Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin/Pobyt w Zakopaném

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Steczkowska
Tytuł Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin
Data wyd. 1872
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pobyt w Zakopaném.

Gdzie miło tam człowiek i rad się przysiędzie,
A dobrze, jak mówią, z dobremi jest wszędzie.

W. P.

Każdemu kto wybiera się na zwiedzenie Tatrów, życzę zamieszkać, chociaż parę tygodni w Zakopaném i stąd dopiero o ile sprzyjać będzie pogoda, odbywać wycieczki. Na całém Podhalu nie znajdzie piękniejszego, zdrowszego, dogodniejszego miejsca na mieszkanie: czyto dla chorych przybywających na żentycę, czy dla zdrowych szukających jedynie rozrywki i świeżego powietrza, a chcących zarazem poznać Tatry. Przemawia za Zakopaném, bliskość miejsc godnych zwiedzenia, jakoto: Kondratowéj, Czerwonego Wierchu, Kalatówki, stawów Gąsienicowych, doliny Kościeliskiéj, Mało-Łąki i t. d. Do wielu z tych miejsc byłoby jeszcze bliżéj z Kuźnic, ale mieszkanie tam jest bardzo smutne, głównie z tego powodu, że jako głębiéj w górach położone, daleko częściéj bywają nawiedzane deszczem, niż wieś Zakopane. Wreszcie nieustanny stukot młotów, warczenie kół, huk wody, brzęk żelaza, słowem cały ten hałas fabryczny, wcale nie jest przyjemny.
Chcącym odbywać kuracyję żentyczną, radzę przyjeżdżać wcześnie, t. j. jeżeli wiosna ciepła, w połowie Czerwca, a najpóźniéj w końcu tego miesiąca lub na początku Lipca; w tym bowiem czasie żentycy bywa najwięcéj i najlepsza; dobrzeby téż było uprzedzić żydów, którzy zjeżdżają się jak najwcześniéj, bo mieszkania i żentyca tańsze. Późniéj, gdy się zjedzie więcéj osób i żentycy na szałasach zabraknie, zdarza się że juhasy dolewają pokryjomu wody. Zresztą, około połowy Sierpnia, już zazwyczaj spędzają owce do domu; chcąc zatém odbyć paromiesięczną kuracyję, trzeba ją rozpocząć zawczasu.
Nie tylko dla używających żentycy, ale dla wszystkich wybierających się na dłuższy pobyt w Zakopaném, z zamiarem zwiedzania gór, najstósowniejszą porą jest druga połowa Czerwca, do połowy Lipca, gdyż wtedy właśnie roślinność jest tutaj w pełnym rozkwicie, łąki i polany w najstrojniejsze przybrane szaty, ożywione ludźmi i bydłem; po dolinach wśród dzikich gór brzmią wesołe śpiewki i hukanie juhasów, życie pasterskie rozwija się na łonie Tatrów z całym wdziękiem i poezyją sielanki, wreszcie dzień właśnie najdłuższy, sprzyja dalszym wycieczkom.
Jak już wspomniałam, chaty Zakopian są w ogólności obszerne, pięknie zbudowane, bardzo więc łatwo o mieszkanie, zwłaszcza że w ostatnich kilku latach, stanęło tutaj bardzo wiele porządnych domów. Nie znajdziemy tu wprawdzie tych wygód jakie mieć można podróżując w Alpach, ale w izbie schludnéj, wesołéj, często z najpiękniejszym na góry widokiem, wśród poczciwego ludu, któryby wszystko z pod serca wydobył byle tylko nam dogodzić, łatwo zapomnieć o zagranicznych wygódkach. Izba, obok któréj jest czasem komora mogąca służyć za śpiżarnię, wraz z posługą, którą najczęściéj podejmuje ochotnie sama gaździna lub jéj dzieci, kosztuje miesięcznie 8—10 złr. Mieszkanie składające się z dwóch izb, płaci się naturalnie drożéj.
Kto nie chce przestać na posłaniu ze słomy owsianéj, ten powinien przywieźć z sobą pościel, gdyż jak się łatwo domyślić, nie dostanie tu gościnnych łóżek. Trzeba także zaopatrzyć się w cieplejsze ubranie, bo bywają tutaj dni słotne i zimne jak u nas w późnéj jesieni.
