Opis Lublina jako przewodnik dla zwiedzających miasto i jego okolice/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Zieliński
Tytuł Opis Lublina
Podtytuł jako przewodnik dla zwiedzających miasto i jego okolice
Wydawca Księgarnia S. Arcta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lublin
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron




II.

Lublin pod względem handlu, ludności i rozległości jest po Warszawie najznaczniejszem miastem w Królestwie Polskiem. Gród ten, położony u zbiegu Bystrzycy z Czechówką i Czerniejówką na znacznéj wysokości i tuż nad łąkami Bystrzyckiemi, piękny, okazały a nawet uroczy przedstawia widok dla wjeżdżających od strony Zamojskiéj i Lubartowskiéj. Gród to stary, przybierający na siebie szatę nowożytną, rozwielmożnia się z dniem każdym. Domy i hotele nowe wznoszą się, liczba mieszkań przybywa, lecz pomimo tego komorne zamiast się zmniejszać, jest dosyć wygórowane, bo panowie właściciele kamienic idąc w tem co przykładem Warszawy corocznie je podwyższają.
Pod względem komunikacyi, Lublin jak dotąd był bardzo upośledzony. W dwóch tylko kierunkach: ku Warszawie i Zamościowi zarząd pocztowy wysyła wehikuły nazwane omnibusami lub karetkami, z których zmuszeni jesteśmy korzystać. Dla tego, każdy wybierający się niemi w drogę, długo namyślać się musi, nim się podda nowego rodzaju udręczeniom; tak są niewygodne i ciężkie. Wszelka zaś inna komunikacya odbywa się bądź extrapocztami, bądź też najętymi furmanami. Dopiero budująca się koléj połączy nas wygodniejszą komunikacyą z jednéj strony z Warszawą z drugiéj zaś z Cesarstwem. Lublin pod względem swéj rozległości, ruchu, pięknych gmachów i położenia każdemu z przybywających niewątpliwie podobać się musi.
Jak o Warszawie i Warszawiakach mówią iż tam „ludzie żyć umieją”, to znowu o naszym Lublinie tego powiedzieć nie można; życie bowiem Lublinian płynie cicho i spokojnie, skupione najwięcéj około ogniska domowego; rozrywki wielko-światowe są nam tutaj nieznane, a że ludność chrześciańska przeważnie składa się z urzędników, więc też i życie ich ogranicza się tylko na biórze i kółku domowem. Kupcy idą śladem wytkniętym przez urzędników, a obywatele ziemscy którzy od lat kilku w większej ilości Lublin zamieszkiwać poczęli, tak dla kształcenia dzieci, jako też i dla większéj taniości niż w Warszawie, (tembardziéj że Lublin jest dostatecznie zaopatrzony we wszystkie prawie towary europejskie i ceny ich są po większéj części warszawskie), żyją swoim dworem mało łącząc się ze stanami stale Lublin zamieszkującymi. Tak więc kupcy, kilkunastu przemysłowców i fabrykantów, właściciele nieruchomości i urzędnicy różnych kategoryi, oraz ludzie żyjący z nauki i pracy umysłowéj, stanowią tutaj stan średni. Przemysłowcy, którzy zapobiegliwością i sumiennością, jako też i ukształceniem wyrobili sobie pod względem majątkowym stanowisko zupełnie niezależne, do téj kategoryi także zaliczeni być mogą; aczkolwiek najgłówniejszą sprzecznością tego stanu jest stosunek majętniejszéj i ukształcenszéj klassy do uboższéj a pogrążonéj w grubéj ciemnocie.
