O życiu, dziełach i zasługach Ks. Piotra Skargi/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Czesław Pieniążek
Tytuł O życiu, dziełach i zasługach Ks. Piotra Skargi
Wydawca Towarzystwo im. Piotra Skargi
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia Zakładu Nar. im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Na Mazowszu oddawna żyła nie głośna, nie zamożna szlachecka rodzina Pawęzkich, herbu Radwan. Nazywano ich później Skargami, bo jak powiadano, jeden z nich, Jan Pawęzki, o lada jaką sprawę zanosił skargi do księcia Janusza, który panował udzielnie w Mazowszu, zanim się ponownie z Polską połączyło. Wnukiem owego Jana był ten wielki kaznodzieja, ten wielki pisarz, ten wielki człowiek, Ks. Piotr Skarga.
Urodził się z ojca Michała i z matki Anny ze Świątkowskich, w lutym 1536 r. w miasteczku Grojcu pod Warszawą. Chowany starannie, bogobojnie, w nabożności uczciwej, osierociał w chłopięcym wieku. Matka mu umarła, gdy miał zaledwie lat ośm, a ojciec, gdy miał lat dwanaście. Starszy brat objął nad nim opiekę i w r. 1552 wyprawił go do akademii w Krakowie, poduczonego już należycie w rodzinnym Grojcu.
Gdy Skarga ukończył w akademii nauki wyższe, objął w r. 1555 posadę kierownika łacińskiej szkoły w Warszawie. Okazał tam, że jest bardzo zdolnym nauczycielem i wychowawcą, więc jeden z pierwszych panów w Polsce, Andrzej Tenczyński, kasztelan krakowski, powierzył mu wychowanie syna swego, Jana.
Przez lat cztery przebywał Skarga na kasztelańskim dworze; z wychowankiem swym jeździł w tym czasie do Wiednia, na dwór cesarza Ferdynanda, bo taki podówczas był zwyczaj, że synowie wielkich panów zwidzali dwory monarsze, aby w ten sposób poznawać świat i ludzi, i zawiązywać stosunki między narodami. Synowie polskich panów udawali się na dwory monarsze do Wiednia, Francyi, do krajów włoskich, a na dwór królów polskich przybywali do Krakowa synowie panów niemieckich, francuskich, włoskich i innych.
Kasztelan wyprawił się z Wiednia w dalszą podróż ze synem, a Skarga wrócił do kraju.
Coraz silniej odzywało się w nim powołanie do stanu duchownego, więc zaczął teraz z zapałem sposobić się do kapłaństwa.
Arcybiskup lwowski, Paweł Tarło, udzieliwszy Skardze święceń kapłańskich w r. 1563, powierzył mu stanowisko kaznodziei w kościele N. Panny Maryi Śnieżnej, na przedmieściu Żółkiewskiem we Lwowie. Odrazu zasłynął Skarga niepospolitą wymową kaznodziejską i przykładnem życiem.
Wdzięczny za wychowanie syna kasztelan Tenczyński, nadał mu bogate probostwo w Rohatynie, a równocześnie arcybiskup, poznawszy ogromne zdolności Skargi i prawość charakteru, mianował go kanonikiem i kanclerzem w kapitule lwowskiej.
Skarga nie pragnął dostojeństw, które same garnęły się ku niemu. Człowiek z takiemi zdolnościami, tak bardzo ceniony i oceniany należycie przez arcybiskupa i Tenczyńskiego, a tak zacny, tak świętobliwy, byłby niezawodnie wnet na jakiejś biskupiej zasiadł stolicy, — ale on przekładał nadewszystko powołanie kaznodziei.
Czuł w sobie iskrę Bożą, czuł, że mu Bóg powierzył potęgę wymowy, jakiej ani przed nim, ani po nim, nie miał żaden kaznodzieja, więc chciał użyć tego daru Bożego dla chwały Boga, dla szczęścia ludzi, dla dobra ojczyzny.
Podziękował za bogate probostwo, podziękował za godność kanonika i kanclerza, pozostał tylko kaznodzieją i tak poruszał serca i umysły, że najzacieklejsi nieprzyjaciele godzili się, wyrzekając zawiści, że najbardziej zatwardziałe sumienia grzeszników kruszyły się i oczyszczały z grzechu, że odszczepieńcy nawracali się do Kościoła.
A odszczepieństwo wtedy rozchwaściło się w całej Polsce. Oto w Niemczech, oderwał się od kościoła zakonnik z klasztoru Augustynów, nazwiskiem Marcin Luter, i ogłosił w r. 1517 nową religię. Rozszerzyła się prędko w północnych krajach niemieckich, a że ją przyjął książę pruski Albert, lennik Polski, przeto z Prus dostawała się do naszego kraju. Oprócz Lutra, wystąpił z inną nauką Kalwin, Francuz, w Szwajcaryi. I ta nauka do Polski się dostała. Ale nie dość tego! Prócz Luteranów i Kalwinów, pojawili się Aryanie, Socynianie, Unitaryusze, Trynitaryusze i Menonici.
Wszyscy na swój sposób tłómaczyli naukę Chrystusa Pana, przyczem oczywiście kłótnie były między nimi, spory zawzięte i bałamuctwa coraz większe.
