Zaczarowana grusza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Zaczarowana grusza
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ IX
Zaczarowana grusza
Lidja, żona Nikostrato, miłuje Pyrrhusa, który na dowód miłości, trzech rzeczy od niej się domaga. Lidja życzenia jego wypełnia. Później, w przytomności Nikostrata, z Pyrrhusem miłosnym igraszkom się oddaje, wmawiając w męża, że to, co widzi, czystem jest jeno przewidzeniem

Opowieść Neinfili tak wszystkim do smaku przypadła, że śmiechy i rozmowy o niej nie ustawały, mimo, iż król kilkakrotnie milczenie nakazawszy, Pamfila do rozpoczęcia nowej opowieści wezwał. Wreszcie jednak, gdy wszyscy umilkli, Pamfilo tak zaczął:
— Miłe damy! Mniemam, że niema na świecie tak niebezpiecznej i trudnej rzeczy, na którąby się prawdziwie kochający człek nie odważył. W poprzednich opowieściach mieliśmy już liczne tego dowody, sądzę jednakoż, że zdarzenie, o którem zamierzam wam opowiedzieć, lepiej jeszcze tę prawdę na jaśnię poda. Usłyszycie opowieść o białogłowie, której raczej szczęście niż rozum pomogło. Dlatego też nie radziłbym, abyście ją naśladowały, bowiem nie zawsze los w sukurs nam przychodzi i nie wszyscy mężowie tak ślepi i łatwowierni bywają.
W Argos, wielce starożytnem mieście Achai, bardziej sławnem dzięki dawnym władcom, niźli z wielkości swojej, żył niegdyś zacny człek, imieniem Nikostrato, którego w późnym już wieku los młodą małżonką obdarzył. Lidja (takie było imię tej damy) odznaczała się urodą i wielką odwagą. Nikostrato, jako bogaty szlachcic, trzymał liczną służbę, chował psy i ptaki łowcze i często łowami się parał. Z pośród dworzan swoich wyróżniał pewnego wdzięcznego młodzieńca, imieniem Pyrrhus. Nikostrato lubił go bardzo tak dla urodziwej postaci jego, jak i dla zręczności, jaką we wszystkiem celował, a krom tego bez granic mu ufał.
Po pewnym czasie Lidja zakochała się w młodzieńcu tak gorąco, że dniem i nocą tylko o nim myślała. Niewiadomo, czy Pyrrhus tej miłości nie spostrzegł, czy też spostrzec nie chciał, dość, że obojętny wobec Lidji pozostał.
Obojętność młodzieńca niezmiernie piękną białogłowę dręczyła, tak, iż w końcu postanowiła pierwsza miłość swoją mu odkryć. W tym celu wezwała zaufaną służkę swoją, imieniem Lusca, i tak do niej rzekła:
— Lusco, dobrodziejstwa, których ci nie szczędziłam, powinny były uczynić z ciebie wierną i oddaną mi służkę. Posłuchaj tedy, co ci powiem, i strzeż się, aby nikt o tem nie uznał, krom osoby, którą ci wskażę. Widzisz wszak, że jestem piękna, młoda i bogato od losu uposażona. Na jedno tylko skarżyć się muszę a mianowicie na różnicę wieku, między mną a moim małżonkiem zachodzącą. Mogę się słusznie żalić na los, który mi dał tak niemłodego męża. Ponieważ mam takie same pragnienia, jak i inne białogłowy, postanowiłam nie być dla siebie wrogiem i na wszelki sposób sobie radzić. Wiem, że w objęciach Pyrrhusa wielkiej szczęśliwości dostąpićbym mogła. Młodzieniec ten z pewnością miłości mojej jest godzien. Miłuję go, miłuję go tak mocno, że wielce nieszczęśliwa się czuję, gdy go nie widzę przez chwilę; wiem przytem, że umrę niezadługo, jeżeli do niego należeć nie będę. Jeżeli tedy dbasz o życie moje, odkryj mu w sposób, jaki za najbardziej stosowny uznasz, afekt, którym do niego płonę i proś go, aby, gdy tylko znak ode mnie otrzyma, coprędzej przybywał do mnie.
