Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kręcone: biedne nożyny, które chciałoby się pokryć pocałunkami! Niektóre nie mogły podnieść się z ławki i siedziały tak, z głową pochyloną na ramię, gładząc ręką kule, o których się dźwigały; innym, gdy wyprężały ręce naprzód, tchu brakło i ciężko upadały na ławkę, blade, ale uśmiechnięte, aby ukryć cierpienie. Ach, Henryku! a wy, co tak mało dbacie o zdrowie, wy, dla których być zdrowymi zdaje się błahą rzeczą! Myślałam sobie o pięknych, silnych i rumianych dzieciakach, które matki prowadzą jak gdyby w tryumfie, chcąc się niemi pochwalić, dumne z ich piękności; i zapragnęłam w téj chwili módz wszystkie te biedne główki przycisnąć do serca, a gdybym była sama na świecie, tobym powiedziała zaraz: tu pozostanę, chcę życie poświęcić dla was, służyć wam, być matką wam wszystkim, aż do ostatniego dnia mego życia... A dzieci tymczasem śpiewać zaczęły; głoski ich były słabe, słodkie, smutne, trafiające do duszy... Nauczycielka pochwaliła je za śpiew — były z tego uradowane: a podczas gdy przechodziła pomiędzy ławkami, całowały ją po rękach i ramionach, bo wszystkie czują wdzięczność i są bardzo do niéj przywiązane. I pojęcie mają bystre te biedne dzieciny, jak mi to powiedziała ich nauczycielka. Nauczycielka jest młoda i miła, która na swéj twarzy pełnéj słodyczy ma wyryte piętno cichego smutku, jakby odbicie tej wielkiéj niedoli, na którą ustawicznie patrzy, którą łagodzi i koi. Zacna, droga dziewczyno! Z pomiędzy wszystkich istot ludzkich, które sobie na życie zarabiają pracą, niema chyba ani jednéj, coby szlachetniéj i święciéj pracowała nad ciebie.

Twoja matka.