Ossolineum/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Fischer
Tytuł Ossolineum
Wydawca Macierz Polska
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia przy Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.

Pod nadzorem rządowym.


MAURYCY HRABIA DZIEDUSZYCKI.
Maurycy hr. Dzieduszycki przyjął urząd zastępcy kuratora, a raczej rządowego zawiadowcy, w bardzo trudnych warunkach. Opinia i prasa były wzburzone. Opinia oświadczała się za księciem Jerzym, usuniętym z Zakładu za to, iż w sejmie w Kromieryżu należał do opozycyi i popierał politykę słowiańsko-czeską. Gdy się jednak zważy, że w razie nieprzyjęcia kuratoryi przez Dzieduszyckiego, mógłby zostać zawiadowcą nieprzyjaźnie usposobiony dla Zakładu Niemiec, który byłby tamował rozwój instytucyi, trudno brać za złe Dzieduszyckiemu, że ze względu na interes Zakładu postąpił wbrew statutowi i powszechnemu życzeniu. Najwięksi przeciwnicy nie mogli mu odmówić wysokich kwalifikacyi naukowych i administracyjnych. Nowy kierownik zajął się szczerze sprawami Zakładu, uporządkowaniem jego finansów, pomnażaniem biblioteki i zbiorów i podniesieniem naukowego znaczenia Zakładu przez liczne stosunki ze światem naukowym w kraju i zagranicą, oraz przez zgrupowanie w samym Zakładzie bardzo wybitnych współpracowników. „Tymczasowym zastępcą dyrektora“ mianował Augusta Bielowskiego, który już od roku 1845 pracował w Bibliotece, po przełamaniu oporu władz przeciw tej nominacyi, a w roku 1853 kustoszem został Karol Szajnocha. Szajnocha był Zakładowi niezmiernie pomocny. Już samo nazwisko jego zacne i dobrze w kraju zasłużone było chlubą dla Zakładu. Zaczął spisywać katalog dzieł polskich w bibliotece i w ciągu lat 1853 i 1854 znacznie posunął tę pracę, ale przedewszystkiem, mając ustalone warunki życiowe i możność spokojnej pracy w umiłowanym kierunku, poświęcił się zupełnie badaniom naukowym. Z rzadką sumiennością prowadził też korektę drugiego wydania słownika Lindego i możliwe, że żmudna ta praca zepsuła doszczętnie osłabiony już dawniej wzrok Szajnochy; wskutek ociemnienia ustąpił z Zakładu w 1857 roku. Na miejsce jego powołano z Paryża Ksawerego Godebskiego. Przez pewien czas pracował w Zakładzie także uczony Jan Wagilewicz, który pomagał, jak przez całe swe życie, cicho i bez rozgłosu, po większej części bezimiennie. Mianowany w roku 1851, jeszcze przez Jerzego ks. Lubomirskiego, tymczasowym kustoszem, poświęcił się z całem namiętnem umiłowaniem swym obowiązkom. Zasłużył się szczególnie około uporządkowania biblioteki, którą tak poznał, że nawet na pamięć był w stanie wskazać każde dzieło i miejsce jego pomieszczenia. Niestety, tylko kilka miesięcy trwała jego praca w Zakładzie. Później już, jako tłumacz dla języka ruskiego przy gubernium, obok swych zajęć urzędowych, prowadził korektę słownika Lindego, która wartość samego wydawnictwa niezwykle powiększyła. Konserwatorem galeryi obrazów i muzeum został w roku 1852 Felicyan Łobeski.