Służka zgodziła się ochotnie na to pośrednictwo. Wybrawszy odpowiednią chwilę, odwiodła Pyrrhusa na stronę i przedstawiła mu uczucia swojej pani. Pyrrhus, wysłuchawszy tych słów, srodze się zadziwił, do tej pory nie wiedział bowiem nic o afekcie Lidji. Z początku serce jego napełniło się radością, aliści po chwili przyszło mu na myśl, że małżonka jego pana chce go tylko próbie poddać i dlatego też odpowiedział szorstko:
— Nie wierzę, Lusco, abyś podobne zlecenie od naszej wspólnej pani otrzymała. Gdyby nawet tak w samej rzeczy było, to i w takim razie mniemałbym, że mnie tylko doświadczyć chciała. Jeśliby zasię istotnie mnie miłowała, to i wówczas nie mógłbym wyrządzić podobnej hańby panu memu, który mnie ponad zasługę moją, łaskami swemi obdarza. Teraz dosyć na tem! Na przyszłość nie ośmielaj się nigdy z podobnemi poselstwami do mnie przychodzić!
Lusca nie dała się zbić z tropu gniewnemi słowy młodzieńca i rzekła:
— Pyrrhusie, ilokrotnie pani moja mówić mi z tobą poleci, będę to czyniła, nie zważając na to, czy cię to cieszyć, czy gniewać będzie. Na ten raz zasię oświadczam ci, że głupcem jesteś!
To rzekłszy, w wielkiem rozdrażnieniu powróciła do pani swojej i powtórzyła jej odpowiedź Pyrrhusa, co tak zmartwiło młodą białogłowę, że w głos śmierci przyzywać poczęła. Po kilku dniach jednak przywołała znowu pani Lidja Luscę i tak rzekła do niej:
— Wiadomo, że jednem cięciem dębu obalić nie sposób. Dlatego też myślę, iż dobrze będzie, jeśli udasz się raz jeszcze do tego człeka, którego niebo na zgubę moją takiem poczuciem wierności obdarzyło i spróbujesz wzruszyć go obrazem cierpień, żądzy i tęsknoty mojej. Zrób to, bowiem jeśli stan dzisiejszy dłużej potrwa, czuję, że umrę. Zresztą, kto wie, może Pyrrhus czeka na powtórne poselstwo ode mnie. Gdyby go nie otrzymał, mógłby sądzić, że zadrwiłam z niego, a wówczas znienawidziłby mnie na zawsze.
