Ostatnie dni Pompei/Rozdział XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


CZĘŚĆ TRZECIA.

ROZDZIAŁ XVIII.
Julja udaje się do Arbacesa.
.

— Kobieta wysokiego znaczenia, jak widać z jej ubioru, i młoda, jak widać z postaci, bo twarz ma zakrytą zasłoną, pragnie widzieć się z Arbacesem — zameldował niewolnik.
Serce Egipcjanina zabiło gwałtownie. Czyżby Jona?!
Nie. To nie była Jona. Wchodząca, jakkolwiek wykwintna, nie miała tej godności i nieporównanego wdzięku w ruchach.
— Przebacz, że nie podniosłem się naprzeciw tobie, piękna pani. Zaledwo wstaję po chorobie — przywitał ją.
— Nie trudź się, szlachetny Egipcjaninie, i przebacz nieszczęśliwej, że szuka pomocy u twojej mądrości, której sława napełnia świat cały.
— Mogą-ż uszom piękności przynieść pożytek moje zimne tajemnice?
— Czyż boleść nie znajdzie ulgi u mądrości, a kochająca bez wzajemności nie jest-że ofiarą boleści?
— Racz podnieść zasłonę, abym przekonał się, czy twarz odpowiada doskonałości kibici, i mógł dać ci odpowiedź trafną.
Ośmielona pochlebstwem, odrzuciła zasłonę. Rzekł:
— Dam ci radę najlepszą. Ukaż twarz niewdzięcznikowi. — Rada nieskuteczna wobec zaślepionego miłością dla innej.
— Dowiedz się, piękna nieznajoma, że miłosne napoje nie znajdą się w liczbie owoców mej pracy i wiedzy.
— W takim razie przyjmij moje pożegnanie! — cofała się ku drzwiom.
— Wstrzymaj się! — zawołał, ulegając jej powabowi — może potrafię ci pomódz, jeżeli okażesz mi otwartość. Czy jesteś niezamężną, jak wskazuje twój ubiór?
— Tak jest.
— Chcesz uwieść bogatego kochanka?
— Jestem bogatsza od tego, który mną wzgardził.
— I możesz kochać tego, który odrzucił... ciebie?!
— Nie wiem, czy go kocham, czy nienawidzę. Chcę go widzieć u stóp swoich!
— Duma godna kobiety. Zawierz mi jego imię.
— Nie zdradź mnie. Jest to pewien szlachetny Ateńczyk, zamieszkały w Pompei i cieszący się sławą piękności u kobiet.
— Glauk! — wykrzyknął.
— Tak, zgadłeś jego imię, czarnoksiężniku.
Zapadł w milczenie. Coś ważył w myślach.
— Młoda dziewico! — ozwał się do oczekującej z natężeniem — prośba twoja wzruszyła mnie i chcę ci pomódz. Sam nie trudnię się temi fraszkami, lecz znam kogoś... U stop Wezwujusza, mniej niż o milę od miasta, mieszka czarownica, która zbiera na nowiu pod złowieszczą rosą zioła, mogące sokiem więzić miłość na zawsze. Udaj się do niej i rzeknij, że przysyła cię Arbaces.
— Jest to droga zbyt odległa i niebezpieczna dla młodej dziewczyny samej. A dobrej sławy swojej nie chcę powierzyć nieznajomym przewodnikom.
— Poczekaj kilka dni, aż powrócę do zdrowia. Sam ci będę towarzyszył.
Powstał, jakby dla doświadczenia sił swoich; przeszedł małą przestrzeń, chwiejąc się na nogach.
— Ale Glaukus rychło żeni się ze swoją Neapolitanką.
— Żeni się?! Rychło?! Wiesz to napewno.
— W pierwszych dniach przyszłego miesiąca. Wiem to od jego niewolnicy.
— To nie nastąpi — odparł żywo. Glaukus będzie twoim małżonkiem. Ale jak zdołasz mu sama podać napój miłosny?
— Mój ojciec zaprosił go z narzeczoną na wieczerzę do nas pojutrze. Znajdę sposobność.
— Jutro wieczorem przybądź tu w lektyce. Powiedz w domu, że udajesz się do gospody, o dwie mile za miastem, odwiedzanej przez Pompejan dla kąpieli źródlanych. Żywy czy umarły towarzyszyć ci będę. Zaczekasz aż konstelacje Kóz i Pasterza skryją się wraz z gwiazdą wieczorną, ażeby mrok osłonił nasze kroki. Teraz wróć do siebie spokojna. Arbaces — Egipcjanin przysięga na Hadesa, że Jona nigdy nie poślubi Glauka!
— I Glauk będzie moim?
— Tak!
Kiedy został sam, wyprostował się z dumą radosną, wzniósł ręce i jakby wzrokiem przebijał mury, rzekł:
— Świetne gwiazdy, których żaden fałsz nigdy nie splamił!... przepowiedziałyście mi, że czeka mnie triumf w walce z wrogami i zwycięstwo w miłości, jeżeli przeżyję wielką katastrofę. Przeżyłem, ale przed godziną błądziłem w pomroce chory i bezradny. A oto wy zsyłacie mi pomoc. Ta kobieta będzie tajną sprężyną zemsty mojej — strasznego dzieła, w którem ręka wielkiego kapłana Izydy może być niewidzialną!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.