Co do żywności, nie trzeba się lękać że będziemy zmuszeni żyć po góralsku owsianemi plackami, bo i o inne artykuły nie tak tu trudno. Jużto leguminy, kawę, cukier, herbatę i tym podobne zapasy, trzeba przywieźć z domu, bo jakkolwiek tego wszystkiego dostanie w Nowymtargu, a nawet w Zakopaném u żyda w sklepie, jednakże po znacznie wyższych cenach. Szczególniéj dobry zapas herbaty jest tutaj niezbędnym, gdyż ten rozgrzewający napój, do którego przywykliśmy w mieście, bardzo się przyda tak na wycieczkach, jak i w czasie chłodnych zazwyczaj wieczorów. Mięsa dostanie dwa lub trzy razy na tydzień w karczmie u żydów trudniących się rzezią. Czasem także góral z Poronina przynosi baraninę lub cielęcinę. O drób dosyć trudno, bo wykupują go żydzi zjeżdżający się coraz liczniéj na żentycę. Bułki białe i smaczne piecze prawie codziennie żydówka ze sklepu. Chléb nie bywa dobry i daleko lepiéj kupować go w Nowymtargu.
Goście bawiący w Zakopanem utrzymują zwykle posłańca, który trzy lub cztery razy w tydzień idzie do Miasta (Nowegotargu) po sprawunkach. Kupuje on chléb, bułki, mięso, włoszczyznę, drożdże, wino i t. p. Każdy płaci mu za drogę 10 cent. mniéj więcéj, a biedny góral byle zebrał 50 cent., biegnie ochoczo trzy mile i tegosamego dnia powraca, roznosząc sprawunki po domach. Taka poczta jest bardzo dogodna, a Kuba, który już od kilku lat pełni wesoło urząd poczciarza, nigdy nie zawiódł zaufania i nie przeniewierzył się w niczém.
O masło w samém Zakopaném dosyć trudno, bo tu nie wiele go robią; ale poznawszy się z gaździnami, można dostać wybornego masła ze wsi poblizkich, jak z Cichego lub Dzianisza i to daleko taniéj niż w Krakowie. Mleko tu wyborne, tak kwaśne jak słodkie; o to ostatnie jednak nie tak łatwo, gdyż jak mówiłam poprzednio, bardzo mało bydła trzymają przy domach, ale wysyłają na paszę w góry. Do bliższych szałasów posyłają konno po mleko z obońkami[1]. Na gorąco jednak trudno utrzymać mleko słodkie; to téż najczęściéj przywożą już zsiadłe które ma tę szczególną własność, że nawet w cieple nie podbiega serwatką. Mleka słodkiego nigdy nie zbierają, nie znają nawet śmietanki, nie umieją jéj zbierać; albo będzie tak gęsta, że się zaraz zwarzy, albo téż nie wiele się różni od mleka. Ale i o bardzo dobrą śmietankę wystarać się można, chociaż przy tak wyborném mleku łatwo się bez niéj obejść, lub zbierać ją sobie kupując mleko prosto od krowy. Aromatyczna i obfita pasza, jaką bydło znajduje w górach i na wyrębiskach, nadaję mleku ów smak wyborny, zapach i gęstość, jakiéj nie ma nigdy mleko od naszych krów, choćby najlepiéj karmionych.
Dodajmy teraz mnóstwo grzybów, poziomek, malin, często i pstrągów, z któremi się proszą kobiety, dziewczęta i dzieci, a przyznać musimy, że kto nie jest wymagającym i do wykwintów przywykłym, nie dozna głodu w Zakopaném.
Dla mężczyzn nie umiejących prowadzić gospodarstwa i nie znających się na kuchni, dłuższy pobyt tutaj dosyć był niedogodnym, bo góralki prócz bryi i ziemniaków nic ugotować nie umieją. Od paru lat atoli, bywa tu przez lato restauracyja, o któréj wprawdzie nic powiedzieć nie umiem, sądzę jednak że znany z przysłowia najlepszy kucharz głód, lub przynajmniéj pomocnik jego, dobry apetyt, przyprawi smacznie każdą potrawę.
Jeżeli gdzie, to tutaj wobec téj przyrody tak majestatycznéj, tak cudnie pięknéj, która poi duszę niewymowną rozkoszą, w pośród ludu który tak lichą żywi się strawą, powinnyby zamilknąć owe wymagania, owa wybredność tak niezgadzająca się z rozsądkiem, że nie powiem, poniżająca człowieka, istotę duchową, która powinna mieć na pierwszym względzie, zaspokojenie potrzeb szlachetniejszéj połowy swojéj, nie zaś dogadzanie zachceniom drugiéj, będącéj jedynie mieszkaniem, sługą owego boskiego tchnienia. Prawda, że o głodzie trudno podziwiać nawet takie cuda, jakie tutaj nas otaczają, a powietrze i woda górska wielki budzą apetyt; ale czyż koniecznie z potrzeby robić zbytek? Kto uważa, że nie potrafi się obejść bez przysmaczków, że bez téj przyprawy góry i ich widoki nie potrafią go zająć i nasycić, niech nie wyjeżdża z miasta i niech zostawi Tatry tym, którzy o kawałku chleba z owczym serem i szklance mleka lub żentycy, gotowi całodzienne odbywać wycieczki, wracając z nich odświeżeni na duchu, przejęci uczuciem uwielbienia i wdzięczności dla Stwórcy wszechświata, z większym zapałem do cnoty, z gorętszą dla bliźnich miłością.
