DOCZYTANIE
instynkt świecy sięga płomienia potem świeci
po omacku w obcym ciele spławia
gnilne szczątki widzenia czyści się
achromatyczna ręka nosiciela w żyle
knota natura rości sobie prawa
pomywacza ognia teraz będzie słychać
wzdłuż nocy bezodblaskowy łoskot
wyżymaczek obrazu u spodu stojący
gończy cienia odbiera porody
nieopatrznych węzłów rozwiązań
i w nim zapadła świeca wzdłuż blasku
zacznie obracać resztkę biodra w przypuszczalną
stronę miłości gończy szerzej ręce
rozłoży na kościach i z języka
parafiny poleje się ślina i zacieknie
na powrót w głąb stawu biodrowego
lekkomyślna krzywa klinga na to proste
zagrząźnięcie na życie i na dłoni
z czasem da się widzieć lustro papilarne
i ten zakręt poza który nic z roju
nie pozwoli się zakląć na wylot i kropla
dwużylnego sycenia z zaboru a ten co na dole
przechwyci coś z przebicia w samo przewijanie
głosu wyciągnie własny język znowu sięgający
po kiełek kandelabru noc się spoci
na ukos drogi mlecznej łuski prześwietlenia
pokryje suchy szum głowy i pośrodku skrętna
podróż zaniedba się po brzegach sciszy zarys oczu
coś w tym wszystkim znaczący i zasada
mrugnięcia do nas sprzed potopu odrosłej powieki
wyda nam się czytelna lecz ze szczęścia ślepa
TERMIN DYSPOZYCYJNY
jak lampa wstająca w nocy
do byle łóżka gdy chory
wywala na języku zgniłą
od leżenia resztkę
księżyca z ildefonsa
jest również nasza
ciemność od zera tak
usłużnie spuszczająca
przed widokiem oczy
kalka logiczna
TERMIN EMPIRYCZNY
czy okularnik widzi
swój jad jest wąską
rynienką śmierci na
widzianej poświacie
głodu musi kąsać
go w ranie