O panslawizmie zachodnim/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Boromeusz Hoffman
Tytuł O panslawizmie zachodnim
Podtytuł Studium historyczne
Wydawca komis księgarni B. Behra
Data wyd. 1868
Druk czcionkami Ludwika Merzbacha
Miejsce wyd. Poznań i Berlin
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
VII.

Z Korybutem wróciło z Czech i wojsko polskie. Korybut jednak musiał królowi przysiądz i podpisać cerograf, iż nigdy do Czech nie zajrzy. Strącony z posady rządzcy tak znakomitego królestwa, prosił stryja, aby mu przynajmniej oddano w posesją (in tenutam) zyskaną na Krzyżakach Ziemię Dobrzyńską. Lecz ponieważ prawo zabraniało powierzać dzierżaw osobom krwi królewskiéj bez zezwolenia panów rad, król odesłał rzecz tę do senatu, Panowie rad, zgromadzeni w Warce, dali odpowiedź odmowną.
Korybut połknął tę gorycz z pozorną rezygnacyą, nie opuszczał królewskiego dworu, asystował królowi na wszystkich uroczystościach publicznych, figurował nawet na świetnéj koronacyi królowéj Zofii w Krakowie (1423) w obec osobistego swego nieprzyjaciela cesarza Zygmunta, przyjmując królewskich gości na czele orszaku, liczącego 500 głów polskiego rycerstwa. Odtąd jednak zaczął knować jakieś buntownicze zamysły[1], z powodu których, podług Długosza, stracił całą wziętość w narodzie i zaczął być uważany jak morowa zaraza (uti pestis mortifera). Jeżeli jednak stracił wziętość, to chyba z następującego powodu. Po oddaleniu się jego z Czech powstała w tym kraju wojna domowa między Taborytami a Utrakwistami, między stronnictwem zagorzałém a umiarkowaném. Obywatele troskliwi o całość kraju, bojąc się skutków anarchii, wysłali nowe poselstwo do Jagiełły do Wiślicy z prośbą, ażeby jeżeli ani on, ani jego brat, książę litewski, podjąć się korony czeskiéj nie mogą, przysłali im przynajmniéj na króla księcia Zygmunta Korybuta, jako męża, który już im dał tyle dowodów gorliwości, męztwa i zdolności. Podług wszelkiego do prawdy podobieństwa porozumiewanie się Korybuta z owém poselstwem było przyczyną owéj publicznéj przeciw niemu niechęci, o jakiéj mówi Długosz.
Nowa propozycya Czechów odbiegała już daleko od pierwotnéj myśli zjednoczenia obudwu narodów, bo trudno było przypuścić, aby obok tylu jeszcze żyjących starszych członków dynastyi korona polska spaść kiedy mogła na Zygmunta Korybuta. Czesi, widząc, że klucz do zjednoczenia znajduje się w Rzymie, to jest tam, gdzie miłosierdzia nigdy nie znajdą, szli już tylko za obecną potrzebą, szukali jakiegobądź króla, byle im był użyteczny i posiadał ich sympatye.
Tym razem król Jagiełło odpowiedział już poselstwu czeskiemu wcale innym tonem, niż w rokowaniach poprzednich. Zapowiedział mu wyraźnie, że nietylko Korybuta nie poszle, ale nawet, gdyby się Czesi błędów kacerskich nie wyrzekli, udzieli cesarzowi posiłków do ich wytępienia. Reszty dopełnił Zbigniew Oleśnicki, właśnie wówczas na biskupstwo krakowskie wyniesiony. Rzuceniem interdyktu posłów czeskich z Wiślicy wystraszył.