Mówiąc o mieszkaniu i gospodarstwie przez czas pobytu w Zakopaném, nie mogę pominąć zarzutu jaki spotyka nieraz tutejszych górali, t. j. łakomstwa i chciwości. Ta wada powinnaby się pokazać właśnie w takich stósunkach, jakie miewaliśmy z góralami, bawiąc po parę miesięcy w Zakopaném. Tymczasem mogę sumiennie powiedzieć, że bardzo rzadko zdarzyło nam się napotkać brzydkich łakomców, tak że możnaby ich policzyć do wyjątków, a przeciwnie zadziwiała nas nieraz bezinteresowność tych poczciwych ludzi. Nie przeczę że zwłaszcza pomiędzy bogatszemi są chciwi bez miary, skąpcy i spekulanci, trochę przecież uczciwsi i sumienniejsi niż wśród cywilizowanego świata; ale żeby ta wada miała być ogólną i tak rażącą jak twierdzą niektórzy, tego nigdy nie przyznam.
Do obudzenia chciwości w góralach, przyczyniają się po części goście coraz liczniéj nawiedzający Zakopane; jedni przez źle zrozumianą hojność, dziwią się głośno taniości, inni znowu przez zbyteczną oszczędność i wyrachowanie, chcą wszystkiego dostać za pół darmo. W każdym razie miejmy to na uwadze, że Zakopianie pomimo pozornie dobrego bytu, powiększéj części są biedni; te parę letnich miesięcy w których goście przyjeżdżają, to prawdziwe dla nich żniwo, można im więc darować jeżeli czasem chcą skorzystać choćby trochę zanadto, żeby się poratować w biedzie; lubo i w tym względzie dziwił mię nieraz ich rozsądek i wyrozumienie. W ostatnich latach bywały w Zakopaném różne znakomite osoby, które naturalnie z własnéj chęci, płaciły wszystko w dwójnasób. Górale rozumieli to dobrze że nie każdy może tak płacić jak książę lub biskup i błogosławiąc ich hojność, nie podnosili bynajmniéj ceny mieszkań lub nabiału. Na dowód bezinteresowności a zarazem rzadkiéj poczciwości i prawości górali, niech mi wolno będzie przytoczyć tutaj jedno tylko zdarzenie.
Za pierwszą naszą bytnością w Tatrach, będąc w Kościelisku, zaraz na wstępie do téj doliny, spotkaliśmy chłopaka, który podjął się zaprowadzić nas do Pisanéj. Był to jeden z juchasów mających szałasy w dolinie. Deszcz zrazu drobny, tak że nie zważaliśmy nawet na niego, gdyśmy powracali od Pisanéj, zamienił się w ulewę. Nasz przewodnik rozłączył się z nami i poszedł na swoję polanę po żentycę i serki, które miał nam przynieść do karczmy. My zaś nie mając się gdzie schronić, brnęliśmy po kostki w wodzie i błocie przemokli do nitki, ale pomimo to dobréj myśli, szczęśliwi, że nam się przynajmniéj udało dojść bez deszczu do źródła Dunajca i powziąść jakie takie wyobrażenie o czarownéj Kościeliskiéj dolinie.
Skoro stanęliśmy w karczmie, deszcz nacichł i nasz furman naglił, aby się nie ociągać, ale co prędzéj ruszać w drogę. Żal nam było żentycy, a więcéj jeszcze chłopaka, który nic nie dostał za swoje przewodnictwo; ale nie było rady, należało korzystać z szczęśliwéj chwili. Zostawiliśmy wprawdzie dla Jędrka kilkanaście groszy u karczmarza, prostego górala; ale ten człowiek tak nam się jakoś nie podobał, iż byliśmy prawie pewni, że albo nic nie da chłopcu, albo się przynajmniéj z nim podzieli. Wybierając się w Tatry we dwa lata potém, wspominaliśmy często Jędrka, ale nie mieliśmy nawet nadziei dopytania się o niego, gdyż nie wiedzieliśmy, ani jak się nazywał, ani z którego był szałasu. Tymczasem traf szczęśliwy wszystko ułatwił.