Najniższa warstwa stanu rzemieślniczego jest tu że tak powiem puszczona samopas, oddaje się też pijaństwu, a ztąd pogrążoną jest w ubóstwie i nędzy, ztąd niesumienność w robocie, ztąd owe poniedziałkowanie do czego także wielce przyczyniają się liczne bardzo szynki, które prawie na każdym kroku napotykamy. Powodem moralnego upadku tej klassy ludności jest głównie zupełny brak wykształcenia, co wynika ztąd że i panowie majstrowie, jako sami go nie posiadający, bynajmniéj oto się nie starają by stan swój wydobyć z takiego upadku; a szkoła początkowa niedzielno-rzemieślnicza, niedostatkowi zaradzić nie jest w możności; gdyby się dało urządzać dla nich odczyty niedzielne te niezawodnie dałyby im popęd do pomyślenia o lepszem jak dotąd przepędzaniu czasu i powoli wyrobiła by się w nich chęć do nauki. Środki zarobkowania nie są u nas ograniczone, pomimo tego istnieje tu proletariat który w połączeniu z żebractwem ulicznem bardzo tu rozwiniętem, a szczególnie widzieć się dającem przed kościołami i włóczącem się co piątek po handlach i domach, wzrasta prawie z dniem każdym. Przeciw temu rakowi toczącemu nasze społeczeństwo, miłosierdzie publiczne na wielką skalę u nas rozwinięte, nie wiele poradzić może. Towarzystwo Dobroczynności, mimo wszelkich starań i zabiegów, pomimo utrzymywania znacznéj liczby starców, kalek, sierot i pomimo udzielania ciągłych wsparć ubogim i wstydzącym się żebrać, nie ma jeszcze takich funduszów aby wszystkim potrzebującym pomocy udzielać mogło.
Arystokracyi w mieście naszem mało, a ci którzy z rodu i stanowiska do niéj należą, są zwykle tylko chwilowymi gośćmi w grodzie naszym. Ludność lubelska (w większéj połowie) izraelska, zapobiegliwa, owładnąwszy prawie całym handlem i rozporządzająca znacznemi kapitałami nie zlała się jeszcze tak z ludnością chrześciańską aby nie stanowiła odrębnéj społeczności. A nadto solidarnie złączona między sobą, wzięła przewagę nad chrześcianami i w ogóle szalę handlu i zysków na swą stronę przechyliła tak, że kupcy i przemysłowcy chrześcianie nie mogą im jeszcze dorównać. Oprócz tego, lichwiarstwo jest w Lublinie bardzo rozwinięte, nie dziw więc że biedniejszy stan nie mający dostatecznych zasobów, popadłszy w ręce lichwiarzy, z tychże wydobyć się nie może i brnie coraz daléj; co jest naturalnie powodem upadku dobrobytu. Usunąć to można tylko założeniem kass zaliczkowo-wkładowych, towarzystwa wzajemnéj pomocy i t. d. celem czego w ostatnich czasach zaczęto robić odpowiednie starania. Nie mówiąc już o pożyteczności i potrzebie takich instytucyi pomocodawczych, przytoczę tylko kassę pożyczkową urzędników tutejszego Zarządu akcyznego, która na początku roku 1874 posiadała kapitału Rs. 46,070 kop. 97. Mamy tu także miejską kassę oszczędności istniejącą od r. 1851; w niéj bierze udział tylko 266 uczestników z kapitałem około 10,000 rubli.
Wracając do ludności izraelskiéj nadmienić tu wypada że znajdują się i między nią ludzie z wykształceniem, pojmujący obowiązki obywatelskie a którzy nic wspólnego z rojem lichwiarzy i falangą po ulicach włóczących się faktorów nie mają; lecz niestety są to tylko wyjątki, które jednak godnie zajmują swoje stanowisko. Znaczna część ludności starozakonnéj oddaje się handlowi, różnego rodzaju przedsiębierstwom; ale i tutaj brak wykształcenia i mała znajomość fachu swego, oraz rozdrobniony zarobek przeszkadza rozwojowi i rzeczywistemu postępowi. Mieszczaństwo lubelskie, zupełnie nie przesiąknięte żywiołem germańskim, śmiało może służyć za wzór pracowitości i zapobiegliwości, a kilku cudzoziemców zwyczajami i pojęciami swemi tak się zlało z większością mieszczaństwa naszego, że nic innego o nich powiedzieć nie można jak tylko, że o ile mogą to się przykładają do wspólnego dobra.
