił, obłąkaną prawie.
Kiedy usłyszała kroki baronowej, drżeć poczęła na całem ciele.
Biedne dziewczę szczękało zębami.
Czyżby miała dowiedzieć się o śmierci Raula?
— Cóż się to dzieje, pani? wyjąknęła słabym głosem.
— Dzieję się to, moje dziecię, że Hieronim jest starym niedołęgą.
Genowefa odetchnęła.
Pani de Garennes, mówiła dalej:
— Ktoś znowu probował dostać się do parku przez mur, ale cóż, Hieronim się zestarzał, nie ma już oczu z przed dwudziestu laty... źle wycelował i złodziej uciekł, i wielka to szkoda; jednakże teraz nie mamy już czego obawiać się, nocny włóczęga wiedząc, że się pilnujemy i przyjmujemy takich gości strzałami z fuzyi, więcej nie powróci. Możemy spać spokojnie. Dobranoc ci więc moje kochane dziecko.
— Dobranoc pani.
Baronowa pocałowała Genowefę w czoło, i przez oszklony korytarz powróciła do swego pokoju, przeklinając w duszy ogrodnika, który tak źle wykonał jej rozkazy.
Po wyjściu pani de Garennes, Genowefa wybuchła płaczem i gorące zasyłała Niebu dziękczynienia za ocalenie Raula.
Pan de Challins rzeczywiście był ocalony.
Stary ogrodnik nie miał już pewnego oka, przypuszczając, że je miał kiedykolwiek, oprócz tego, ręka drżała mu już cokolwiek.
Kula świszcząc przeszła o kilka centymetrów po nad głową Raula.
Ten ostatni bardzo zadziwiony, a nawet nie ujmując w niczem jego odwadze, możemy powiedzieć, że trochę przestraszony, zamiast oczekiwać drugiego strzału, zeskoczył z muru napowrót na ziemię, i szybko pobiegł drogą prowadzącą do mostu, pomiędzy Bry a Nogent.
Raz przebywszy most, Raul zwolnił kroku, i mógł się zastanowić:
— Czatowano więc w parku, mówił do siebie. Wiedziano zatem, że będę probował dostać się tam. Jest to nieprawdopodobne, a nawet niemożliwe, nikt z wyjątkiem Genowefy, nie wiedział o moim projekcie... Spostrzeżono pewnie ślady moich nóg na rozmiękłej ziemi przedwczorajszej nocy... z tych śladów wyprowadzono wniosek o nocnym napadzie, i postanowiono urządzić straż... Powinniby zanieść skargę, zawiadomić komisarza policyi... Moja niezwykła obecność w Nogent, mogłaby obudzić podejrzenia. Pójdę prosto do Paryża, gdyż probować poraz drugi tej nocy, zobaczyć Genowefę, byłoby poprostu szaleństwem... Znajdę inny sposób...
Tak monologując Raul, skierował swe kroki ku stacyi kolei żelaznej. Przybył właśnie na czas, aby zająć miejsce w ostatnim pociągu odchodzącym do Paryża, i powrócił do domu na ulicy Saint-Dominique.
Nazajutrz bardzo rano żona odźwiernego przyniosła mu list.
List był od pana Galtier sędziego śledczego, wzywający go do swego gabinetu.
Raul miał zamiar w ciągu dnia udać się do Bry-sur-Marne, aby spróbować, czy mu się nie uda zamienić słów parę z Genowefą, a przynajmniej uspokoić ją swoją obecnością, co do skutków wystrzału, który słyszeć m usiała poprzedniej nocy.
Zmuszony jednak był wyrzec się tego zamiaru i posłusznym sędziemu śledczemu.
W pałacu Sprawiedliwości nie tracono czasu.
Pan Galtier wzywał nowych świadków ze strony Raula, wskazanych przez Filipa i Gilberta, i dodatkowe śledztwo było rozpoczęte.
Tym sposobem pan de Challins zmuszony był pozostawać przez cztery godziny w gabinecie sędziego, i kiedy nareszcie był wolny, udał się do swego kuzyna, aby zdać sprawę z tego co robił cały dzień.
Filipa nie zastał na ulicy Assas.
Drzwi pawilonu były zamknięte.
Raul powrócił więc na ulicę Saint-Dominique, i zbliżając się do swego mieszkania, spotkał Filipa powracającego właśnie od niego.
Dwaj młodzi poszli na obiad, podczas którego pan de Challins opowiedział Filipowi wszystko, co zrobiono u sędziego śledczego.
