Pamiętnik dr Cz. Gawareckiego/Niedowiarek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Czesław Gawarecki
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Niedowiarek.

Patrzę i nie dowierzam własnym oczom. Pacjent jak tur. Płuco lewe idealnie zdrowe, prawe bez najmniejszej plamki, a poniżej prawego obojczyka jama w płucu wielkości dziesięciozłotówki. Budowa ścian jamy wykazuje powolne szerzenie się rozpadu. Płuco „pruje się“ dokoła jamy. Pierwszy raz widzę podobny przypadek, aby pierwotne jedyne ognisko rozpadało się i nie powodowało wysiewów w inne części płuc. Mam naukowe szczęście zobaczenia klasycznie prostego i przejrzystego obrazu pierwszego stadium gruźlicy płuc.
Chory ma szczęście. — Zgłosił się o tyle w porę, że bezzwłoczne leczenie uchroni go przed grożącym lada chwila wysiewem nowych ognisk, a sama jama winna dać się zagoić dość szybko.
Zadumę mą przerywa pacjent potokiem wymowy.
— Czy Pan Doktór znalazł co u mnie? Ja jestem zupełnie zdrów. Doktór N. skierował mnie do rentgena całkiem niepotrzebnie. Nie miałem w ogóle zamiaru przychodzić. Przyszedłem z ciekawości. Chciałem przekonać się, czy to prawda, jak mi powiedziano przez telefon, że nie będę czekać. Ale już do doktora N. nie pójdę. Szkoda czasu.
— Pan pluje?
— Tak. Ale co to ma do rzeczy. Pluję. Każdy pluje, jak się przeziębi.
— Proszę pana, nie jest pan zdrów. Radzę nie lekceważyć swego stanu. Może się pan wyleczyć względnie szybko, jeśli zaufa pan swemu lekarzowi i zastosuje się do jego zleceń. Radzę nie zwlekać, gdyż zwłoka będzie pana dużo kosztować.
— Zawracanie głowy. Robi pan Doktór ze mnie wariata. Jestem zdrów, a do Ubezpieczalni nie mam żadnego zaufania. Tu zawsze robią chorych zdrowymi, a zdrowych chorymi. Nie myślę mieć nic wspólnego z Ubezpieczalnię ani jej lekarzami.
— Pytał pan, więc wyjawiłem swój pogląd. Nie narzucam go. Jest pan dorosły i odpowiedzialny za siebie i za swe słowa. Jeśli lekceważy pan siebie, nie będę i ja rozpaczał, gdy będzie pan umierał, może mi pan wierzyć. Zdążyłem zauważyć, że jest pan więcej niż arogancki, a mniej niż rozsądny. Jeśli przyszedł pan tu jedynie w tym celu, aby wygłaszać niegrzeczności, to proszę, by zamknął pan drzwi z tamtej strony.
Pacjent nie wyrzekł ani słowa i speszony opuścił gabinet. Byłem obruszony jego prostactwem i jednocześnie rozbrojony jego ślepym zacietrzewieniem. Gadatliwość i podniecenie jego kazały mi przypuszczać, że podświadomie wyczuwa, że jest chory i powiedzenie moje o śmierci zapewne będzie punktem zwrotnym w jego stosunku do samego siebie.
Zapomniałem o nim.
Nieco później niż pół roku potem, wyłania się z kabiny w mroku pracowni jakaś obfita sylwetka mężczyzny i zwraca do mnie.
— Ja bardzo przepraszam pana doktora. Nie wiem czy pan doktór pamięta mnie, ale chyba tak, bo zachowywałem się wystarczająco niegrzecznie. Byłem tu w takim miesiącu. Nie miałem zaufania do Ubezpieczalni. Nagadałem głupstw. Ale jak mi pan doktór powiedział, że mogę umrzeć to zastanowiłem się. Poszedłem do prywatnego lekarza i prywatnego rentgena. Wydałem niepotrzebnie huk pieniędzy, aby przekonać się, że jestem niemądry. Ubezpieczalnia wysłała mnie natychmiast do sanatorium. Przybyłem na wadze dziesięć kilo. Powiedzieli mi, że jestem już zdrów. Prosiłem o skierowanie specjalnie do pana doktora z prośbą o zbadanie obecnego mego stanu. Bardzo przepraszam i serdecznie dziękuję.
Radość moja z nawrócenia „grzesznika“ była tym większa, że pomimo najskrupulatniejszego badania nie znalazłem nawet śladu po jamie. Był zupełnie wyleczony.
Badałem tego pacjenta raz jeszcze po jakimś roku. Płuca bez śladu zmian. Sam pacjent chwalił się, że przestrzega pedantycznie higieny życia i zachowuje wdzięczność dla Ubezpieczalni.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Czesław Gawarecki.