Życie lubelskie niektórzy usiłują nastroić na stopę wielko-miejską, lecz to niezupełnie się udaje, życia zaś nad stan bywają czasami niefortunne próby. Do rozwoju życia skromnego i cichego, nie pragnącego rozgłosu i sławy, przyczyniają się wielce nasze kobiety, które mówiąc mimochodem znane są jako piękne Lublinianki; odznaczają się one wyższemi przymiotami serca i umysłu i pod tym względem przyznać należy że wyżéj od naszych mężczyzn stoją. Dzięki im, życie publiczne u nas prawie zupełnie nie jest rozwinięte. Po cukierniach restauracyach i handlach winnych przeważnie widać tylko przyjezdnych i ludzi nie mających gdzie przepędzić czasu swobodnego od zajęć. Pomimo tych zalet, które zdobią nasze kobiety, jest w nich jedna, nie, mylę się, dwie wady: chęć do strojów, które jak gdyby na pokaz na Krakowskiem przedmieściu a latem w ogrodzie miejskim okazują. Zgrabne Lublinianki, umieją się też i pięknie ubierać, co dowodzi ich gustu i zmysłu delikatnego, który bezwiednie do uszka im szepcze, że z tém im do twarzy. Drugą wadą, już wcale nie tak niewinną jest zbytnie zajmowanie się bliźnim swoim czemu niestety ulega nie tylko płeć piękna ale także i druga połowa rodu ludzkiego. Zabawka ta, rozwiniętą jest tu tak, jak to bywa zwykle w małych miasteczkach, a że i w Warszawie umiejętność ta dosyć kwitnie, dla czegoż by więc Lublin nie miał jéj w tem jak we wszystkiem sumiennie naśladować? Latem, spacery do ogrodu, w czasie loteryi fantowéj urządzanéj przez Towarzystwo Dobroczynności, bądź też przechadzka wzdłuż ławeczek przed Rządem Gubernialnym (na tak ironicznie zwanym targu), zimą zaś zebrania i wieczorki bo i u nas mamy mążury (mon jour) daléj koncerta, teatra amatorskie i t. d. dają obfity materyał do tworzenia różnych a przeróżnych pogadanek i... niewinnych choć nie zawsze ploteczek.
Kółka towarzyskie różnie się grupują, koteryjności prawie niema, bo i jakżeż by być mogła w mieście gdzie prawie wszyscy się znają, razem się bawią i żyją; chociaż stan urzędniczy spogląda cokolwiek z góry na innych, lecz to się powoli zaciera. Literaci i artyści tutejsi również nie mają jak dotąd swego odrębnego kółka, łączą się oni ze wszystkiemi stanami, a jako swój organ mają od niedawna zreorganizowany „Kurier Lubelski”, wychodzący pod nową redakcyją przy współudziale miejscowych sił i zamiejscowych literatów i cieszący się znacznem powodzeniem. Sądownictwo bardzo tu liczne żyje więcéj jako korporacya koleżeńska. Adwokaci i obrońcy licznie tu reprezentowani, w szeregach swoich mają ludzi z niepoślednią nauką i talentem. Lekarze nasi odznaczający się w ogóle wielką bezinteressownością i chęcią niesienia biednym pomocy, od niedawna utworzyli tu „Towarzystwo Lekarskie”. Działalność jego niezawodnie okaże się zbawienną i wpłynie na polepszenie stanu sanitarnego miasta, które i tak dzięki obecnemu Zarządowi do zdrowych liczyć się może. „Towarzystwo Lekarskie” jak na początek wiele zrobiło, dziś już bowiem posiada znaczną bibliotekę, kilka pięknych okazów, jako też stworzyło zaczątek gabinetu patologicznego, który się mieści w szpitalu Św. Józefa. Nadmienić tu także należy, iż amatorowie muzyki, śpiewów kościelnych i t. d. od czasu do czasu, w czasie świąt uroczystych w Kościele katedralnym wykonywają piękne dzieła muzyczne sławnych kompozytorów, i już nie jednokrotnie bardzo świetne pod względem programów i wykonania urządzali koncerty.