Zakładem narodowym im. Ossolińskich rządziło więc wówczas grono ludzi znakomitych, zajmujących w literaturze świetne stanowisko. Pod ich czujną i doświadczoną strażą mógł być ogół zupełnie spokojny o zbiory narodowe i pewny, iż zgromadzone tam skarby naukowe pozostaną nieuronione i będą kiedyś oddane nienaruszonemi pieczy prawowitego kuratora. Inna wszakże wynikała stąd niedogodność pod względem wewnętrznej organizacyi Zakładu. Od uczonych pisarzów z powołania, zajętych poszukiwaniami naukowemi do dzieł własnych, wymagających zupełnego oddania im całego czasu i pracy, trudno wymagać, aby byli urzędnikami, oddanymi pełnieniu tych drobiazgowych, biurokratycznych czynności, których wymaga porządek biblioteczny. Cierpiał zaś na tem Zakład, iż nie posiadał dostatecznej liczby naukowo przysposobionych urzędników, obznajomionych wieloletnią wprawą z zajęciami bibliotecznemi i wyłącznie tem zajętych. Służbę biblioteczną pełnili stypendyści; ale młodzi, co dwa lata zmieniający się stypendyści, nie mogli być tem dla Zakładu, czem urzędnicy stali, z zawodu pracom bibliotecznym oddani, z dostatecznem doświadczeniem i znawstwem bibliograficznem. Tak więc wskutek zmiany ludzi bynajmniej postać naukowa Zakładu się nie zmieniła. „Czasopisma“ nie wydawano. Katalogów nowych nie tworzono, bo dawne okazały się dobrymi, numizmatyki nie przeistaczano, ale ją tylko uzupełniano, wskutek braku sił musiano przerwać katalogi odsyłaczy, rozpoczęte za Szlachtowskiego. Słowem, wszystko tak jak było. Dziwić się temu nie można. Zastępca kuratora, zarazem radca namiestnictwa, obok licznych zajęć urzędowych i literackich, musiał się troszczyć także sprawami administracyjnemi Zakładu. Szajnocha pracował nad swem wielkiem dziełem p. t.: „Jadwiga i Jagiełło“, które mu zjednało tyle rozgłosu. Bielowski zajmował się wydaniem pierwszego tomu „Pomników historycznych polskich“, któremu to dziełu poświęcił kilkanaście lat pracy i poszukiwań i przez które położył kamień węgielny pod badanie początkowych dziejów naszych. Łobeski opisywał kościoły i obrazy lwowskie, dzieląc czas swój pomiędzy pędzel a pióro.
Aby jednak okazać światu naukowemu, że Zakład pod administracyą rządową nie próżnuje, z polecenia namiestnika Agenora hr. Gołuchowskiego rozpoczęto przedruk słownika Lindego. Według pierwotnego planu, po ukończeniu przedruku słownika, miał być wydany tom dodatkowy, opracowany przez najznakomitszych filologów współczesnych, którzy na wezwanie Zakładu pracy tej się podjęli. Choroba Szajnochy, śmierć Wagilewicza i inne zresztą okoliczności sprawiły, iż zamiar nie przyszedł do skutku i tomu dodatkowego nie wypracowano. Natomiast Bielowski w roku 1862 rozpoczął wydawać pismo zbiorowe p. t.: „Biblioteka Zakładu im. Ossolińskich“ tomami, po cztery tomy na rok, mające być wyrazem bieżącego ruchu naukowego.
W roku 1863 nie brakło na polach bohaterskich walk o wolność także dawnych urzędników Zakładu narodowego im. Ossolińskich. Bardzo wielu zaś z nich miało choćby pośredni udział w tym ruchu. Działania na większą skalę nie dopuszczała baczność czujna ówczesnych władz politycznych i nadzór rządowy, jakiemu wtedy Ossolineum ulegało.
Wogóle jednak w Dzieduszyckim znalazł Zakład narodowy dobrego administratora, który zdjął z fundacyi ciężar drukarni, wydzierżawiając ją, a nadto wykończył ostatecznie gmach główny. Równie energicznie przeprowadził ściągnięcie licznych zaległości z dóbr funduszowych; był więc komisarzem nieszkodliwym, a nawet użytecznym. Radca namiestnictwa i kurator zarazem, działając w tym dwoistym charakterze i wspierany znaną energią namiestnika, przeprowadził w szybki a skuteczny sposób w drodze administracyjnej wszystkie sprawy, o które nadaremnie walczył przez wiele lat poprzedni dyrektor. Choć był przedstawicielem narzuconym przez władze rządowe, działał z wielkim pożytkiem dla Zakładu, który finansowo odrodził, i tak przygotował niewzruszone podstawy dla przyszłych lat świetnego rozwoju.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Fischer.