O palestrze i sądach

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O palestrze i sądach
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.1.

O palestrze i sądach.

Imieniem palestry w Polsce oznacza się stan ludzi prawnych, z których jedni są patronami, służący w sprawach, prawującym się osobom; drudzy się wpisujący do ksiąg publicznych, i z nich wypisujący dekreta, manifesta, relacye pozwów i inne tranzakcye, czyli kontrakty publiczne, o kupno i przedaż dóbr, o zastawy lub arędy tychże, o zeznawanie długów na dobrach, o zapisywanie żonom posagów, lub kwitowanie z nich, także przyjmujący do ksiąg przywileje królewskie na starostwa, urzędy koronne i ziemskie otrzymane, zgoła rozmaite różnych gatunków pisma; a takowa palestra, dzieliła się na regentów, susceptantów i feryantów, który ostatni gatunek składali młodzi ludzie dla edukacyi, lub téż dla dalszéj w téj professyi promocyi do palestry udający się. Sądy, czyli magistraty, którym ta dwoista palestra służyła, były te: assessorya koronna i litewska, referendarya koronna i litewska, sądy marszałkowskie przy boku króla tylko odprawujące się, trybunał koronny w Piotrkowie i Lublinie, trybunał litewski w Wilnie i Grodnie, kommissya skarbowa i wojskowa w Radomiu. Sądy podkomorskie czyli graniczne, które jako téż kondescensye nie miały fixum locum, ani regularnych kadencyi, ale tam i wtedy tylko odbywane bywały, gdzie i kiedy za dekretem trybunalskim, ziemskim lub grodzkim od stron prawujących się, prowadzone były. Kiedy szło o granicę między dobrami ziemskiemi a ziemskiemi, lub duchownemi i ziemskiemi, sędzią był podkomorzy, lub komornik graniczny, jakiegokolwiek województwa, lub powiatu. Kiedy szło o inną jaką do dóbr pretensyą, np. o działy między sukcessorami, o rachunek z zastawy, lub arendy, o zniesienie długów; używano do takich spraw samych sędziów ziemskich, lub grodzkich, albo komorników ziemskich, albo burgrabiów grodzkich, albo subdelegatów, co jest jeszcze mniéj od burgrabiego i takowe sądy nazywano „kondescensyami.“
A kiedy szła sprawa między dobrami ziemskiemi i królewskiemi, t. j. z dóbr stołowych królewskich, z starostwa, albo wsi królewskiéj, lub z miasta królewskiego, bądź z szlachcicem, bądź duchownym; już takowy sąd, czy o granicę, czy o inną pretensyą nie nazywał się kondescensyą, ale kommissyą, dla tego, że sobie strony kommissarzów, jacy się któréj podobały, w równéj z obu stron liczbie nominowały; do granic jednak sypania, prócz kommissarzów, musiał być koniecznie wezwany jaki podkomorzy, lub komornik graniczny.