Po tak stanowczéj odprawie nie pozostawało Korybutowi, jak, albo prowadzić daléj żywot bezczynny i w Polsce pozostać, albo pokazać się panem swojéj woli i wrócić na pole sławy. Blask korony ma swoje powaby; zaślepiłby niejednego, cóż dopiero księcia, który był raz już królem de facto i ujrzał się na nowo powoływanym przez Czechów? Wybrał więc drogę niepodleglejszą, może dla dogodzenia naturalnéj w ludziach ambicyi, może téż w przekonaniu, że i tak czyniąc, stanie się użytecznym własnéj ojczyznie. Porozumiawszy się z posłami czeskiemi, zebrał potajemnie 1500 polskiego i litewskiego rycerstwa i z takim pocztem, bez opowiedzenia się stryjom, wyruszył do Czech. Długosz utrzymuje, że dopiero wtedy wyznał, że jest hussytą, przyjmując publicznie komunią w dwu postaciach. Dziejopisowie czescy odnoszą tę okoliczność do jego pierwszéj wyprawy do Czech w r. 1422, opisując tak szczegółowo odbytą w téj mierze ceremonią w Czaslau, że niepodobna nie pójść za ich zdaniem. Powtórna ta wyprawa Korybuta ściągnęła znowu na króla Jagiełłę ostre od Papieża, cesarza i innych książąt niemieckich wyrzuty. Nie chciano wierzyć, żeby nie miał w téj zdradzie potajemnego udziału. Król rozpisał do wszystkich listy, zaklinając się, że o wyprawie swego synowca nie wiedział; w dowód szczerości swych twierdzeń, dobra mu skonfiskował, wszystkim jego towarzyszom, gdyby nie wrócili do kraju, tąż samą karą zagroził; żeby zaś pokazać najwymowniejsze świadectwo wierności świeżo zawartym traktatom, wyprawił pięciotysięczny korpus wojska pod dowództwem Piotra Niedzwiedzkiego i Henryka z Rogowa w pomoc cesarzowi przeciwko Czechom. Cesarz naznaczył temu wojsku etap w Ołomuńcu; lecz gdy doszło pod mury tego miasta, miejscowy komendant Albert, książę austryacki, zięć cesarski, wpuścić je w mury warowni nie chciał z obawy zdrady. I on nie mógł wierzyć, ażeby Polacy innym tchnęli duchem niż Korybut i większy mieli interes w pomaganiu Niemcom aniżeli Czechom. Czy ta obawa była słuszną lub niesłuszną powiedzieć nie umiemy, dość że Niedzwiedzki, poleżawszy piętnaście dni bezczynnie pod Ołomuńcem, nie chcąc być wystawionym na sztych przez Niemców, powrócił z swym korpusem do Polski.
Zygmunt Korybut doszedł tymczasem szczęśliwie z swym hufcem do Pragi (przy końcu maja 1424). Czesi, oddawszy mu na nowo rządy kraju, udzielili mu tym razem tytuł najwyższego starosty, nazywając go odtąd „wybranym najłaskawszym panem“, ceremonią jednak koronacyi odłożyli do nieoznaczonego czasu, może aż do uspokojenia wewnętrznych zamieszek. Korybut bowiem natrafił na krwawe jeszcze zatargi między partyą umiarkowaną, którą składali Prażanie i wyższa szlachta, a demokratyczną, któréj przewodził Zyska. Przypatrzywszy się atoli czas niejaki kolejom wojny domowéj i ujrzawszy Zyskę wszędzie zwycięzcą, uznał za rzecz roztropną nie pogardzać tak silnym przeciwnikiem, bez ubłagania którego nigdyby pokój w kraju nie nastąpił. Uczynił do niego pierwsze kroki i dnia 14 września 1424 zawarł z nim przymierze, mocą którego obadwa stronnictwa podały sobie ręce i połączyły swe siły przeciwko spólnemu nieprzyjacielowi, mniemanemu królowi czeskiemu, cesarzowi Zygmuntowi. Przy téj okoliczności Korybut nazwał Zyskę swoim panem ojcem, a Zyska Korybuta swoim panem synem.