Lusca pokrzepiła swoją panią słowami otuchy i udała się do Pyrrhusa. Znalazła go w wesołem usposobieniu. Nie zwlekając tedy, rzekła do niego:
— Przed kilku dniami oznajmiłam ci, Pyrrhusie, o wielkiej miłości, jaką żywi pani nasza do ciebie, teraz zasię powtarzam ci jeszcze raz, że, jeśli prośbami zmiękczyć się nie dasz i nadal okrutnym pozostaniesz, wkrótce ją na marach ujrzymy. Zaklinam cię tedy, uspokój ją, w przeciwnym razie bowiem będę cię musiała uważać za głupca, a nie za rozumnego człeka. Powinieneś być dumny z tego, że tak dostojna i piękna dama cię miłuje, powinieneś takoż gorący dank złożyć swemu losowi, zważywszy na to, czem cię on obdarza i jakie źródło pomocy w ciężkiej potrzebie ci odkrywa. Któżby w większe od ciebie opływał dostatki, gdybyś tylko chciał być rozumnym człekiem? Któż posiadałby piękniejsze rumaki, broń, odzież i trzos, pełniejszy niż ty? Posłuchaj tedy słów moich i namyśl się dobrze; pamiętaj przytem, że szczęście raz tylko ręce do człowieka wyciąga i że kto z niego w czas skorzystać nie chce lub nie umie, nędzny i opuszczony, próżno się potem żali i sam siebie tylko oskarżać może. Zważ także, że sługa tego, czy innego pana nie ma wobec niego tej świętej powinności, co krewniacy i przyjaciele. Słudzy winni tylko wiernie swoim panom służyć i postępować z nimi tak, jak oni z nami postępują. Zali mniemasz, że gdyby twoja matka, córka, żona lub siostra Nikostratowi się podobała, on miałby dla ciebie tyle względów, ile ty teraz jemu okazujesz? Głupcem jesteś, jeśli tak mniemasz! Przysięgam ci, że gdyby prośby i pochlebstwa skutku nie odniosły, Nikostrato, jak i każdy z panów, nie zwracając uwagi na ciebie, do gwałtuby się uciekł. Postępujmy tedy z nimi i z ich własnością tak, jak oni z nami i ze wszystkiem, co do nas należy, postępować są zwykli. Powtarzam ci raz jeszcze, posłuchaj rady mojej, korzystaj z darów losu, nie odtrącaj ich, ale raczej wyciągnij po nie rękę. W przeciwnym razie bowiem kiedyś gorzko będziesz żałował straconej sposobności, nie mówiąc już o tem, że sumienie twoje obarczy niezawodnie śmierć naszej pani — nieczułości twojej dzieło.
Pyrrhus już po pierwszem poselstwie Luski namyślił się, co ma zrobić i postanowił uczynić zadość woli Lidji w wypadku, gdyby ta jeszcze raz służkę swoją doń przysłała. Gdy tedy Lusca mowę swoją skończyła, rzekł do niej w te słowa:
— Wszystko to, com od ciebie słyszał, Lusco, za prawdę uznaję. Znam jednak pana mego, jako wielce roztropnego i przebiegłego człeka, który, ufając mi do tej pory bezgranicznie, teraz, być może, za pośrednictwem żony swojej wierność moją chce wypróbować. Otóż, jeśli pani Lidja chce mnie uspokoić i pozyskać, niechaj naprzód trzy rzeczy wypełni. Potem wolno jej będzie wszystkiego ode mnie żądać. Te trzy życzenia moje takie są: po pierwsze, ma zabić w obecności Nikostrata najulubieńszego z jego sokołów, po drugie, przysłać mi trochę włosów z brody swego męża, a po trzecie, wręczyć mi ząb jego i to najlepszy, z tych, jakie mu jeszcze pozostały.
Warunki te wielce uciążliwemi Lusce się wydały, a jeszcze cięższemi jej pani. Miłość jednak, która ludzi bojaźliwych w zuchów, a dobrodusznych w przebiegłych zamienia, podszepnęła jej, jak te warunki wypełnić. Odpowiedziała tedy pani Lidja Pyrrhusowi, że wszystko, czego on żąda, wkrótce spełnione zostanie. Krom tego, ponieważ Pyrrhus uważa Nikostrata za mądrego i przebiegłego człowieka, tedy ona przyrzeka mu, że w przytomności męża miłosnej igraszki z nim użyje, a w męża swego przy tem wmówi, że to, co widział, przywidzeniem było.
Pyrrhus, taką odpowiedź odebrawszy, czekał z ciekawością, jak dama sobie poradzi. Po upływie kilku dni Nikostrato wydał wielką ucztę, na którą, jak zwykle, wielką ilość różnych panów sprosił. Gdy się biesiada skończyła i gdy stoły uprzątnięto, weszła do komnaty pani Lidja w szacie z zielonego aksamitu, obsypanej klejnotami. Pozdrowiwszy obecnych, podeszła do drążka, na którym siedział sokół Nikostrata, zdjęła go, jakby chcąc się z nim pobawić, a potem na oczach wszystkich rzuciła nim o ścianę tak silnie, że upadł martwy na ziemię.