Oprócz tych sądów i magistratur, bywał jeszcze jeden sąd w wielkich sprawach, a taki nazywał się sądem polubowym czyli kompromissem, kiedy mające z sobą interes strony, odstępując od wszelkich sądów ordynaryjnych, sprawie swojéj przyzwoitych, zdawały się na przyjaciół i tych sobie za sędziów obierały uroczystym wyznaniem przed księgami publicznemi, że wyrokowi takowych sędziów, nieodmiennie posłusznemi będą. Jeden z takowych sędziów nazywał się superarbiter, i reprezentował obu stron medyatora, drudzy zwani byli arbitrami i znaczył każdy swojéj strony przyjaciela; liczba arbitrów z obu stron musiała być równa, a superarbiter swojém zdaniem przeważał równość, dla czego w kompromissie nigdy rozpisku być nie mogło. Dekret kompromissowy był wyrokiem ostatecznym. Zdarzały się jednak przykłady, że i takie wyroki acz podług praw niecofnione, pękały się w trybunałach, kiedy dekret kompromissarski jawnie i oczywiście przeciwko prawom do rzeczy służącym, był napisany. Albo choć prawnie, lecz o rzecz cudzą między dwiema walczącemi, trzeciemu nie wezwanemu należącą, jako to naprzykład: między opiekunami i kredytorami, o substancyą dzieci niedorosłych. Patronowie do sądów polubownych zażywani bywali: z grodu, z ziemstwa, z trybunału podług ważności sprawy. Jeżeli sędziowie kompromissarscy, wszyscy dobrani byli z osób nieprawniczych, przybierali do pióra jakiego jurystę dla napisania dekretu w należytéj formie. Ale taki pisarz nie dawał swojéj sentencyi, acz wiele mógł dowcipnemi wykładami prawa i słuszności nakłonić umysły sądzące na stronę, któréj był przyjacielem. Te były źródła ordynaryjne, z których się za czasów Augusta III. rozlewała po całym kraju sprawiedliwość. W tych klassach młodzież szlachecka sama tylko mając do nich przystęp, uczyła się praw ojczystych, formowała się na sędziów; a że ten zawód jest zyskowny i poważany, wiele chudych pachołków, aplikując się szczerze do niego, przychodziło do znacznych substancyi i wysokich honorów. Gdy przeciwnie synowie majętnych rodziców, na edukacyą oddani, pracy nie lubiący, strawiwszy lat kilka w palestrze na rozpuście i próżnowaniu, z pustemi workami i łbami, częstokroć do domu powracali. Palestra suknią i ogarnięciem nie różniła się od osób innego rozmaitego stanu, dlatego w téj mierze nie mam co o nich zostawić potomności. Palestra trybunalska formowała z siebie osobną klassę, dystyngwującą się od innéj palestry grodzkiéj i ziemskiéj, a to pochodziło z przywilejów bezpieczeństwa i powagi nadanéj trybunałom od królów i stanów rzeczypospolitéj. Nadciągając tego przywileju, nie raz palestra burzyła się naprzeciw samym deputatom, nieprzychodząc na ratusz, i nie chcąc stawać w sprawach; gdy który z mecenasów słowem uszczypliwém od marszałka lub innego deputata został urażony. Nie raz wtenczas musiał trybunał zniżyć powagi swojéj, czyniąc palestrze deprekacyą. Krzywda wyrządzona jednemu, oburzyła wszystkich, i tak młodzież palestrancka hurmem się na rewanż gromadziła. Wyjąwszy mecenasów, którym nie było praktyki, żeby śmiał kto jaką krzywdę uczynić; młodzież zwyczajnie wszędzie się mięszać lubiąca, prędko się z kim zaczepiła, a najprędzéj z oficerami, którzy także ile młodzi, nie lubili sedenterii i samotności, zkąd nieraz między palestrą i garnizonem trybunałowi assystującym, bywały potyczki do krwi rozlania i zabójstwa, a po skończonéj kłótni, gdy tak z téj jak z owéj strony równa była wina, tém samém żadnego nie było winowajcy; następowała zatém zgoda, która póty trwała, póki do nowego rozruchu nie podała się nowa okazya. Instygatorowie skrzynkowi trybunalscy, do odbierania grzywien w każdym trybunale, byli dwaj; jednemu ten urząd z swoich przyjaciół albo służących dawał prezydent, drugiemu marszałek. Ci pospolicie te urzędy przedawali palestrantom, bierali za niego od 50 do 100 czerwonych złotych, miarkując podwyższenie lub zniżenie ceny rejestrami województw, jakie na zaczynający się