Do jednéj z przyjemniejszych rozrywek w Lublinie niezaprzeczalnie należy teatr. Otóż od Września do Wielkiejnocy, gości u nas zwykle jedna z trup prowincyonalnych i jeżeli tylko dyrektor jest zręczny, dobrych ma artystów i doborowe daje sztuki, wtedy teatr zwykle bywa pełny. Choć i tu przyznać trzeba że publiczność Lubelska, jak obecnie dziwne ma gusta i guściki. Oprócz teatru, koncertów przyjezdnych i miejscowych artystów, oprócz odczytów urządzanych przez Towarzystwo Lekarskie, mamy tu także i inne rozrywki: w zimie bywają maskarady i bale, a latem mamy śliczne zamiejskie wycieczki: do Sławinka, Brzezinki i Choinki na Czechówce, do Dziesiątéj gdzie niegdyś w lesie od lat kilku przez burzę zniszczonym, wyprawiano majówki, podwieczorki, ba nawet i bale bardzo świetne; do Bronowic i na Piaski, gdzie ma stanąć dworzec kolei żelaznéj, a co wielce przyczyni się do wzrostu miasta w kierunku rogatek piaseckich, oraz będzie punktem ogólnéj wycieczki. Daléj Rury, Wrotków, Kaleń, Firlejowszczyzna, Tatary i ogród miejski zwany saskim, gdzie w dnie świąteczne po południu muzyka wojskowa przygrywa a Lublinianki na „wystawie strojami się popisują. Daléj, mamy kąpiele w Bystrzycy, oraz okolicę obfitującą w zwierzynę, skutkiem czego jest tu liczny zastęp myśliwych. Nakoniec docać trzeba że przyjeżdżający do kraju artyści i sztukmistrze prawie nigdy Lublina nie pomijają.
Wśród miasta w ogródku „Tivoli”, gdzie wieczorami grywa miejscowa orkiestra, znajduje się „teatr Letni” w którym i amatorowie na rzecz ubogich dają przedstawienia dramatyczne. Na Bronowicach zaś w ogrodzie nazwanym „Foksal” letnią porą odbywają się zabawy ludowe, a zimą maskarady i bale które niższa warstwa społeczeństwa bardzo tłumnie odwiedza. Dawniéj były tu jeszcze inne punkty zborne, jak: ogród Wajgerta przy rogatkach Warszawskich, gdzie dziś kamieniarz, ogród Widiegiera w prześlicznem będący położeniu; daléj zwierzyniec gdzie dziś hotel Europejski, bywały tu także i wystawy rolnicze bardzo świetne, wyścigi konne, teraz odbywają się tu często mianowicie na wiosnę próby narzędzi rolniczych, ostatniemi czasy urządzane w czasie zjazdów obywateli na wybory do Towarzystwa kredytowego i na Św. Jan, oraz przed jarmarkami Łęczyńskiemi, które to zjazdy są bardzo liczne ruchliwe. Wtedy to handel znacznie się ożywia, sklepy przyozdabiają się w piękne i ponętne dla oka wystawy, które i tak w niektórych handlach są zwykle dosyć ozdobne. Do jednéj z miłych aczkolwiek smętnych wycieczek policzyć należy smętarz, zwany „na Rurach”. Miejsce to wzorowo utrzymane i uporządkowane zdobią piękne i cenne nadgrobki.
Lublin zamiast właściwego sezonu ma ich aż dwa, letni i zimowy. Na sezon zimowy zjeżdża obywatelstwo wiejskie, sezon zaś letni rozpoczyna się w Maju, piciem wód mineralnych w „Tivoli" lub ogrodzie miejskim; z końcem Czerwca do połowy Lipca sezon ten znacznie się ożywia i po ulicach widzieć można uszczęśliwionych lub zasępionych ojców zabierających swą młodą generacyę na letnie wakacyje, widać ogorzałe twarze, sumiaste wąsy i barczyste postacie naszych ziemian otoczonych poważnemi figurami kupców izraelitów i massą faktorów bez których nie ma ruchu handlowego, czego dowodem są dnie sobotnie w które miasto nasze wygląda dziwnie cicho i pusto. Wtedy odbywają się targi i przetargi na zboże, wełnę, drzewo, które to artykuły jako główne przedmioty handlu tutejszego uważać należy. W téj to porze zjeżdżają tu także komissanci obcokrajowi celem zawierania tranzakcyi na zboże i drzewo, którego znaczna ilość Wieprzem i Wisłą do Gdańska jest spławianą. Od drugiéj połowy Lipca aż do początku Września, rozpoczyna się i dla Lublina tak zwana „pora ogórkowa”. Kto może i kogo obowiązki nie zmuszają do pozostania w mieście, spieszy bądź za granicę, bądź też co najmniéj na wieś by tam odetchnąć świeżem powietrzem; wtedy handel i przemysł wszelki żółwim lezie krokiem i następuje „Sen letni” choć nie Mendelsohna, podczas którego Lublin nabiera sił do zimowych zapasów. W czasie téj ogórkowéj pory, widać tylko po ulicach naszego miasta urzędników spieszących do biór swoich a z wyjątkiem pory karnawałowéj i pięknego lata, ulice około 10-téj wieczorem są już prawie wyludnione; co dowodzi także zamiłowania porządku i systematyczności Lublinian. Wtedy to senne latarnie przyświecają zrzadka błędnymi ognikami, bo latarń gazowych dotąd nie mamy tak samo jak i wodociągów.