Te religijne zamęty zwano u nas „nowinkami“, a zajmowano się niemi z ciekawości raczej, niż z upodobania w nowej nauce; częściej przez niesforność, niż z przekonania, a najbardziej może, to chyba z onej płochości, o którą u nas tak łatwo. Znajdzie się lada kto, choćby i nicpoń jaki, byle śmiały, to gdy zacznie do czegobądź namawiać, a obiecywać gruszki na wierzbie, to wnet go posłucha ten i ów, a potem inni gromadzą się za pierwszymi, chociaż sami nie wiedzą, po co i na co.
Z tego rozszerzenia się owych „nowinek“, czyli odszczepieństwa od kościoła, wyrastało groźne dla Polski niebezpieczeństwo rozdwojenia, nie tylko religijnego, ale i narodowego.
Rozprawiano wciąż o tych bałamuctwach na sejmach, na zjazdach szlacheckich, zamiast o tem, jakby bronić kraju przed napaściami nieprzyjaciół; wydawano niezliczoną ilość pism, książek. Zamięszanie rosło. Szczęście, że nie wybuchły u nas krwawe walki religijne, jak to w Niemczech, a i we Francyi się działo.
Tłumić siłą tych kacerstw Polska nie chciała, bo było w niej poszanowanie wolności sumienia, jakiem żadne inne królestwo poszczycić się nie mogło, więc postanowiono działać na umysły nauką, przekonywaniem, miłościwie, wedle chrześcijańskiej miłości.
A właśnie dla stłumienia kacerstwa, zapomocą nauk, przekonywania i dobrego przykładu, założył Hiszpan, Św. Ignacy Loyola, stowarzyszenie duchowne księży, pod imieniem Pana Jezusa, zwanych stąd Jezuitami.
Gdy w krajach zachodnich Jezuici bardzo się zasłużyli, przez nawracanie odszczepieńców, sprowadził ich do Polski biskup warmiński, kardynał Hozyusz w r. 1564.
Odznaczali się wówczas Jezuici głębokiem wykształceniem, cnotliwem życiem, powagą, połączoną z uprzejmością, znakomitą wymową i uszanowaniem dla władzy królewskiej, karnością i posłuszeństwem tak wobec praw kościelnych, jak i świeckich.
Gdy w Polsce zaraz zyskali sobie uznanie i poszanowanie, młodzież polska zaczęła garnąć się do nich, wstępywała do zakonu, aby bronić jedności Kościoła, a zarazem jedności Polski.
Jednym z pierwszych był Ks. Piotr Skarga. Kochał ojczyznę, a patrzył na jej sprawy trzeźwo, rozumnie, więc też jasnem dlań było, że rozdział religijny, gdyby się utrwalił, osłabiłby naród, zachwiał jego potęgę, rzuciłby go na pastwę walk domowych, z którychby sąsiedzi, na szkodę Polski, korzystali. Uznał znamienity pożytek działalności Jezuitów i nienamawiany przez nikogo, postanawia wstąpić do zakonu.
We wrześniu r. 1568, otrzymuje od arcybiskupa lwowskiego pozwolenie na wyjazd do Rzymu i uwolnienie od obowiązków kaznodziejskich.
Szczery żal ogarniał i kapitułę i Lwów cały, gdy Skarga wyjeżdżał.
Gdy mu wypadło zatrzymać się po drodze w Gródku, skorzystał z tego i udał się na dwór hetmana, Mikołaja Mieleckiego. Hetman i żona jego Elżbieta, córka księcia Mikołaja Radziwiłła, zwanego Czarnym, przejęci owemi „nowinkami“, krzywdę wyrządzali Kościołowi, odszczepieństwo krzewić usiłując.
Gdy Skarga zjawił się u nich, zrazu tak się oburzył hetman, że o mało Skargi życia nie pozbawił, ale serdeczność Skargi, przekonywująca wymowa, cierpliwość poważna, rozumne wywody tak podziałały, że i hetman i żona jego porzucili bałamuctwa „nowinkarskie“ i nawrócili się do prawowitego kościoła.
W połowie stycznia 1569 r. przybywa Skarga do Rzymu — niedługo po śmierci św. Stanisława Kostki — i wstępuje do zakonu Jezuitów. Jeden z pisarzy, w historyi zakonu Jezuickiego tak mówi: „Boska Opatrzność widocznie Polsce sprzyjała, kiedy na miejsce wziętego do nieba młodzieniaszka, dała jej zaraz męża dojrzałego w rzeczach świata, aby jeden przemożną opieką swą, a drugi pracą pożyteczną ozdabiali i wspomagali Ojczyznę“.
Kiedy Skarga był w nowicyacie w Rzymie, papież Pius V. utworzył kongregacyę penitencyarzy różnych narodowości i 9. czerwca 1570 r. mianował Skargę penitencyarzem dla języka polskiego.
Gdy złożył śluby zakonne, generał zakonu przeznaczył mu urząd kaznodziei w Pułtusku, w tamtejszem kolegium, czyli w klasztorze Jezuickim, niedawno założonym. Z Pułtuska podejmował wycieczki po kraju. Przybył do Jarosławia, gdzie Zofia z Odrowążów Tarnowska założyła Jezuitom kolegium. Z Jarosławia podążył do Lwowa, aby odwiedzić dawnych towarzyszy, kanoników katedralnych. Zastał ich przy wspólnym obiedzie. Wszedłszy do sali jadalnej, przykląkł i prosił ich o przebaczenie, jeżeliby czem może zawinił, gdy z nimi w kapitule zasiadał. Taka była skromność tego wielkiego, świętobliwego kapłana.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Czesław Pieniążek.