trybunał następowały, i deputatami, jak możni stawali. Jeżeli rejestra przychodziły województw bogatych, jeżeli deputaci byli możni, a osobliwie marszałek, jeżeli był z wielkich panów; to instygatorya skrzynkowa była droższa. Jeżeli przypadały rejestra województw ubogich, albo deputaci byli z pomiernéj szlachty, lub mała ich liczba, dla któréj pauzów częstych w sądzeniu spodziewać się należało, na końcu, jeżeli marszałek był z pomiernych panów; to instygatorya skrzynkowa była tańsza. Gdy bowiem instygator skrzynkowy prezydencki lub marszałkowski, z kolei swojéj odnosił deputatom grzywny przez miesiąc zbierane, te z bogatszych województw będąc znaczniejsze, i majętnym dostając się deputatom, częstokroć przez rezon instygatorowi skrzynkowemu, po części lub w całości bywały darowane, mianowicie od marszałka, wielkiego pana. Inaczéj działo się, gdy z województw ubogich mała kwota, chudym do tego na połatanie niedostatku przychodziła deputatom. Instygatorowie securitatis także dwaj każdemu służyli trybunałowi; jeden z nominacyi prezydenta, drugi z nominacyi marszałka, te instygatorye najdrożéj przedawane bywały od 20 czerwonych złotych do 30. Instygatorów skrzynkowych powinnością było, oprócz odbierania i roznoszenia grzywien, wiedzieć o papierze i o innym serwisie, do pisania służącym w izbie sądowéj, o świecach, o suknie na stół, o ochędóstwie, stołach, ławach, krzesłach do izby sądowéj należących, wypłacać pensye miesięczne naznaczone od trybunału sobie i instygatorom securitatis, księdzu kapelanowi trybunalskiemu i woźnym. Tudzież czynić sprawunki jakie extraordynaryjne, lub dawać jałmużny od trybunału wyznaczone. Kiedy miano kogo skarać grzywnami znacznemi, a nie był pewny do zapłacenia, instygator przestrzeżony od trybunału, przed publikacyą dekretu przydawał mu wartę tak do stancyi jak do osoby. Jeden żołnierz lub więcéj według potrzeby pilnował stancyi, a drugi żołnierz wszędzie chodził za osobą na grzywny wskazaną, gdziekolwiek się ta obróciła. Jeżeli zaś mimo taką ostrożność (co się często zdarzało) skarany grzywnami uciekł, instygator skrzynkowy ścigał go processem z rejestru poenalium, na tym samym lub na drugim trybunale, podług pory czasu do obrotu sprawie takowéj potrzebnego. Pozostałe grzywny do drugiego trybunału, należące sądowi pospolicie, trybunał ustępował instygatorom lub jakiemu klasztorowi, albo szpitalowi, jeżeli na wygrawającéj stronie nie mógł wytargować, albo nie chciał, ażeby je za stronę przegraną zapłaciła. Instigatorów securitatis była powinność przynosić w dni sądowe na ratusz rano i po obiedzie krzyż prezydencki i laskę marszałkowską i odnosić do stancyi każdego też insignia pod assystencyą dwóch żołnierzy z bronią i gifrejtera; druga obchodzić co noc kolejno z rontem domy szynkowne, aby się w nich kłótnie i pijatyki całonocne nie działy. Jeżeli dano znać instygatorowi securitatis o rozpoczętéj gdzie bitwie i rąbaninie; obowiązkiem jego było, co prędzéj tam z rontem pospieszać, i zdybanych na takowém gwałceniu publicznego bezpieczeństwa i spokojności, do kordygardy zabierać. Co wtenczas tylko służyło, kiedy się bitwa toczyła między ludźmi podłemi, służalcami dworskimi, albo włóczęgami szulerstwem i rozpustą się bawiącymi, między którymi znaleźli się częstokroć tak sprawni do korda, że pojedyńczo lub we dwóch, lub we trzech instygatorowi z rontem z kilku i z kilkunastu żołnierzy złożonym ciosami obdarzonym dawszy odpór, zresztą ucieczką się salwowali, i zemknąwszy na czas jaki z gorącego prawa, tym samym się od chwytania uwolniali; a jeźli im nie uszła amnestya, i do sądu pociągnionymi byli, to jako ludzie niemający nigdzie żadnéj ostoi, nie zważając na kodemnaty, w inne się strony wynosili. Kiedy się bitwa wszczęła między palestrą lub osobami charakter obywatelski mającemi; do takiéj nie mieszał się instygator, gdyż tacy jako mający zakład odpowiedzi, zapozwani do sądu, prawa dotrzymali. Obrywczą