Na ten widok Nikostrato wykrzyknął:
— Dla Boga, coś uczyniła?
Lidja, nic nie odpowiedziawszy, zwróciła się do przytomnych panów i rzekła:
— Zemściłabym się na królu, gdyby mnie skrzywdził, dlaczegóżbym tedy nie miała się pomścić z tego samego powodu na sokole? Wiedzcie, że ten ptak pozbawiał mnie oddawna towarzystwa mego męża. Gdy tylko świt się uczynił, Nikostrato zrywał się z pościeli, brał sokoła, siadał na koń i pędził przed się, poto jedynie, aby napatrzeć się do syta lotowi swego ptaka, ja zasię przez ten czas siedziałam samotna i smutna na łożu lub w pustej komnacie. Dlatego też dawno przyrzekłam sobie, że uczynię to, co uczyniłam przed chwilą. Jeśli dotychczas hamowałam się, to jedynie dlatego, aby tej pomsty dokonać w przytomności takich, jak wy rycerzy, którzy, jak mniemam, całkowitą słuszność mi przyznacie.
Przytomni, do których pani Lidja z podobnemi słowy się obróciła, w przekonaniu, że istotnie miłość do Nikostrata do takiego kroku ją pobudziła, roześmieli się serdecznie i rzekli do wielce gniewliwego Nikostrata:
— Powinieneś się cieszyć, że żona twoja za tak wielkie przykrości tylko na sokole twoim zemstę wywarła.
Nikostrato nic na to nie odparł. Aliści, gdy pani Lidja komnatę opuściła, wszyscy tak wesoło z tego zdarzenia dworować jęli, że wreszcie i jego gniew miejsca wesołości ustąpił. Pyrrhus zasię, który był temu wszystkiemu przytomny, rzekł sam do siebie:
— Zaiste, pięknie z pierwszej obietnicy się wywiązała — dałby Bóg, aby dalej równie dobrze poszło.
Po upływie kilku dni zdarzyło się, że Nikostrato, bawiąc u swojej żony i żartując z nią, pociągnął ją lekko za włosy. Pani Lidja skorzystała wlot z tej sposobności, a chcąc drugiemu żądaniu Pyrrhusa zadosyć uczynić, wśród śmiechów i żartów, schwyciła za brodę Nikostrata i pociągnęła za nią tak mocno, że garść włosów w ręku jej pozostała.
Nikostrato porwał się gniewny, aliści Lidja rzekła pieszczenie:
— Chciałeś mi widać gniewliwy wyraz oblicza pokazać. I zacóż to? Za to, że ci sześć włosków z brody wyrwałam? Mnie daleko więcej bolało, gdyś mnie za włosy ułapił, a przecie ani się skrzywiłam.
I, obróciwszy wszystko w śmiech, zdołała poczciwego męża nieco udobruchać. Po jego odejściu bez zwłoki posłała włosy Pyrrhusowi.
Aliści trzeci warunek młodzieńca wydawał się Lidji najtrudniejszem zadaniem. Jednakoż i tu przyrodzony rozum, któremu miłość jeszcze chytrości dodała, nie opuścił naszej damy, tak iż w końcu obmyśliła skuteczny środek.
Na dworze Nikostrata znajdowało się dwóch otroków, których mu ojcowie pod opiekę oddali, z prośbą, aby im pozwolił w domu swoim nauczyć się dobrych obyczajów i innych rzeczy, stosownych ich szlachetnemu pochodzeniu. Jeden z tych otroków, gdy Nikostrato przy stole siedział, nakładał mu mięso na talerz, a drugi wina nalewał. Otóż pani Lidja wezwała ich obu do siebie i, wmówiwszy w nich, że oddech niemiły mają, kazała, aby, obsługując Nikostrata, twarz o ile możności od niego odwracali. Zabroniła im jednak o tem poleceniu swojem komukolwiek wspominać.
