Przejdź do zawartości

Pamiętnik chłopca/Dzieci cierpiące na angielską chorobę

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały maj
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DZIECI CIERPIĄCE NA ANGIELSKĄ CHOROBĘ.
5, piątek.

Dziś miałem dzień wolny, nie byłem w klasie z powodu lekkiego niezdrowia i mama zaprowadziła mnie z sobą do Instytutu dzieci rachitycznych (dotkniętych angielską chorobą), dokąd się udała, aby starać się o umieszczenie w zakładzie córeczki naszego stróża; ale nie pozwoliła mi wejść z sobą do szkoły.
Nie zrozumiałeś więc, Henryku, dlaczego nie pozwoliłam ci wejść? Oto, aby nie stawiać przed oczy tych nieszczęśliwych, tam, w środku ich szkoły, niemal jakby na pokaz, chłopca silnego i zdrowego; i tak zawiele mają już oni sposobności do czynienia bolesnych dla siebie porównań. Żebyś ty wiedział, jaka to rzecz smutna! Na płacz mi się zbierało, gdym tam weszła do środka. Było ich razem ze sześćdziesiąt, dziewczynek i chłopców... Biedni męczennicy! Kości, ciałka pokrzywione okropnie! Spostrzegłam zaraz wiele miluchnych twarzyczek, wiele ocząt pełnych wyrazu: była tam jedna dziewczynka o nosku wydłużonym i ostréj bródce, jak staruszka, lecz miała uśmiech nieopisanéj słodyczy. Niektóre dzieci, widziane z przodu, są śliczne i zdawałoby się, iż nie są ułomne; ale niech się tylko obrócą... ach! serce się ściska! Był tam właśnie lekarz, który je oglądał. Stawiał je na ławce i podnosił ubranka, aby się dotykać do wydętych brzuszków i zgrubiałych stawów, ale te biedne istotki wcale się nie wstydziły; znać, że to są dzieci, które już nawykły do tego, by je rozbierano, oglądano, badano, opukiwano, obracano na przeróżne sposoby. I pomyśleć tylko sobie, iż obecnie są już w najlepszym okresie swéj choroby, że już prawie nie cierpią. Lecz któż zdoła powiedzieć, ile wycierpiały podczas pierwszego skrzywiania się kości pacierzowéj i całego ciała, kiedy w miarę wzmagania się ich ułomności widziały zmieniające się przywiązanie dokoła siebie, biedne dziatki, pozostawione przez całe długie godziny samotnie w kątku izdebki, albo na dziedzińcu, źle żywione, często nawet wyszydzane i dręczone całemi miesiącami przez opaski i różne inne niepotrzebne ortopedyczne przyrządy! Teraz wszakże, dzięki staraniom, troskliwéj opiece, pożywnym pokarmom i gimnastyce, wiele z nich ma się znacznie lepiéj. Nauczycielka kazała im się przy mnie gimnastykować. Litość brała patrzeć, jak na dany znak wyciągały się pod ławkami wszystkie te nożyny obandażowane, ściśnięte w leszczotkach, pokurczone, w guzach, wykręcone: biedne nożyny, które chciałoby się pokryć pocałunkami! Niektóre nie mogły podnieść się z ławki i siedziały tak, z głową pochyloną na ramię, gładząc ręką kule, o których się dźwigały; innym, gdy wyprężały ręce naprzód, tchu brakło i ciężko upadały na ławkę, blade, ale uśmiechnięte, aby ukryć cierpienie. Ach, Henryku! a wy, co tak mało dbacie o zdrowie, wy, dla których być zdrowymi zdaje się błahą rzeczą! Myślałam sobie o pięknych, silnych i rumianych dzieciakach, które matki prowadzą jak gdyby w tryumfie, chcąc się niemi pochwalić, dumne z ich piękności; i zapragnęłam w téj chwili módz wszystkie te biedne główki przycisnąć do serca, a gdybym była sama na świecie, tobym powiedziała zaraz: tu pozostanę, chcę życie poświęcić dla was, służyć wam, być matką wam wszystkim, aż do ostatniego dnia mego życia... A dzieci tymczasem śpiewać zaczęły; głoski ich były słabe, słodkie, smutne, trafiające do duszy... Nauczycielka pochwaliła je za śpiew — były z tego uradowane: a podczas gdy przechodziła pomiędzy ławkami, całowały ją po rękach i ramionach, bo wszystkie czują wdzięczność i są bardzo do niéj przywiązane. I pojęcie mają bystre te biedne dzieciny, jak mi to powiedziała ich nauczycielka. Nauczycielka jest młoda i miła, która na swéj twarzy pełnéj słodyczy ma wyryte piętno cichego smutku, jakby odbicie tej wielkiéj niedoli, na którą ustawicznie patrzy, którą łagodzi i koi. Zacna, droga dziewczyno! Z pomiędzy wszystkich istot ludzkich, które sobie na życie zarabiają pracą, niema chyba ani jednéj, coby szlachetniéj i święciéj pracowała nad ciebie.

Twoja matka.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.