Nitka pani Sismondy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Nitka pani Sismondy
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ VIII
Nitka pani Sismondy
Arriguccio spostrzega, że żona jego przywiązuje sobie nocą do palca nić, aby dowiedzieć się, kiedy jej miłośnik przed domem staje. Mąż rzuca się w pogoń za kochankiem. W tym czasie żona kładzie do łoża swoją służkę. Arriguccio, po powrocie, bije ją i włosy jej obcina, poczem sprowadza braci żony, którzy, przekonawszy się, że im nieprawdę mówił, lżą go srodze

Fortel pani Beatryczy wydał się towarzystwu aż nadto złośliwy. Każdy wystawiał sobie, ile strachu musiał zaznać Anichino, gdy Beatrycze, nie puszczając jego ręki, opowiadała mężowi o jego miłosnem wyznaniu. Wreszcie jednak król koniec tej rozmowie położył, wezwawszy Neinfilę do opowiadania zkolei. Ta, uśmiechając się, tak zaczęła:
— Piękne damy! Trudne, wierę, miałabym zadanie, gdybym chciała uraczyć was równie pięknemi historjami, jak te, któreście dotąd słyszały; spróbuję jednak z pomocą bożą z obowiązku swego się wywiązać.
Wiedzcie tedy, że w mieście naszem żył niegdyś bogaty kupiec nazwiskiem Arriguccio Berlingheri. Arriguccio, jak to za naszych czasów często z kupcami się zdarza, wpadł na głupią myśl uszlachcenia się przez żonę. Dlatego też pojął w stadło małżeńskie dzieweczkę szlacheckiego rodu, niezbyt dla niego odpowiednią, imieniem Sismonda. Mąż, obyczajem kupców, często wyjeżdżał na długo — nie dziwota tedy, że młoda białogłowa rozkochała się z nudów w młodzieńcu imieniem Roberto, który przez długi czas starał się o jej względy. Trwał już ten stosunek niemały kawał czasu, ku największej radości kochanków, gdy naraz — zapewne dzięki ich nieostrożności — Arriguccio, czy to spostrzegłszy coś, czy też domyślając się czegoś, stał się najzazdrośniejszym mężem na świecie. Wyrzekł się podróży, zaniedbał swoje sprawy i niczem prawie innem się nie zajmował, jeno pilnowaniem żony swojej. Nigdy nie zasnął pierwej, póki wszystkich drzwi nie obejrzał i Sismondy, w śnie pogrążonej, w łożu nie obaczył. Martwiło to wielce damę, nie mogącą teraz żadnym sposobem ze swoim Robertem się widywać. Długo myślała, jak temu zaradzić, napierana przytem żywo przez kochanka, aż wreszcie wpadła na następujący pomysł. Zauważyła, że mąż późno zasypia, ale że, zasnąwszy, śpi potem, jak kamień. Postanowiła tedy skorzystać z tej okoliczności: zaczekać aż go głęboki sen zmorzy, a wtedy otworzyć bramę i przepędzić z Robertem kilka szczęśliwych chwil. Chodziło tylko o to, jak dowiedzieć się o jego przybyciu przed dom, albo ostrzedz go w razie, gdyby mąż jeszcze nie spał, bez obudzenia jakiegokolwiek podejrzenia.
Ponieważ okno jej sypialnej komnaty wychodziło na ulicę, umówiła się tedy z Robertem, że co noc przywiązywać sobie będzie do wielkiego palca u nogi grubą nić, której drugi koniec spuści przez okno, tak aby dostawał do samej ziemi. Za ten koniec miał Roberto lekko pociągnąć, oznajmiając o swojem przybyciu; w razie gdyby męczyła męża bezsenność, dama z kolei za nić pociągnie, aby uprzedzić kochanka, że niema poco czekać.