Podobna tranzakcya, przywracająca w kraju jedność i pokój, wywracała wszelkie plany Stolicy Apostolskiéj. Ściągnęła téż na głowę Korybuta, najwinniejszego téj jedności sprawcę, pioruny Watykanu. Papież Marcin V rzucił na niego klątwę, zawiadamiając o niej całe chrześciaństwo. Biskupom, szczególniéj polskim, kazał ją ogłaszać ludowi z ambon co niedziela i święto. Żeby zaś odciąć naród czeski od wszelkiéj z innemi narody styczności, zabronił książętom pogranicznym, pod karą klątwy, jakiegobądź z kacerzami handlu, dowożenia im soli, wina, korzeni lub innych towarów. Nieprzestając na klątwach, wezwał braci Jagiełłę i Witołda, aby powtórzyli wyprawę do Czech, celem skarcenia bezbożnego synowca i wytępienia całego kacerskiego narodu. Że zaś Jagiełło zasłaniał się brakiem funduszów na powtórną wyprawę, pozwolił mu wybrać podatek od duchowieństwa. Do téj koncesyi dołączył i inne łaski, przysyłając mu w darze gwóźdź z krzyża świętego i przyrzekając być ojcem chrzestnym nowonarodzonemu jego synowi.
Władysław Jagiełło pragnął jak najszczerzéj zadosyć uczynić życzeniom Ojca świętego, nie jego wina, że już do drugiéj wyprawy nieprzyszło. Duchowieństwo polskie pochwalało przymierze z cesarzem, pochwalało klątwę na Hussytów, ale do pieniężnego popierania wypraw nieczuło najmniejszéj ochoty. Szło o 20,000 ówczesnych złotych polskich. Synod duchowieństwa, zwołany do Łęczycy celem uchwalenia tego podatku, oświadczył, że do tak uciążliwéj ofiary żadném prawem obowiązanym być niemoże, a dyecezya płocka, do Księstwa Mazowieckiego należąca, dodała jeszcze wymówkę, iż bulla papiezka bynajmniéj się do niéj nie ściąga. Król doniósł zaraz o tém Papieżowi, a dowiedziawszy się, że ten w inny sposób podratować go nie myśli, oznajmił mu stanowczo, że bez obcych zasiłków żadnego w krucyacie przeciwko kacerzom brać niemoże udziału. Była to okoliczność bardzo ważna, bo przyjęcie stanowiska neutralnego niezagradzało jeszcze zupełnie drogi do zjednoczenia się kiedyś z Czechami.
Zygmunt Korybut, ubezpieczony tym sposobem przynojmniéj od strony polskiéj, prowadził daléj naglące dzieło jednania stronnictw, niezważając na klątwy papiezkie. Pojednawszy się z Taborytami, obrócił swe kroki do partyi katolickiéj, składającéj się wyłącznie z niektórych wielkich magnatów, przyjaciół cesarza i posiadających w jego imieniu niektóre warownie. Rzecz tak trudną uwieńczył także pomyślny skutek. Korybut potrafił ich skłonić na początek przynajmniéj do jednorocznego zawieszenia broni na zasadzie obustronnéj tolerancyi, tak mało jeszcze uznawanéj w zachodnich państwach katolickich. Mówimy w zachodnich, bo w Polsce tolerancya schizmy greckiéj trwała zawsze bez przerwy. Dnia 18 października 1425 r. naczelnicy partyi katolickiéj: Jan Kołowrat, Zdzisław Tłuksa, Zawisza z Gimlicz i wielu innych, zjechawszy się do Pragi, podpisali z Korybutem układ, obejmujący następujące punkta:
1. Każdy dobrych obyczajów kapłan, czy Prażanin, czy Taboryta, czy Horebita, może swobodnie odbywać kazania i udzielać sakramentu w dwu postaciach.
2. Zakazują się najsurowiéj i jako grzechy śmiertelne: cudzołostwo, sprosność, gry w kości i tańce po miejscach publicznych.
3. Każdy właściciel ziemi winien żywić rozkwaterowane u niego wojsko. Wojsko pójdzie pod surową karność i wstrzyma się od rabunków.
4. Panowie nie będą zabraniać chłopom zaciągania się do wojska za granicę.
5. Każdy z panów, który się odważy łamać niniejszą umowę, zapłaci kary 6000 kóp groszy pragskich, (około 400,000 złp. dzisiejszych).
