Przejdź do zawartości

O doskonałych mowcach

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyceron
Tytuł O doskonałych mowcach
Pochodzenie Dzieła M. T. Cycerona: Tom VI
Wydawca Biblioteka Kórnicka
Data wyd. 1873
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Erazm Rykaczewski
Tytuł orygin. De optimo genere oratorum
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



MARKA TULLIUSZA
CYCERONA
O DOSKONAŁYCH MOWCACH.


O DOSKONAŁYCH MOWCACH.[1]

I. Mówią że wymowa, równie jak poezya, ma swoje rodzaje. Jestto błędem; poezya tylko jest wieloraka: tragedya, komedya, epopea, oda i dytyramb, więcej u nas uprawiany[2], są to zupełnie różne od siebie rodzaje. Komiczność nie uchodzi w tragedyi, tragiczność w komedyi jest szpetną wadą; inne także rodzaje poezyi mają właściwy sobie język, i jakby ton głosu łatwy znawcom do rozpoznania. Ale ktoby upatrywał w wymowie kilka rodzajów, dla tego że u jednych mówców jest większa wzniosłość, moc, okwitość, u drugich większa prostota, zwięzłość, subtelność, u innych jakby pośrednie między temi zalety, wiele powiedziałby o ludziach, mało o sztuce. W sztuce bowiem szukamy co jest najlepszego, o ludziach mówiąc, wskazujemy ich przymioty. Może, kto zechce, nazwać Enniusza wielkim poetą epicznym, podnieść Pakuwiusza do rzędu znakomitych tragików, naznaczyć nawet Cecyliuszowi pierwsze między pisarzami komedyi miejsce; ale nie dzielę wymowy na rodzaje, bo doskonałości szukam. Jedna zaś tylko jest doskonałość, a którzy do niej nie dochodzą, nie rodzajem się różnią, jak Terencyusz od Attiusza, ale nierównością w tym samym rodzaju. Ten jest doskonałym mówca, którego mowa naucza, podoba się, wzrusza. Powinnością jest nauczać, chlubą podobać się, koniecznością wzruszyć. Że w tem jedni mówcy są mocniejsi od drugich, zgadzam się na to; ale jestto różnica w stopniu, nie w rodzaju. Doskonałość jest jedna, a do niej to się najwięcej zbliża, co jest do niej najpodobniejsze; zkąd jasno się okazuje, że to jest najgorsze, co do doskonałości jest najmniej podobne.

II. Bo, ponieważ wymowa składa się z słów i z myśli, powinniśmy naprzód starać się o czyste i poprawne wysłowienie, potem o piękność właściwych i przenośnych wyrażeń. Między właściwemi wybierać mamy najstosowniejsze, przenośnych skromnie używać, idąc za podobieństwem. Tyle zaś jest rodzajów myśli, ile zalet mówcy wskazaliśmy: nauczanie wymaga przekonywających, podobanie się przyjemnych, wzruszenie przenikających myśli. Jest także pewne wyrazów uszykowanie, dwa skutki sprawujące, słodycz i harmonią; myśli podobnież mają swój układ i porządek zdolny przekonać. Gruntem tego wszystkiego jest, jak w budynkach, pamięć, światłem akcya. Doskonały mowca ma te przymioty połączone w najwyższym stopniu, mierny w pośrednim, zły w najniższym stopniu. Wszystkich atoli nazywamy mowcami, równie jak złych malarzów zowiemy malarzami, a różnica między nimi nie w rodzaju, ale w zdolnościach zachodzi. Niema mówcy, któryby nie chciał być Demostenesowi podobnym; ale Menander nie życzył sobie być podobnym Homerowi; jego rodzaj był różny. Nie tak się rzecz ma z mowcami; albo jeżeli jeden dążąc do wspaniałości unika prostoty, drugi przeciwnie woli być bystrym niżeli ozdobnym, taki jest może znośnym w swoim rodzaju, ale pewnie nie najlepszym, bo doskonałość ma wszystkie zalety.