Robertowi ten środek porozumienia wielce się podobał. Spróbował tego fortelu i od tej pory często swoją umiłowaną odwiedzał. Pewnego razu jednak zdarzyło się, że pani Sismonda, nie mogąc w gorącą noc letnią doczekać się aż mąż zaśnie, sama niespodzianie zasnęła z nitką, przyczepioną do wielkiego palca u nogi. Arriguccio zaczepił nogą o tę nitkę przypadkiem i, zaciekawiony, co to być może, pociągnął ją ku sobie. Wówczas spostrzegł, że koniec jej uwiązany jest u palca jego żony. Zwietrzył w tem natychmiast jakiś podstęp i pomyślał: „Wierę, nie będzie to bez kozery!“
Poczem, zbadawszy rzecz bliżej, spostrzegł, że nitka spuszczona jest przez okno na ulicę. Na ten widok, tknięty nagłą myślą, uciął nić przy samym palcu pani Sismondy, przywiązał ją do swojej nogi w ten sam sposób i począł czekać, co będzie dalej. Po upływie kilku chwil Roberto stanął pod oknem i pociągnął za nitkę, wedle obyczaju. Arriguccio uczuł to pociągnięcie. Nitka przytwierdzona była słabo, Roberto zasię, który silnie ją szarpnął, ujrzał nagle drugi jej koniec w swoich rękach. Kochanek wziął to za znak, że ma czekać. Arriguccio zaś, ujrzawszy, jak nić znika, pojął, że tam na dole ktoś czekać musi — uzbroił się więc naprędce i pośpieszył przekonać się, kim jest ów gość nocny, obiecując sobie, że go podobnych fortelów nazawsze oduczy. Tymczasem Roberto, usłyszawszy, że ktoś drzwi gwałtownie otwiera, nie tak, jak to pani Sismonda czyniła, odgadł odrazu, co się święci, i, nie namyślając się długo, wziął nogi za pas. Arriguccio ścigał go z wszystkich sił. Wreszcie Roberto, czując, że nie ujdzie, stanął, dobył miecza i bronić się przed nacierającym Arrigucciem począł.
Tymczasem pani Sismonda obudziła się na odgłos gwałtownego otwarcia drzwi. Spostrzegłszy, że nitka odcięta i że męża niema przy niej, pojęła odrazu, że wszystko na jaw wyjść musiało. Wiedząc, że Arriguccio ściga w tej chwili jej kochanka, pomyślała o ratunku. Namysł jej był krótki. Przywołała służkę, wtajemniczoną we wszystko, i skłoniła ją do zajęcia swojego miejsca w łożu. Następnie wymogła na niej, że zniesie wszystko, cokolwiekby Arriguccio w pierwszym zapędzie gniewu mógł z nią uczynić — i przyrzekła, że za tę usługę hojnie ją wynagrodzi. Poczem zgasiła światło, płonące w sypialnej komnacie, i ukryła się w innej części domu, aby czekać, co dalej będzie.
Tymczasem Roberto i Arriguccio, walcząc na ulicy, wrzeszczeli tak silnie, że rozbudzili wszystkich sąsiadów, którzy, pokazawszy się w oknach, łajać ich srodze poczęli. Arriguccio, przejęty obawą, aby go nie poznano, cofnął się i popędził do domu. Był wściekły okrutnie, że nie mógł poznać ani ukarać przykładnie zuchwałego młodzieńca. Pieniąc się ze złości, wpadł do sypialnej komnaty i zawołał:
— Gdzie jesteś, bezwstydna białogłowo? Zgasiłaś światło, abym cię nie znalazł, aleś chybiła celu!
I z temi słowy, dopadłszy do łoża, chwycił za gardło dziewczynę, którą wziął za swoją żonę, i począł ją tak pięściami walić i nogami kopać, że nietylko całe jej ciało, ale i oblicze pokryło się sińcami. Wreszcie obciął jej włosy i obsypał ją najstraszniejszemi obelgami. Dziewczyna zalewała się łzami, prosząc pokornie: „Na miłość boską, dosyć! Biada mi, litości“. Arriguccia taki gniew zaślepił, iż nie mógł rozeznać, że to nie głos jego żony, przytem dzieweczka od szlochów ochrypła.