Korybut, położywszy koniec wojnie domowéj, uznał za rzecz konieczną, zatrudnić wojsko Taborytów, leżące bezczynnie i skłonne do swawoli. Z tego to powodu, wyprowadziwszy je za granicę Czech właściwych, przebiegał z niém z kolei Szlązk, Morawią, Austryą, Saksonią, wszędzie odnosząc korzyści nad pojedyńczemi oddziałami wojsk cesarskich. Dwuletnią tę wyprawę zakończył w r. 1426 świetném i pamiętném zwycięstwem pod Aussig nad całą rzeszą niemiecką. Przed bitwą, która miała rozstrzygnąć losy czeskiego narodu, posłał do Niemców z propozycyą, aby przynajmniéj niezabijali jeńców. Niemcy, zaufani w swój sile, odpowiedzieli ze wzgardą, że wszystkich pojmanych, czy Czechów, czy Polaków, w pień wycinać będą. Na tę wiadomość Korybut kazał wojsku klęknąć, polecić się Bogu i przemówiwszy doń z zapałem, zlecił mu dla niedzieli zamknąć się w taborze. Rycerstwo atoli niemieckie, okryte od stóp do głów żelazem, niezważając na święto, rzuciło się na tabór. Czesi odpierali atak cierpliwie i mężnie, dopóki nieprzyjaciel nieznużył się nadaremnym bojem. Dopiero gdy począł kuleć, rozwarli tabór i rzucili się nań z całą wściekłością. Wówczas te nastąpiła rzeź, trudna do opisania. Wojsko niemieckie albo wycięte, albo rozproszone. Czesi, oddając Niemcom wet za wet, żadnemu z jeńców niedarowali życia. Między niedobitkami taki powstał upadek na duchu, że kilka tysięcy kiryśników niemieckich, otoczonych w pobliskiéj wiosce, zsiadłszy z koni, i utkwiwszy miecze w ziemi, błagało o miłosierdzie. Wymordowano ich co do nogi. Kronikarze czescy niemogą naliczyć łupów, jakie się wówczas dostały w ręce sfanatyzowanego narodu. Samych wozów, naładowanych bogactwy 2500, puszek czyli armat 180, namiotów 4000. Od bitwy pod Aussig, oręż czeski tak się stał straszny Niemcom, że już najliczniejsze armie nie zdołały dotrzymać mu placu.
Korybut, wracając okryty laurami do Pragi, mógł sobie śmiało powiedzieć: quorum pars magna fui. Nowa jego zasługa powiększyła mu wziętość, ale razem ośmieliła go do czynu grożącego wielką odpowiedzialnością i niebezpieczeństwem. Przedsięwziął uwieńczyć swój zawód pojednaniem Hussytów z kościołem, i tym sposobem przejść ostatni szczebel, prowadzący go do tronu; dowód, jak jego hussytyzm był umiarkowany i wolen od namiętnéj przeciw katolicyzmowi nienawiści. W tym to celu wysłał potajemnie poselstwo do Rzymu, końcem bezpośredniego traktowania z Ojcem świętym, na zasadzie komunii w dwóch postaciach, nie bacząc, że przez tak ważny krok bez dołożenia się narodu rozpoczyna grę mogącą go narazić jeżli nie na zgubę, to przynejmniéj na wielkie kłopoty. Zaręczał on papieżowi, że bieże na siebie zwrócić czeski naród pod zupełne posłuszeństwo kościołowi, byleby kościół zezwolił na niewinny obrządek używania kielicha miasto opłatka. Co większa, zasięgnął w téj mierze pośrednictwa stryjów, i ci jak najchętniéj poparli jego żądania.
Atoli rokowania jego z Rzymem nie mogły długo pozostać w ukryciu. Na głuchą o nich wiadomość powstały szemrania między ludem. Zagorzalcy zaczęli posądzać go o zdradę, obwiniać o chęć wtłoczenia ich napowrót pod jarzmo papieskie, z wyrzeczeniem się wiary, okupionéj tylu potokami krwi. Od narzekań przyszło do spisku, na którego czele stanęli hersztowie Zagradka i Rozwoda, oraz sławny kaznodzieja Hussytów Rohiczana. Ten ostatni, zwoławszy raz gminę swoją na kazanie do kościoła na Tyńcu, tak rozognił umysły przeciwko Korybutowi, że lud wybiegł z kościoła jak szalony, powołał całe miasto do broni, wpadł na zamek i aresztował księcia z kilku stronnikami. Rozsądniejsi jednak Hussyci nie dopuścili większéj uczynić mu krzywdy. Poradzono mu ustąpić choćby tylko czasowo gniewowi ludu, a wszystkim Polakom opuścić Pragę. Korybut usłuchał, otrzymał konwój do granicy, gdzie ściskając rękę panów czeskich, dał im drugi raz zapewnienie, że ta niefortunna katastrofa nie ostudzi bynajmniéj serca jego ku Czechom. (1427.)