nie małą bywało instygatorów securitatis zdybanego na zabawie nieprzystojnéj z osobą podejrzaną, jakiego młodzika służalca przejeżdżającego, albo rzemieślniczka lub kupczyka, którzy się dobrze musieli opłacić, aby nie pójść do kozy alias aresztu. Owszem każdy w taki trafunek wpadający, szkodę poniesioną na inne nieszczęście zwalał. Tym sposobem obchodzili się instygatorowie i z niewiastami publicznemi, które czasem z rozkazu trybunału rózgami chłóstano, i z miast wyganiano, kiedy rozpusta nazbyt ośmielona, żadnéj już ostrożności w szafunku zakazanego towaru nie używała. Nieraz także i pan instygator doniesiony o lekkie życie, odpoczywał w kordygardzie, i bywał z urzędu zrzucany. Instygator skrzynkowy bierał pensyi miesięcznéj najwięcéj czerwonych złotych 8; instygator securitatis, czerwonych złotych 4, i ten ostatni żywił się u stołu prezydenta, lub marszałka z ich służącemi, kiedy ci panowie byli hojni. Więc, że instygatorya bezpieczeństwa, prócz pensyi szczupłéj nie miała innych obwencyi, przeto téż jéj żaden z palestry nie kupował, chyba chudy pachołek. Najczęściéj szlachcic na bruku siedzący, albo dworak bez służby, między którymi zdarzało się wielu bardzo poczciwie podług przepisu prawa swój urząd sprawujących.
Do instygatorów securitatis, należało jeszcze przyprowadzanie z aresztu do sądów, i odprowadzanie kryminalistów z rzeczą samą takiemi, lub tylko z oskarzenia będących (o czem się więcéj powie niżéj, gdzie będzie o samym sądzie), wyprowadzenie na plac osądzonych na gardło i czytanie im dekretu. Obecnym zawsze jeden z nich musiał być u sądu, czytać woźnym wokandę, czyli regestr spraw, która po któréj następowała. Nareszcie być na zawołanie prezydenta i marszałka; reszta powinności instygatorów, opisze się między woźnemi, jako z nimi spółeczeństwo i związek mająca.
Woźnych przy trybunale piotrkowskim bywało po trzech, najwięcéj po czterech; w lubelskim trybunale po czterech i po pięciu; zasłużeńszy między nimi, trzymał wokandę, czyli regestr spraw. Jeżeli umiał czytać, sam sobie czytał; jeżeli nie umiał, instygator mu czytał, a on toż samo głosem donośnym oddawał, z przewróceniem słów, nie dobrze usłyszanych, lub nie rozumianych częstokroć, stając się okazyą gwałtownego śmiechu. Tak jednego razu w Lublinie zamiast wpisu przeczytanego sobie od instygatora: Jegomość Pan Kapenhauzen, przeciw Jegomości Panu Rościszewskiemu; woźny wykrzyknął z paszczęki swojéj: Jegomość Pan kiep i błazen, przeciwko Imci Panu Rościszewskiemu. Woźnych innych i tego, który wokandę trzymał, była robota największa na gadających po stronach pod czas sądów wołać niemal bez przestanku: Mości Panowie, uciszcie się! Kiedy znaczny szmer powstał, marszałek wołał na instygatora: panie instygator, niech się uciszą! Instygator natychmiast zawołał w jednéj liczbie: woźny, proś Ichmościów, niech się uciszą, a za tym rozkazem nie jeden, ale wszyscy woźni, wielu ich było przytomnych, zaczęli się odzywać jak żórawie: uciszcie się, nie rozmawiajcie Mości Panowie, uciszcie się! póty nie przestając, póki szmer nie ustał. A skoro znowu powstał, odzywała się taż sama marszałka, instygatora i woźnych repetycya. Skoro marszałek dał znak laską, w stół uderzywszy, i słowem przemówiwszy na ustęp; instygator zaraz powtórzył: woźny proś Ichmościów na ustęp: a woźni zaczęli wołać bezprzestannie: Mości Panowie, ustąpcie Mości Panowie, wychódźcie, ustąpcie, ale ustąpcie, ale nie bawcie, ale wychódźcie. Instygator zaś raz po razie pierwszemi słowy: woźny proś Ichmościów na ustęp! tak każdy swoje póty wolał, póki wszystkich nie należących do sentencyi za drzwi nie wyprawili; a że na samem wychodzeniu na ustęp, mianowicie w akcessoryach patronowie najwięcéj się między sobą umawiać zwykli, których słuchać każdy miał ciekawość, przeto leniwe wychodzenie na ustęp czasem i godzinę czasu zabierało, a niebożęta woźni z instygatorem od ustawicznego wołania aż chrypki dostawali.