III. Krócej się wprawdzie wyraziłem, niżeli rzecz wymagała; ale o tem, co sobie zamierzam, nie trzeba było więcej mówić. Jedna jest tylko, jak powiedzieliśmy, wymowa; jaką jest, nad tem się zastanawiamy. Jest taką, jaka kwitnęła w Atenach. Ta odpowiedź daje nam wiedzieć, jaka była sława mowców Attyckich, o ich geniuszu nic z niej nie wiemy. Wielu wie, że żadnej wady u ich nie było, mało, że wiele zalet mieli. Wadą jest w myślach niedorzeczność, niestosowność, brak bystrości, niesmaczność; w wyrażeniach plugawość, płaskość, niewłaściwość, zdaleka naciąganie. Wszyscy bez mała tych wad uniknęli, którzy liczą się do rzędu mówców Attyckich, albo którzy ich naśladują. Jeżeli taka jest cała ich zaleta, trzeba ich mieć za zapaśników, zdrowych tylko i silnych, ale za zdolniejszych przechadzać się po galeryi w gimnazyum, a niżeli ubiegać się o wieniec na igrzyskach Olimpijskich. Tych, możemyli, naśladujmy, którzy wolni od wszelkiej wady, nie przestając na dobrem zdrowiu, chcą mieć siły, krzepkość, zdrowe soki, piękną nawet cerę twarzy; jeżeli nie możemy, tych raczej naśladujemy, których zdrowie jest jak Attyków czerstwe, a niżeli tych otyłych, jakich wielu Azya wydała. Co gdy uczynimy, (a jeżeli to osiągniemy, wielkiej rzeczy dokażemy), naśladujmy Lysiasza, a mianowicie jego prostotę. Bo i on także wznosi się w wielu miejscach; ale że pisał swe krótkie mowy po części w sprawach prywatnych, po części o mniej ważnych rzeczach, mało w nim widać wzniosłości, ponieważ umyślnie wydoskonalił swój talent do obrony spraw drobniejszych.

IV. Kto chcąc być okwitym temu nie wydoła, może uchodzić za mówcę, ale niższego rzędu. Wielki mówca często mówić musi jak Lysiasz w takim spraw rodzaju. Za tem idzie, że Demostenes może bez wątpienia zniżyć się do prostoty; Lysiaszowi jest może rzeczą niepodobną wznieść się do górności. Ale jeżeli niektórzy myślą, że trzeba było mówić za Milonem, kiedy wojsko zajmowało Forum i wszystkie naokoło niego świątynie, takim samym sposobem, jakim się mówi w sprawie prywatnej przed jednym sędzią; ci biorą miarę wymowy ze stopnia swej zdolności, nie z natury rzeczy. Niektórzy dają się często z tem słyszeć, że są Attykami, drudzy, że żaden z Rzymian Attykiem być nie może. Pomijam pierwszych, bo to samo przeciw nim dostatecznie mówi, że ich nikt do obrony spraw nie używa, albo, jeżeli kto użyje, zostają wyśmiani; gdyby zaś wzbudzili uśmiech pochwały, już przez to samo byliby Attykami. Co do tych, którzy utrzymują, że nie możemy mówić po attycku, i sami wyznają, że mowcami nie są, weźmy ich, jeżeli mają delikatne ucho i dobry smak, za sędziów, jak o wartości malowidła radzimy się ludzi, którzy lubo sami malować nie umieją, na malarstwie się znają. Jeżeli zaś zakładają znajomość rzeczy na wybrydnym smaku słuchaczów, jeżeli im nic wzniosłego nie podoba się, niech powiedzą, że wolą coś prostego i poprawnego, a górnością i pięknością gardzą, ale niech przestaną powtarzać, że kto po prostu mówi, ten tylko po attycku, to jest dobrze i czysto mówi. Nie, wzniosłość, ozdobność, okwitość, z tą samą czystością, są to Attyków zalety. Jak to? możnaż wątpić, że życzymy sobie, żeby nasza mowa była nie tylko znośną, ale godną podziwienia? bo już o to nie pytamy, czem jest attycyzm, ale czem jest doskonała wymowa. Ponieważ z Greckich mówców najcelniejsi są Ateńscy, a między nimi pierwszym jest bez zaprzeczenia Domestenes, ztąd się okazuje, że kto go naśladować zdoła, ten po attycku, to jest najlepiej mówić będzie; a gdy mówcy Ateńscy są naszemi wzorami, doskonałe mówienie niczem innem nie jest, jedno attycyzmem.

V. Ale ponieważ u nas błędne jest mniemanie o tym rodzaju wymowy, myślałem że mi należało podjąć się pracy pożytecznej uczniom, mnie bynajmniej niepotrzebnej. Przełożyłem sławne mowy, które dwaj najwymowniejsi z Attyków, Eschines i Demostenes, jeden przeciw drugiemu powiedzieli; przełożyłem nie jako tłumacz, ale jako mowca. Te same myśli z ich postaciami i obrazami wyraziłem słowy stosownemi do naszych zwyczajów. Nie miałem za rzecz potrzebną co do słowa tłumaczyć, ale zachowałem istotę i moc wszystkich wyrazów; bo nie myślałem żeby mi należało zdawać z nich liczbę czytelnikowi, tylko je oddawać pod wagą. Owocem tej mojej pracy to będzie, że nasi Rzymianie poznają, czego mogą o tych wymagać, którzy chcą za Attyków uchodzić, i do jakiego wzoru wymowy powoływać ich mają.
Ale Tucydydesa przedemną postawią; bo są tacy, którzy uwielbiają jego wymowę. Słusznie ją uwielbiają; ale to nie ma żadnego związku z móowcą, którego na myśli mamy. Bo insza jest opowiadać zdarzenia, insza z dowodami w ręku oskarżać lub zbijać oskarżenie; insza opowiadaniem ująć uwagę czytelnika; insza wzburzyć namiętności. „Ale, powie kto może, pięknie pisze.“ Czy piękniej od Platona? Powinnością jednak mowcy, którego wzoru szukamy, jest rozwijać sprawy sądowe sposobem mówienia mogącym nauczyć, podobać się, wzruszyć.

