[27]NOC.
Po nocnych polach błąkam się bezsenny, —
W siół woni może pierś swój żar ukoi.
Nademną wisi nocy płaszcz promienny...
Lżej bije serce, gdy się uspokoi
[28]
I gdy mu promień nie odsłania dzienny
Czarnego grobu, co otworem stoi
I w ciemną przepaść chłonie życie wszelkie,
Wszystko, co orle, szlachetne, co wielkie.
Tam moich ojców pochylona chata;
Przez ciemne lipy blady księżyc spada,
Na starej strzesze mech wypisał lata...
Pod strzechą ptasząt nocuje gromada,
Co z brzaskiem zorzy pod niebiosa wzlata
I wraca z pieśnią i na różach siada —
Jak niegdyś myśl ma śród tej szczęsnej doby,
Gdy nie wiedziało dziecko — że są groby.
Gdy nie wiedziało, że miecz za szlachetnym,
Za orłem w locie wąż piorunu goni.
Śnie złoty, wróć mi z twym orszakiem świetnym
Kwiatów, gwiazd, orłów i błyszczącej broni
I gorejących dusz we skwarze letnim!
Matki mej pacierz niech mię znów osłoni!...
Chcę marzyć — marzyć, gdy usnąć nie mogę...
O, jakąż smutną myśl obrała drogę!
We dwa promienie błędne myśl się łamie:
Jeden po ziemi pełza chat i kłosów
I słucha, jako myśl uczuciu kłamie —
Drugi ptak życia wzbił się do niebiosów,
Kędy duch Polski śpi we złotej bramie,
Nim Bóg rozkaże bić godzinie losów
I Męczennicę z letargu obudzi,
Aby promienną wróciła do ludzi.
O ty nieszczęsna, jakże sen twój cudny!
Promień zbawienia płynie ci na lico,
Zdasz się szczęśliwą... lecz to obraz złudny —
Ty cierpisz we śnie, ludów Męczennico!
Cierpisz podwójnie tam, we sferach jasnych,
Bo coraz sroższa przemoc twego wroga.
Lecz ci straszniejszy cios od dzieci własnych,
Na których twarzy spodlenie lub trwoga.
[29]
O, czemuż anioł-stróż cię nie osłoni
Tarczą z piorunów od tej strasznej broni?
Darmo twe rany okrywasz zasłoną!
One mi widne wszystkie tu — w mej duszy,
I wszystkie we mnie, jak sztylety, toną...
Niby-m stróż twoich cierpień i katuszy:
Wszystko mam w sercu bolem wypisane
I znam na pamięć każdą twoją ranę.
Niech mi na oczy położą zasłonę,
Niech mnie zawiodą gdzieś w najdalszą stronę,
Potem spytają: — Ty, ptaszyno mała —
Gdzie matce rany wroga dłoń zadała?...
Ja prawą ręką sprawię całą rzeszę —
Lewą położę na bijącem sercu,
Za jego biciem do pierwszej pośpieszę,
Od pierwszej dalej po twych pól kobiercu —
Takem wieść zdolny cały zastęp bratni
Od twej najpierwszej rany do ostatniej.
Przy każdej ranie zatrzymam się tyle,
Aby ciekawej rzeszy rzucić słowo;
Ale to, Matko, straszne dla mnie chwile!
Bo pierś i serce rozdzieram na nowo,
I z pełnej czary gorycz pije dusza,
I krew mi w żyłach zajmie się płomieniem,
A rzesza milczy — żal jej nie porusza,
Jakby w niej serce wisiało kamieniem,
Jakby nieprawdą były słowa moje,
Lecz jakby rany te — nie były twoje...
O Matko, Matko, kiedyż kres cierpieniu?! —
Wstań, o północy idź nad synów łoże —
Jak zmora w zwiędłem utop się sumieniu, —
Serca im ściśnij w kleszcze i obroże,
Na oczy rzuć im kawałki całunu,
Piersi i czoła krwią im poznacz twoją,
W usta każdemu wlej kroplę piołunu,
Nad uchem kośćmi zachrząszcz im, jak zbroją —
A potem próchna wypalaj im w łonie:
[30]
Choćby się z bolu kurczyli jak węże,
Ty od ich piersi nie odrywaj dłoni,
Pokąd krwi czystej ogień nie dosięże,
Pokąd twym bolem wszyscy nie rozbolą,
Pokąd w ich duszach choć kropla gangreny,
Bratać ich zdolna z hańbą i niewolą:
Nie żałuj ręki — nie szczędź twoje syny!
Potem ich lica obmyj sierot łzami,
Kwiatami z mogił posyp im wezgłowie;
Potem ich postaw twarz w twarz przed ojcami —
Przed nimi spowiedź niech każdy wypowie...
I niech im śni się, że przekleństwa słyszą,
Że się pioruny nad nimi kołyszą...
Że odtrąciły ich precz ręce święte...
Że ich pochłoną groby rozpęknięte.
A gdy przebędą we śnie te męczarnie,
Ci, co Cię mogli niekochać bezkarnie, —
Wtedy ich piersi dotknij lekką dłonią,
Na czołach złóż im namaszczenie twoje,
Niech twe kajdany jak oręż zadzwonią,
I podnieś okrzyk: „Na boje! — na boje!...
Do lotu, ptacy!“ —
Ci, co noc przemarzą —
Już się przebudzą, Matko, z inną twarzą:
Zerwą się, w oręż wleją wszystkie siły —
Zwyciężą — albo pomnożą mogiły!
A taką piękną, cierpiącą spokojnie
Pokaż się tylko tej wybranej rzeszy,
Co za cię krew tak przelewała hojnie,
I na twe imię choćby w piekło śpieszy!
Niech w noc ich serca smutne i skrwawione
Święte, prorocze natchnienie owieje —
A ty im odchyl z przed oczu zasłonę
I ukaż w dali jasne, przyszłe dzieje!...
Wierniśmy tobie, ale twego słońca
Trzeba nam czasem na czoła i twarze,
[31]
By nie stał w cieniu, Matko, twój obrońca,
Ani się w tłumów utopił bezmiarze:
Jeno niech stoi, podawać gotowy
Temu pociechę — temu miecz stalowy!
31 marca 1857.
|