Pofolgowawszy swemu gniewowi, wstrzymał się wreszcie i rzekł:
— Teraz dam ci już spokój, występna białogłowo, ale zato w tej chwili pójdę do twoich braci i opowiem im o twoich pięknych sprawkach. Niechaj przyjdą, zabiorą cię i uczynią z tobą, co im cześć i sumienie nakaże. Zabrać cię muszą, bowiem jednej chwili dłużej w tym domu zostać ci nie pozwolę.
Wyrzekłszy te słowa, wyszedł z sypialnej komnaty, zaryglował drzwi i wybiegł z domu. Pani Sismonda, która to wszystko słyszała, ujrzawszy męża oddalającego się, otworzyła drzwi od komnaty i zapaliła światło. Srodze pobita służka tonęła w gorzkich łzach. Pani Sismondzie żal się jej zrobiło. Pocieszyła ją więc jak mogła najlepiej i odesłała ją do alkierza, wydawszy uprzednio rozkaz, aby się nią troskliwie zajęto. Wynagrodziła ją takoż hojnie pieniędzmi Arriguccia za doznaną krzywdę, poczem pospieszyła do sypialnej komnaty, doprowadziła łoże swoje do porządku, tak aby się zdawać mogło, że tej nocy nikt jeszcze w niem nie leżał, zapaliła lampkę nocną, ubrała się, uczesała i zasiadła z robotą niedaleko schodów, czekając, co będzie dalej. Tymczasem Arriguccio, prawie bez tchu w piersiach, przybiegł do domu braci żony swojej i póty się do drzwi dobijał, póki mu ich nie otwarto. Trzej bracia pani Sismondy oraz matka jej, poznawszy, że to Arriguccio przybył, wstali natychmiast, kazali światło zapalić i wyszli mu naprzeciw z zapytaniem, co go o tak późnej godzinie sprowadza? Wówczas Arriguccio opowiedział im wszystko od chwili, gdy na wielkim palcu nogi swej żony nitkę znalazł i wyznał, co z żoną swoją uczynił. Na dowód prawdy ostatnich słów swoich wręczył im włosy, które, jak mniemał, żonie obciął, poczem zażądał, aby przybyli po panią Sismondę, zabrali ją do siebie i postąpili z nią, jak im się podoba — on bowiem ani chwili dłużej w domu swoim niewiernej żony znosić nie chce.
Bracia pani Sismondy, zapaleni gniewem na nią i pełni wiary w słowa jej męża, rozkazali zapalić pochodnie i pośpieszyli z Arrigucciem do jego domu, w zamiarze ukarania winowajczyni. Matka, zalewając się łzami, biegła za nimi i zaklinała ich, by nie wierzyli oskarżeniom Arriguccia i dobrze raz jeszcze całą rzecz rozważyli. Przedstawiała im, że mąż, rozgniewany na żonę z innego powodu, mógł ciężko ją pokrzywdzić, a teraz dla usprawiedliwienia siebie podobną potwarz wymyśleć! Starucha mówiła także, że nie może jej się w głowie pomieścić, aby białogłowa, która tak troskliwe wychowanie odebrała, mogła być do podobnego występku zdolna.
Gdy bracia wraz z matką doszli do domu Arriguccia i poczęli wstępować na schody, pani Sismonda, usłyszawszy kroki nadchodzących, spytała przez drzwi:
— Kto tam?
Na to jeden z braci odpowiedział:
— Zaraz się dowiesz, występna białogłowo!
— Co to ma znaczyć? — zawołała pani Sismonda — Boże, zali się coś złego stało?
I otwierając drzwi, dodała:
— Witajcie mi, mili bracia! Cóż was o tak późnej godzinie tutaj sprowadza?