VI. Ktoby się z tem opowiadał, że będzie mówił sposobem Tucydydesa w sprawach sądowych, okazałby przez to, że ani mu się śniło o wymowie sądowej. Kto chwali Tucydydesa, może mój głos do swego dopisać. Ale samego nawet Isokratesa, którego bozki Plato, jego prawie spółczesny, przez usta Sokratesa w swej Fedrze przedziwnie pochwalił, i którego wszyscy uczeni za największego mówcę mieli, do tego rzędu nie liczę. Nie jestto dzielny w boju żołnierz; mowa jego jest jakby szermierską igraszką. Wprowadzę, jeśli wolno małe rzeczy z wielkimi porównywać, dwóch sławnych gladiatorów. Eschines, jak Eserninus u Lucyliusza,

„nielada człowiek, znający swą sztukę i pełen odwagi, ma się zmierzyć z Pacydejanem[3], któremu niema równego, odkąd są ludzie na świecie.“

Nie znam bowiem nikogo mogącego się porównać z tym Pacydejanem wymowy. Ma przeciw sobie moja praca dwa rodzaje ganicieli. Jedni mówią: „Ale Grecy lepiej.“ — Tych zapytam: Czy oni lepiej po łacinie napisać mogą? — Drudzy: „Dla czego miałbym te mowy w tłumaczeniu, a nie w oryginale czytać?“ Tak mówiący czytają Andryą, Synefebów, Terencyusza i Cecyliusza, równie jak Menandra[4]. Trzeba im tedy odrzucić także Andromachę, Antiopę, Epigonów, po łacinie pisane? Ale ponieważ wolą czytać Enniusza, Pakuwiusza, Attiusza, niżeli Eurypidesa i Sofoklesa, dla czego mieliżby wybrydzać w mowach z greckiego przełożonych, kiedy nie wybrydzają w wierszach z tegoż języka przetłumaczonych?

VII. Ale, żeby przystąpić do naszego przedsięwzięcia, powiedzmy naprzód jaka sprawa do sądu przyszła. Było prawo w Atenach zakazujące wnosić do ludu udarowanie urzędnika złotą koroną, który jeszcze rachunków nie złożył. Drugie prawo mieć chciało, żeby przez lud udarowani, na zgromadzeniu ludu, przez senat, na posiedzeniu senatu dar ten otrzymali. Demostenes, któremu poruczono naprawę murów Ateńskich, dokonał to własnym kosztem. Za to, nim jeszcze Demostenes zdał rachunki, Ktesifon wniósł do ludu udarowanie go złotą koroną w teatrze przed zgromadzonym ludem, chociaż to miejsce nie było prawem na zgromadzenie ludu naznaczone, i oraz takie ogłoszenie: „że Demostenes dostał ten dar w nagrodę swej cnoty i życzliwości ku ludowi Ateńskiemu[5]. „Tego Ktesifona pozwał Eschines o to do sądu, że nieprawny wniosek do ludu uczynił, żeby udarowano koroną urzędnika, który nie zdał jeszcze rachunków, a ktemu w teatrze, powtóre, że część wniosku o cnocie i życzliwości fałszywie napisał, ponieważ Domostenes ani dobrym człowiekiem, ani dobrze Rzeczypospolitej zasłużonym obywatelem nie jest. Ta sprawa mały ma związek z naszemi obyczajami, ale jest ważna; zawiera bowiem nie tylko subtelne tłumaczenie praw na obie strony, ale i znakomity spór o usługi Rzeczypospolitej oddane. Chciał Eschines, którego Demostenes pozwał był dawniej w sprawie gardłowej o przeniewierzenie się w poselstwie[6], zemścić się nad swym przeciwnikiem, pociągając do sadu, pod imieniem Ktesifona, jego cześć i wszystkie czynności. O niezdanych rachunkach mało powiedział, daleko więcej o tem, że zły obywatel, jak najlepszy został pochwalonym.
Eschines domagał się ukarania Ktesifona na cztery lata przed śmiercią Filippa Macedońskiego[7], ale wyrok zapadł w kilka lat potem, kiedy Alexander opanował już Azyą. Mówią, że cała Grecya zbiegła się na tę sprawę. Co bowiem było godniejszego widzenia lub słyszenia, jak ta żwawa walka między dwoma największymi mowcami, zapalona w tak ważnej sprawie przez ich wzajemne ku sobie niechęci?
Jeżeli, jak się spodziewam, tak przełożyłem ich mowy, żem zachował wszystkie ich piękności, to jest myśli z ich obrazami, porządek rzeczy, same nawet wyrażenia, o ile sposób mówienia w naszym języku im się nie sprzeciwiał (które jeżeli nie wszystkie zostały przełożone, starałem się je oddać blizko znacznemi wyrazami); mieć będą miłośnicy wymowy Attyków wzór do naśladowania w swych pismach. Ale dosyć już mówić o sobie; czas już posłuchać Eschinesa mówiącego naszym językiem.