Będąc w Kościelisku, wstąpiliśmy na mleko do jednego z szałasów; wtém, gdy zajadając smaczno, rozmawiamy z Bacą, zbliża się do nas młody juhas; z kilku słów jego pokazało się, że nas zna. I my poznaliśmy w nim naszego Jędrka, i z niemałém zadziwieniem dowiedzieliśmy się, że karczmarz nie skrzywdził go ani na szeląg. Zawstydziłam się prawdziwie naszego niedowierzania i nie wiedziałam, co więcéj podziwiać, czy sumienność karczmarza, czy téż rzadką poczciwość juhasa, któremu nadarzała się wyborna sposobność wyłudzenia od nas kilku groszy, a jednak nie korzystał z niéj i prawdę nad zysk przełożył. Jakżeto trudno o podobną sumienność u nas, gdzie często cywilizacyja zależy jedynie na zręczném wyzyskiwaniu drugich.
Darują mi czytelnicy to wyboczenie, ale prawdziwie czułam się w obowiązku oczyszczenia górali z zarzutu, który czyni ujmę ich charakterowi, a choć może słuszny co do jednostek, bynajmniéj do ogółu zastósować się nie da. Tak więc wypowiedziawszy co mi leżało na sercu, powracam do przerwanego przedmiotu, t. j. do pobytu w Zakopaném.
Nie zapominając nigdy o słotach które po parę dni zatrzymywać mogą w mieszkaniu, radzę wziąść kilka dobrych książek i ręczną robotę jako środek przeciwko nudom. Co do pogody, nie można się spuszczać na przepowiednie górali, bo oni nie znają się na tém, wyjąwszy byłych strzelców, którzy przebywając w górach po parę tygodni, lepiéj są obznajomieni z oznakami wróżącemi deszcz lub pogodę.
Ale i ich doświadczenie często zawodzi, gdyż nic zmienniejszego jak pogoda w górach. Wszystkie oznaki deszczu, a więcéj jeszcze pogody, niezawodne w równinach, nie dadzą się tutaj zastósować. Nie widząc, trudno nawet mieć wyobrażenie jak nagle, jak niespodzianie chmury się zbierają, i wśród najpiękniejszéj pogody, deszcz zrobi, jak mówią Zakopianie. Główną tego przyczyną jest wielka zmienność wiatru i bliskość olbrzymich turni, o które rozdzierają się chmury i zmieniają niespodzianie swój kierunek.
Niema więc rady, każdy wybierający się na dłuższą zwłaszcza wycieczkę, musi być przygotowanym na zmoknienie, które jednak, jakkolwiek nie bardzo miłe, nie szkodzi zdrowiu w tutejszém prawdziwie cudowném powietrzu.
Co do kolei jaką najlepiéj odbywać wycieczki, oraz w tém wszystkiém, co Tatrów dotycze, najlepiéj zasięgnąć rady ks. Proboszcza, który zna i kocha góry, jak zapewne nikt drugi; był niemal na wszystkich wiérchach, od Łomnicy, szczytu Gierlachowskiego i Lodowego aż do niedostępnego Giewontu, i każdemu najchętniéj udziela potrzebnych objaśnień.
Tak więc rozgościwszy się w Zakopaném wraz z czytelnikami memi, ruszajmy w góry, do których rwie się dusza z niepohamowanym zapałem; ruszajmy śmiało, bo wszystkie trudy wynagrodzą nam hojnie doznane wrażenia, które na zawsze w duszy pozostaną[2].
Każdy zapewne zapragnie najprzód poznać Morskie Oko, miejsce najwięcéj zwiedzane w całych Tatrach, kilka razy opisywane i zaiste godne dawanych mu pochwał. Wycieczka do Morskiego Oka jako téż wyżéj jeszcze położonych Pięciu Stawów z wodospadem Siklawéj Wody jest rzeczywiście jedną z najprzyjemniejszych, jeżeli sprzyja pogoda, i to nie jeden, ale przynajmniéj dwa dni, gdyż ta podróż ze Zakopanego dniem jednym odbyć się nie da. Ponieważ dwa razy byłam przy Morskiém Oku, wiem z doświadczenia, jak najwygodniéj i najprzyjemniéj odbyć można tę wyprawę; opis więc mój posłuży zarazem za wskazówkę każdemu, kto się wybiera na zwiedzenie tych czarownych okolic.





  1. Są to płaskie naczynia drewniane mające dwa dna, podobne do tych, w jakich olej na sprzedaż do nas przynoszą. Po parze takich oboniek zawieszają na koniu.
  2. Każdemu, wybierającemu się w góry, radzę zaopatrzyć się w wygodne i mocne obuwie, gdyż obcisłe i cienkie nie wystarczy ani na jednę wycieczkę.
    Wycieczki w góry najprzyjemniéj wprawdzie odbywać w dobraném towarzystwie; gdyby jednak nie było do tego sposobności, można śmiało puścić się w drogę, choćby tylko we dwie osoby wraz z przewodnikiem, bo rozboje w górach żyją jeszcze chyba w pamięci i podaniach ludu; teraz zaś, choćby w najdzikszych stronach, można być zupełnie bezpiecznym.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Steczkowska.