Tym razem trudno mu już było wracać do Polski; zajął więc z swym oddziałem Glewice (Gleiwitz), miasteczko obronne w Szląsku na trakcie z Wrocławia do Krakowa i tam sobie obrał stałą siedzibę. Inne dwa miasteczka szląskie podkomendnym swoim w zarząd powierzył jako to: Kluczborek Dobiesławowi Puchale, a Niemcz Piotrowi Polakowi. Z tych to siedzib prowadził przez dwa lata wojnę z Szlązakami partyi niemieckiéj; zdobywając lub łupiąc warownie nieprzyjacielskie. W wojnach owego czasu trudno było w ogólności centralizować władzę, albo działać według jednego planu. Każdy z podrzędnych nawet dowódzców czuł się upoważnionym do wycieczek według własnego natchnienia. Ztąd działy się nadużycia, rabunki, naruszenia granic sąsiedzkich. Niedziw przeto, że i podkomendni Korybuta, przełożeni nad wojskiem złożoném, jak utrzymuje Kromer, z samych sekciarzy Zyski, Sierotami zwanych, zapuszczali nie raz swe zagony tam, gdzieby Korybut nigdy zajrzeć nie śmiał, mianowicie w granice Polski. Do téj to epoki odnosi się ów napad (1430) na Jasną Górę Częstochowską, i owa, jak mówi Bielski, „ciosa od szabli na obrazie cudownym Matki Boskiéj,“ oraz złupienie w jéj świątyni kosztowności kościelnych. Dopuścili się tego świętokradzkiego czynu, nie Korybut, lecz szlachta polska, która podług Kromera „nauczyła się była łotrostw od Hussytów,“ a podług Długosza, „zrujnowała się długami i marnotrawstwem.“ Na jéj czele figurowali: Jakub Nadobny z Rogowa i Jan Kuroputwa z Łacuchowa herbu Śreniawa w towarzystwie Fryderyka księcia ruskiego, wolontaryusza hussytskiego w Szląsku. Cała Polska rozumiała, że to była sprawka Hussytów, znaleziono bowiem obraz Bogarodzicy przełupany na dwoje. Pokazało się niestety, że to był fortel użyty umyślnie przez ludzi rozpustnych na oszukanie opinii. Król Jagiełło ukarał rzeczywistych sprawców więzieniem, a reszta, jak świadczy Długosz i Kromer, „w przeciągu roku nagłą śmiercią pomarła.“
Drugi równie świętokradzki napad nastąpił nieco późniéj (1431) przez podkomendnych Korybuta, Wierzbiętę z Przyszowa i Zawiszę Wrząszowskiego, na klasztór Kartuzów w Lechnicy przy granicy węgiersko-polskiéj, o którego bajecznych skarbach powszechne krążyły wieści. Najezdnicy, zawiedzeni w nadziejach, złupili naczynia i kosztowności kościelne. Ścigani nadaremnie przez Zbigniewa Oleśnickiego z garstką dworzan, uszli z łupami do Glewic i biskup innéj nie miał satysfakcyi, jak tylko, że i ci nagłą śmiercią w przeciągu roku pomarli. Tak pisze Długosz, dodając, że od tego wypadku Korybut powziął nieutuloną nienawiść przeciwko Zbigniewowi Oleśnickiemu i obmyślał zasadzki na jego życie.






  1. „Jął wichrzyć“ mówi Bielski — „cocpit clandestinos in regno agere conventus... solicitare in conspirationem et regni scissuram“ mówi Długosz. „Solicitabat animos multorum ad res novas“ mówi Kromer.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Boromeusz Hoffman.