  1. Jestto wstęp do przełożonych przez Cycerona dwóch mów, Eschinesa i Demostenesa, w sprawie o złotą koronę. Tłumaczenie zaginęło, wstęp tylko pozostał.
  2. To miejsce jest zapewne skażone; bo Cycero pewnie nie powiedział, że Rzymianie więcej niż Grecy i lepszych dytyrambów napisali. Muret tak to poprawił: Dithyrambici, quod magis est tractatum a Graecis, quam a Latinis.
  3. Tych dwóch gladiatorów unieśmiertnił poeta satyryczny Lucyliusz. Z pierwszym z nich Eschines, z drugim Demostenes jest tu porównany. Ten sam przykład przywodzi Cycero w Tuscul. IV, 21, tudzież w liście do brata Kwinta, III, 4.
  4. Menandra, urodzonego roku 290, twórcę nowej komedyi Greckiej, naśladowali Cecyliusz i Terencyusz. Kwintylian, II, 23, mówi o Menandrze: Ille quidem omnibus ejusdem operis auctoribus abstulit nomen, et tulgure quodam suae claritatis tenebras obduxit. — Z przywiedzionych tu przez Cycerona komedyj lub tragedyj pozostała Andrya i Synefeby. Ale Andromacha, Antiope, Epigony, równie jak inne dawne tragedye łacińskie, prawie zupełnie zaginęły. Wojną Epigonów czyli potomków nazywano wojnę wszczętą przez synów siedmiu wodzów pod Tebami poległych, po pierwszem oblężeniu tego miasta przez Polynika, syna Edypa.
  5. Autor Żywota dziesięciu mówców, w dziełach moralnych Plutarcha, powiada, że Demostenes pierwej już udarowany został złotą koroną na wniosek Demoniklesa, że na naprawę murów wydał sto min srebra z własnych pieniędzy, resztę dołożył z dochodów publicznych na to przeznaczonych, tudzież ze składki sprzymierzeńców, którą sam w ich miastach zebrał.
  6. Mamy mowę Demostenesa o przeniewierzeniu się w poselstwie, i odpowiedź Eschinesa; ale niewiadomo, czy te mowy były powiedziane, i czy zapadł wyrok w tej sprawie. Poselstwo do Filippa, króla Macedońskiego, składało się z dziesięciu osób, między któremi byli ci dwaj sławni mówcy. Co dało powód Demostenesowi do pozwania Eschinesa o to poselstwo, nie jest dobrze wyjaśnione. Plutarch w Żywocie Demostenesa powiada, że Filipp odpowiedział tylko na jego mowę. Eschines w swej obronie utrzymuje, że ten król na jego tylko mowę odpowiedział, do Demostenesa ani słowa nie rzekł, co go tak uraziło, że pozwał Eschinesa do sądu o przeniewierzenie się w poselstwie.
  7. Sprawa ta, mówi Plutarch, zaczęła się na mały czas przed bitwą Cheronejską, za archontatu Charondasa, trzeciego roku 110 olimpiady. Wyrok zapadł nie w dziesięć lat potem, jak tenże utrzymuje, ale w ośm lat, trzeciego roku 112 olimpiady, za archontatu Arystofona, podług obrachowania Ojca Korsiniego. Fast. Att. t. IV, p. 39, 44. Demostenes mający wtenczas lat pięćdziesiąt dwa, wyrokiem sądu został uwolniony. Eschines, który nie miał za sobą piątej nawet części głosów, choć go partya Macedońska popierała, przegrawszy sprawę, poszedł na dobrowolne wygnanie naprzód do Rodu, potem do Jonii, gdzie ucząc wymowy resztę dni przepędził. Kiedy raz czytał swym słuchaczom mowę Demostenesa, a oni zdumiewali się nad jej pięknościami: „Cożby to, rzeki, było, gdybyście go samego ryczącego słyszeli!“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Cyceron i tłumacza: Erazm Rykaczewski.