— Sprawa teraz idzie bardzo dobrze, odrzekł baron. — A nie wiesz, czy są już na śladzie człowieka o czerwonych włosach?
— Nie, do tej chwili niepodobna go odszukać.
— Czy masz wiadomości o doktorze Gilbercie?
— Żadnych.
— Kiedyż kazano ci powrócić do pałacu Sprawiedliwości?
— Jutro o wpół do jedenastej.
— Jutro cały dzień będę w domu, przygotowując obronę, rzekł Filip. — Jeżeli będziesz miał mi co do powiedzenia, znajdziesz mnie z pewnością.
— Bardzo dobrze.
Dwaj młodzi ludzie spędzili z sobą część wieczoru, poczem pożegnali się i powrócili każdy do siebie.
Filip był zakłopotany.
— Dla czego dotychczas żadnej od mojej matki nie otrzymałem wiadomości? zapytywał siebie. — Co tam się dzieje w Bry-sur-Marne? — Czy Hieronim nikogo nie widział? Kochanek Genowefy, być może, nie powrócił już więcej?... W każdym razie nie może to być Raul. Moja matka przypuszczając to, myliła się widocznie.
Przyszedłszy na ulicę Assas, pan de Garennes znalazł w skrzynce list od Baronowej.
List ten oddany na pocztę w Bry-sur-Marne, przyszedł do Paryża ostatnim kuryerem wieczornym, i zawierał opis wypadków poprzedniej nocy, wystrzał, zemdlenie Genowefy, niezręczność Hieronima, dzięki której, człowiek ten wdzierający się do parku pozostał nieznany.
Kończyła donosząc, że panna do towarzystwa ma się gorzej.
— Trzeba będzie przyśpieszyć koniec... myślał Filip. — Ten nieznany kochanek jest niebezpieczny i przestrasza mnie. Jeżeli Genowefa umrze, któż może zaręczyć, że nie będzie przedsiębrał środków, aby się dowiedzieć, w jaki sposób umarła. Gdybym chociaż miał wiadomości od Juliana, działałbym bez obawy, gdyż dla kochanka Genowefy, jest ona tylko córką Vendamów... Nie może podejrzywać prawdy.
Filip położył się do łóżka, lecz myśli nie miłe długo mu zasnąć nie pozwalały.
Stan Genowefy, jak to pisała baronowa w swym liście do syna, pogorszył się, a nawet stał się niebezpiecznym.
Nie mówiąc już o skutkach trucizny zadawanej regularnie, przerażające wzruszenie, jakiego doświadczyło biedne dziewczę, w chwili kiedy się rozległ wystrzał z fuzyi Hieronima skierowany do Raula, sprowadził w całym jej organizmie ważne komplikacye.
Do wszystkich tych cierpień przyłączał się ciągły niepokój o życie pana de Challins.
— Będzie znowu starał się dostać do parku... myślała. — Aby mnie zobaczyć, narazi się na wszelkie niebezpieczeństwa.
Zwiększające się osłabienie, nie dozwalało jej jej prawie poruszać się, a tem samem nie mogła opuścić łóżka.
Pani de Garennes nie uwodziła się co do stanu Genowefy, wiedziała doskonale, że katastrofa jest bliską.
Raul de Challins przyszedłszy do pałacu Sprawiedliwości o wpół do jedenastej, zmuszony był oczekiwać kolei, a potem przez długi czas zatrzymano go w gabinecie sędziego śledczego, a więc i tego dnia również nie podobna mu było pojechać do Bry-sur-Marne.
Lecz ponieważ następnego dnia pan Galtier nie wymagał jego obecności, postanowił odwiedzić ciotkę.
W tym celu wstał wcześnie, ubrał i kazał się zawieść na dworzec Wschodni.
W drodze myślał:
— Mało mnie obchodzi, że moja ciotka nie jest uprzedzoną o mojej wizycie... Może to nie na swojem miejscu, ale o to się nie kłopoczę. — Nie mogę żyć dłużej, nie wiedząc co się dzieje z Genowefą...
Cokolwiek po jedenastej, zadzwonił do drzwi żelaznej kraty willi.
Pan i de Garennes nie wyszła jeszcze ze swego apartamentu.
Kamerdyner oznajmił jej o przybyciu wicehrabiego de Challins.
— Czy sam przyszedł? Mój syn nie towarzyszy mu? zapytała baronowa.
— Nie pani.
— To dobrze. Poproś pana de Challins do salonu i powiedz mu, że zaraz będę mu służyć.
Służący wyszedł.