Wśród dnia, ruch po ulicach a mianowicie wzdłuż krakowskiego przedmieścia, jest bardzo ożywiony, głównie przed hotelami, gdzie tłumy faktorów zalegają chodniki a w godzinach popołudniowych, wśród licznych przechodniów zasłyszeć można bardzo często francuzczyznę wychodzącą z ust uroczych naszych ziemianek przybywających ze wsi za sprawunkami do miasta, oraz bawiących tu w znacznéj ilości bon i guwernantek francuzek. W ślad za temi i szanowne Lublinianki chcą dowieść że równie łatwo władają tym dyplomatycznym językiem, którym jak twierdzi podanie: diabeł do Ewy w raju przemawiał. Obok głośnego żargonu żydowskiego i języka niemieckiego z czysto pruskim djalektem, zasłyszeć także można i język angielski, co wszystko dowodzi że Lublinianie gorliwie nad lingwistyką pracują.
Lublinianie pełni otuchy w pomyślność, schlebiani przez fortunę, która w ostatnich czasach uszczęśliwiła kilkanaście osób znaczniejszemi wygranemi na loteryi klassycznéj, są zawsze weseli i dobrego humoru, a chociaż wszyscy się tutaj znają i nie mają sobie nic nowego do powiedzenia, to każdy przybywający uderzony bywa wesołą i ożywioną rozmową przechodniów na ulicy. Co do ruchu umysłowego to ten idzie wprawdzie nie koniecznie na równi z Warszawą, jednak stara się za nią szybko podążać. Mamy tu dużo ludzi wykształconych, badających i chwytających każdy nowy objaw i produkt ducha; po domach często spotkać można doborową biblioteczkę złożoną z poważniejszych dzieł. Mniéj zaś zamożni korzystają z miejscowéj czytelni (przy księgarni). Pisma peryodyczne, mianowicie belletrystyczne cieszą się znaczną popularnością. Dzięki im a mianowicie podawanéj w nich jakiéj zajmującéj powieści, rozmowa na zebraniach ożywia się, podając pięknym czytelniczkom pole do okazania swéj domyślności co do przyszłego losu bohaterów. Przyznać jednak należy że panie nasze więcéj w ogóle czytają aniżeli płeć brzydka, która na zebraniach chętnie się oddziela od nadobnych towarzyszek, celem zabawiania się skromnie malowanemi obrazkami.
W uzupełnieniu tego rysu życia Lubelskiego nadmienić jeszcze muszę, iż od niedawna mamy tu straż ogniową pod przewodnictwem z Warszawy sprowadzonego brandmeistra, czuwającą wzorowo nad bezpieczeństwem miasta; daléj, że posiadamy kilka doróżek i wózki szumnie nazwane doróżkami, są to raczéj dryndy alias łamignatki, jedno i parokonne. Pod względem pobożności Lublinian i Lublinianek to tylko powiedzieć można iż jest wzorową, czego dowodzą przepełnione kościoły i liczny zastęp pobożnie się modlących od świtu do późnéj wieczornéj pory w kościele Św. Ducha u stóp cudownego obrazu N. Maryi Panny, patronki i opiekunki miasta. Pobożność ta przesadnie pojęta i wykonywana, wytworzyła znaczny zastęp dewotek, które zanadto gorliwie losami bliźnich swoich się zajmują. Zwrócić tu jeszcze mi wypada uwagę na piękne obrazy znajdujące się po kościołach naszych, jak np: w kościele X. X. Dominikanów; obrazy będące w chórze są prześliczne, daléj w kościele po-Kapucyńskim w zakrystyi również na uwagę zasługują jako utwory celniejszego pędzla, nakoniec i w kościele Św. Ducha.
Poprzestając na tym krótkim rysie życia lubelskiego dodaję, iż Lublin z chwilą otwarcia kolei żelaznéj znacznie się ożywi i wzrośnie, a wtedy niewątpliwie zajmie tak pod względem handlowo-przemysłowym jak i towarzyskim rzeczywiście pierwsze miejsce po Warszawie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Zieliński.