Szedł pijany przy płocie dobrze mu się działo:
przeszedł był bokiem drogę okazałą
gdy płot się skończył. Ale że i w statku
nieraz zmysł zwiedzie; zaszkodzi w dostatku, —
tembardziej więc pijanych napewno zawodzi:
na drugą stronę płotu omackiem przechodzi
i, że zdąża do celu, w jak najlepszej wierze
wsteczną drogę przedsiębierze.
I znowu płot się skończył — i znowu bez zmiany
tej, co przedtem omyłki nadużył pijany.
Tak się błąkał w ciemnościach nieświadom zawodu,
lecz kiedy wiatr silniejszy powiał od zachodu,
pragnąc opór stateczny dać srogiej wichurze,
na płot naległ i runął z nim razem w kałużę.
Filozofom, co idą pijani przy płocie,
nie życzę — kiedy runie, by zostali w błocie.