Kończąc ubierać się pani de Garennes, zadawała sobie następujące pytania:
— Po co on przyszedł? Co może mieć do powiedzenia?
Jak tylko ukończyła tualetę, natychmiast zeszła.
Raul, zbyt wpojone miał poczucie przyzwoitości, aby wypytywać lokaja o pannę do towarzystwa swej ciotki, lecz przez okna salonu patrzał się na ów dodatkowy budynek, w którym znajdował się pokój Genowefy, i widząc żaluzye na wpół zamknięte, dziwił się i trwożył.
Kiedy weszła do salonu pani de Garennes, szybko do niej się zbliżył.
— Kochana ciotko, rzekł, ściskając ją za ręce, przebaczysz mi nieprawdaż, żem przyszedł tak rano nie uprzedziwszy cię? Pragnąłem zobaczyć cię, moja ciotko jak może być najprędzej, a listowne porozumienie zbyt by oddaliło nasze widzenie; — o wiele dłużej, aniżelibym tego pragnął.
— Moje kochane dziecko, mam cię zupełnie za wytłómaczonego. Uprzedzona czy nie, zawsze jestem szczęśliwa widząc ciebie... Więc masz mi coś powiedzieć, tak bardzo dla ciebie interesującego, a tem samem naturalnie i dla mnie?
— Chciałem ci, moja ciotko, opowiedzieć to wszystko, co się stało od dwóch dni w pałacu Sprawiedliwości.
— Dotyczącego twojej sprawy?
— Tak jest.
— Mów, moje dziecię... Słuchać cię będę z uwagą i zajęciem, o jakiem zapewne nie wątpisz.
Raul opowiedział nową fazę dodatkowego śledztwa.
— A więc wszystko idzie wybornie... rzekła baronowa... Musisz być zadowolony?
— Jestem zadowolony rzeczywiście.
— Czy mówiłeś Filipow i o swojem przyjeździe do mnie?
— Nie, moja ciotko.
— Dla czego?
— Bardzo późno wyszedłem z pałacu Sprawiedliwości, a wczoraj wieczór nie widziałem Filipa.
— Zostaniesz u mnie na śniadaniu?
— I owszem, bardzo będę szczęśliwy, mogąc pozostać przy tobie dłużej, moja ciotko...
— Będziemy mogli podczas śniadania pogadać o twoich interesach, nikt nie przerwie naszego sam na sam...
Aż do tej chwili pan de Challins nie śmiał zapytać o Genowefę.
Frazes wypowiedziany przez panią de Garennes, który zresztą nie miłe uczynił na nim wrażenie, dozwolił mu dotknąć tego delikatnego przedmiotu.
— Więc panna Genowefa jest gorzej? zapytał niepewnym głosem.
— Tak, biedne dziecko, nie może opuścić łóżka.
Raul uczynił wysilenie, aby powstrzymać okrzyk boleści, który tylko co z ust mu się nie wyrwał.
— Cokolwiek zmęczenia zapewne? wyjąknął.
— Więcej aniżeli zmęczenie, niestety! upadek sił zupełny, Genowefa znajduje się w stanie, który doktór Loubet uważa za bardzo niebezpieczny.
— Bardzo niebezpieczny!! powtórzył młody człowiek prawie tracąc zmysły.
— Tak niebezpieczny, że bardzo jest mało nadziei.
— I nie mówiłaś mi tego od razu, moja ciotko!! zawołał Raul. — Zamilczałaś przedemną tę przerażającą wiadomość.
Pani de Garennes miała oczy wlepione w Raula.
Widząc go drżącym, zbladłym, zrozumiała wszystko.
— Ah! myślała — więc się nie myliłam! To on jest kochankiem tej dziewczyny! To on wchodził do parku!..
— Proszę cię moja ciotko, błagam cię — mówił dalej Raul, składając ręce, pozwól mi zobaczyć pannę Genowefę.
— Ależ mój kochany chłopcze, co za szał cię ogarnia? zapytała baronowa udając głębokie zadziwienie. Stan mojej panny do towarzystwa, podwładnej, którą znam zaledwie, nie może przecie, dotykać cię do tego stopnia, abyś był aż tak wzruszonym!
Cóż więc w tem jest? Masz minę waryata!
— Szanuję bardzo tę młodą dziewczynę, wyjąknął Raul. To co się dowiedziałem, dotknęło mnie bardzo.
— Masz dobre serce, pojmuję tę litość jaką w tobie wzbudza biedna moja chora, ale znajduję, że forma tej litości jest przesadzoną, tem bardziej, że przed chwilą słowa źle myśl moją wytłómaczyły.