Woźny jeden przywoływał i odwoływał sessye trybunalskie; woźny ogłaszał kondemnaty, na niestawających do sprawy wypadające, co téż było powinnością i woźnych innych mniejszych sądów, jako téż kładzenia pozwów i dawania roków.
Gdy miał być w trybunale czytany dekret śmierci, poprzedzała takowa ceremonia: marszałek wołał na woźnego: woźny, otwórz drzwi! te jeżeli były wtenczas otwarte, woźny je zamykał. Gdy drugi raz marszałek zawołał: woźny zamknij drzwi, woźny je otwierał, i tak do trzeciego razu czyniona była ta kontradykcya rozkazów z wykonaniem, zawsze z mocnym szelestem w otwieraniu i zamykaniu. Na jakiby koniec był postanowiony takowy obyczaj, dochodzę mojem, acz miałkiem zdaniem, iż stanowiciele kar śmiertelnych, chcieli przez to wyrazić, z jaką ciężkością przychodzi im odbierać życie człowiekowi, że gdy się w takowym razie znajdują przez zasługę zbrodni, miłosierdzie walczące z sprawiedliwością wprawia ich w jakoweś zmysłów pomieszanie. Czyli téż, ażeby tym łoskotem drzwi przerażającym ucho, sprawili wzdrygnienie w sercu, i przerażenie do pokuty winowajcy, czasem do ostatniego momentu zatwardziałego. Ostatnia pobudka ma poniekąd racyą; jeżeli pierwsza zdaje się zbytkować, alboż sprawiedliwość nie jest cnotą, żeby się nad jéj wykonaniem pasować? alboż miłosierdzie nieroztropne nie jest okrucieństwem, żeby go słuchać?
Rok, jest to pozew słowny, dawany bywa, kiedy kto wykroczy przeciw powadze sądu, albo pod bokiem jego popełni jaki występek kary godny. Naprzykład skaleczywszy kogo, porwie się do szabli w publicznéj kompanii, wyzwie na pojedynek, a jest przytem człowiek charakteryzowany, łapaniu i więzieniu przed przekonaniem urzędowem, podług praw kardynalnych nie podległy. Takiemu tedy w stancyi, lub gdzie go znajdzie instygator (wyjąwszy kościół), opowiada: jesteś W. Pan od prześwietnego trybunału rokowany. A w tym samym razie po komplemencie od samego instygatora uczynionym, przystępuje do oskarżonego woźny, i uderzając go raz ręką w ramię, powtarza słowa: masz WPan do trybunału rok. Od tego uderzenia, czyli dotykania się ramienia, wzięły nazwisko wszystkie sprawy uczynkowe, choć z pozwu pisanego, nie z roku wypadające terminorum tactorum, a regestr ich regestru taktowego. W niższych subselliach, gdy się zdarza przyczyna kogo rokowania, sam woźny bez instygatora odbywa tę ceremonią.
Woźni trybunalscy i innych subseliów, jeszcze mieli jeden popis swoich głosów: kiedy na ratusz przychodził prezydent, marszałek, lub który z deputatów, woźni wołali na przemianę: J. W., lub J. O. N. N. ustąpcie, chociażby w izbie czasem i nikogo, prócz wchodzącego i tych samych woźnych nie było. Co także działo się i po innych sądach, nietylko samym sędziom, ale téż i znaczniejszym pacyentom, kiedy woźnym pospolicie takowych pacyentów wizytującym, talara bitego, lub dukata w garść włożyli.
Opisawszy palestrę i sług trybunalskich, wypada mi pod nimi opisać służalców palestry i deputackich, którzy także mieli swoje obrządki, pamiątki godne.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.