Bracia, widząc ją szyciem zajętą, spokojną i bez najmniejszych śladów pobicia na twarzy, chocia Arriguccio im twierdził, że oblicze jej jest siniakami pokryte, zdziwili się niepomiernie i odrazu zapęd swego gniewu pohamowali. Poczem powtórzyli jej skargi Arriguccia i srogo jej zagrozili, w wypadku, jeśli nie wyzna im otwarcie całej winy swojej.
— Nie rozumiem, czego ode mnie chcecie i o jakiej winie mówicie — odrzekła na to pani Sismonda.
Arriguccio w osłupieniu przyglądał się swojej żonie. Wiedział dobrze, ile ciosów jej zadał, dlatego też pojąć nie mógł, dlaczego młoda białogłowa nie ma na twarzy najmniejszych znaków pobicia.
Bracia opowiedzieli pokrótce pani Sismondzie, na co Arriguccio się skarżył, wspominając o nitce i o pobiciu. Usłyszawszy to, pani Sismonda zwróciła się z zadziwioną miną do męża i zawołała:
— Biada mi, cóżem usłyszała? Człeku, pocóż na hańbę własną przedstawiasz mnie, jako rozpustną kobietę, którą nie jestem, a siebie samego, jako gbura i okrutnika, nie będąc nim także? Dzisiejszej nocy nie byłeś w domu, nie przestąpiłeś przez próg sypialnej komnaty — przeczże więc twierdzisz, żeś mnie pobił? Opamiętaj się, na miłość boską!
— Co? — wrzasnął Arriguccio. — Jeszcze kłamać się ośmielasz, przewrotna kobieto? Czyżeśmy się nie położyli razem do łóżka? Zalim nie wrócił do domu po daremnej pogoni za twoim miłośnikiem? Zali nie zbiłem cię na kwaśne jabłko i nie obciąłem ci włosów?
— W tym domu przynajmniej — odparła żona — nie kładłeś się spać dzisiaj. Ale mniejsza o ten szczegół, którego prawdy w tej chwili udowodnić nie mogę; przejdźmy do innych rzeczy. Mówisz, żeś mnie bił pięścią i żeś włosy mi obciął. Popatrzcież tedy wszyscy na mnie uważnie i powiedzcie mi, czy na mojem obliczu znajduje się choćby najlżejszy ślad uderzenia. Zresztą, gdybyś był na tyle zuchwały, aby rękę na mnie podnieść, klnę się na krzyż pański, że inaczejbyś teraz wyglądał, bowiem oczybym ci wydrapała. Co się zaś tyczy włosów, to mi ich nie obciąłeś, przynajmniej ja nie widziałam, ani nie czułam tego. Możeś jednak uczynił to tak zręcznie, żem tego nie zauważyła. Przekonajmy się tedy.
To mówiąc, zdjęła zasłonę z głowy i pokazała, że włosy jej są starannie uczesane i nietknięte. Na ten widok bracia i matka zwrócili się do Arriguccia i rzekli:
— Cóż ty na to, Arriguccio? Całkiem co innego słyszeliśmy od ciebie. Któż ma tu słuszność? Na czem teraz swoje oskarżenia gruntować będziesz?
Arriguccio stał jak we śnie. Wreszcie ocknął się i chciał odpowiedzieć, aliści nie wiedział, co ma mówić; za każdem słowem plątał się coraz bardziej i wkońcu zamilkł.
Wówczas pani Sismonda, korzystając z jego zakłopotania, zawołała:
— Widzę z boleścią, bracia moi, że mąż mój chce mnie przywieść do wyznania, którego nigdy w życiubym nie uczyniła. Chodzi tu o haniebny sposób jego życia i postępowania ze mną. Wiedzcie tedy, że upewniona jestem, iż w samej rzeczy zdarzyło mu się to wszystko, o czem wam opowiedział, aliści bynajmniej nie tutaj. Ten zacny człowiek bowiem, za którego na nieszczęście moje mnie wydaliście, chciałby za porządnego kupca uchodzić i powszechnem zaufaniem się cieszyć. Pragnie, aby ludzie poczytywali go za wstrzemięźliwszego od księdza i obyczajniejszego od młodej dzieweczki. Tymczasem rzadko taki wieczór minie, aby się nie upił w szynkowni, a potem nie wdał z pierwszą lepszą gamratką, podczas gdy ja do północy samotna siedzę. Otóż jestem upewniona, że i tym razem, pijany jak bela, położył się z jakąś hultajką do łoża. Zbudziwszy się, znalazł nitkę u jej nogi, dokonał owych bohaterskich przewag, o których słyszeliście od niego, potem powrócił raz jeszcze, pobił swoją miłośnicę, ostrzygł jej włosy i, nie całkiem jeszcze wytrzeźwiony, wystawił sobie, że wszystko to w moim domu się stało. Tak być musi, ani chybi, a na dowód spójrzcie tylko na niego. Jeszcze na pół pijany być musi. Spodziewam się tedy, że wszystkie jego słowa będziecie za bredzenie opoja uważali i że przez wzgląd na nieprzytomność umysłu, przebaczycie mu tę całą niedorzeczność, tak jak i ja mu przebaczam.
Na te słowa pani Sismondy, matka jej, do tego czasu milcząca, zawołała gniewnym głosem:
— Nie, moje dziecko, na krzyż Chrystusowy, tak dalej być nie może. Tego obrzydliwego i niewdzięcznego człeka należałoby jak psa zabić, za to, że nie umie szanować podobnej jak ty białogłowy. Kimże on jest i kim ty jesteś? Miałabyś znosić obelgi od jednego z tych kramarzy, którzy, odłączywszy się od jakiejś bandy opryszków, przybywają ze wsi do miasta w zgrzebnej koszuli i w dziurawych butach, a gdy się kilku groszy dorobią, wyciągają natychmiast ręce po córki dostojnych rodzin, sprawiają sobie herby i mówią: „Pochodzę z wysokiego rodu, przodkowie moi to a to uczynili“. O, bogdajby twoi bracia byli mnie posłuchali i oddali cię grabiemu Guidi! Żyłabyś teraz szczęśliwie, aczkolwiek ubogo w jego domu. Aliści podobało im się uczynić inaczej, niechże tedy patrzą teraz, jak ten wybrany przez nich człek siostrę ich rozpustnicą nazywa i życie jej zatruwa. Niechaj patrzą i czynią, co chcą. Co się mnie jednak tyczy, tobym mu taką łaźnię sprawiła, żeby mnie przez całe życie wspominał.
Poczem, zwracając się do synów, dodała:
— Dzieci moje, zali wam nie mówiłam, że temu wszystkiemu koniec położyć trzeba? Wiecie już chyba dobrze, jak wasz szwagier, ten nędzny kupczyk z waszą siostrą postępuje. Czemu tedy stoicie bez słowa? Gdybym na waszem miejscu była, nie spoczęłabym pierwej, pókibym tego hultaja leżącego bez tchu na ziemi nie ujrzała. O czemuż mężczyzną nie jestem! Jest jednak Bóg nad nami, który skarze tego nędznego opoja, pozbawionego sumienia i wstydu.
Trzej młodzieńcy, słowami matki swej podburzeni, obsypali Arriguccia gradem obelg, gróźb i wyrzutów. W końcu zasię rzekli:
— Na ten raz przebaczamy ci przez wzgląd, żeś pijany, aliści strzeż się, abyśmy na przyszłość o czemś podobnem nie usłyszeli, bowiem zapłacisz wówczas odrazu za wszystko.
Rzekłszy te słowa, wyszli z komnaty.
Po ich odejściu Arriguccio stał jeszcze długo w odurzeniu, nie wiedząc już, co jest złudą, a co prawdą, co uczynił, a czego nie uczynił, kto winien: on, czy żona — przyszedłszy zaś wreszcie do siebie, postanowił żonę w spokoju zostawić i udać, że zapomniał o wszystkiem. Pani Sismonda od tego czasu używała całkowitej swobody i bez najmniejszej trwogi przed mężem czyniła wszystko, co się jej tylko podobało.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.