Chłopcy, uwierzywszy jej, jęli od tej pory postępować wedle jej rozkazu. Po pewnym czasie pani Lidja spytała Nikostrata:
— Czyś zauważył, jakie miny ci chłopcy stroją, obsługując cię?
— Tak jest — odparł żywo Nikostrato — i miałem ich się nawet spytać, co znaczy to uparte odwracanie głowy.
— Nie czyń tego — odrzekła pani Lidja — i dowiedz się o jednej rzeczy, którą dotąd zatajałam z obawy obrażenia cię. Teraz jednak, przekonawszy się, że i innych to mierzi, powiedzieć ci o tem muszę. Wiedz tedy, że masz oddech bardzo niemiły, nie wiedzieć, wierę, z jakiej przyczyny, bowiem nigdy tego dotąd nie bywało. Należy jednak, abyś wiedział o tem i starał się temu zaradzić — rzecz to bowiem przykra wielce, zwłaszcza dla człowieka, który z tak znacznymi ludźmi przebywa. Wartoby się tedy przekonać, skąd to zło płynie i poszukać stosownego na nie środka.
— Cóż to być może — zawołał niespokojnie Nikostrato. — Chyba któryś ząb mi się psuje.
— Bardzo być może — odrzekła pani Lidja.
Po tych słowach podeszli oboje ku oknu. Nikostrato szeroko usta otworzył. Ledwie jednak pani Lidja w głąb ust mu zajrzała, krzyknęła głośno:
— Jakżeś ty mógł tak długo cierpieć, Nikostracie!? Przecie z prawej strony masz ząb nietylko dziurawy, ale całkiem popsuty. Jeżeli go się nie pozbędziesz, wszystkie sąsiednie psuć ci się zaczną. Radzę ci więc, każ go wyrwać, póki czas jeszcze.
— Słusznie mówisz — odparł Nikostrato, — poszlij tedy zaraz po dentystę, aby mi go wyciągnął.
— Niech mnie Bóg broni — żywo zawołała żona — abym tu miała dentystę sprowadzać. Ci ludzie okrutni są wielce; serce mi mdleje na samą myśl, że mogłabym ujrzeć cię w rękach jednego z nich. Wolę już sama zabrać się do wyjęcia go, co zresztą nie wydaje mi się rzeczą trudną, bowiem ząb ten w dobrem miejscu się znajduje. Krom tego, jeśli cię już zbyt boleć będzie, ząb w spokoju ostawię, czegoby dentysta nigdy nie uczynił.
To rzekłszy, kazała przynieść sobie potrzebne narzędzia, wyprawiła wszystkich, oprócz Luski, z komnaty, zamknęła drzwi na klucz i, wezwawszy Nikostrata, ażeby się na stole położył, przystąpiła do zabiegu. Luska krzepko swego pana trzymała. Lidja w jednej chwili pochwyciła lewarkiem ząb Nikostrata i pociągnęła zań tak mocno, iż mimo wrzasku męża i szarpania się, z korzeniem ząb mu wyrwała. Nim jęczący i napół martwy Nikostrato przyszedł do siebie, Lidja zamieniła zdrowy ząb na inny, całkiem popsuty, który umyślnie w tym celu przygotowała, a gdy nieszczęsny mąż oczy otworzył, rzekła, podając mu ów kawałek spróchniałej kości:
— Popatrz, coś tak długo w ustach nosił?
Wzdrygnął się Nikostrato na widok zęba, który mu żona pokazała i pomyślawszy, że się takiej obrzydliwości pozbył, mimo mocnego bólu, którego wciąż jeszcze doznawał, radosny prawie wyszedł z komnaty. Pani Lidja zasię posłała ząb męża Pyrrhusowi. Pyrrhus, uwierzywszy w miłość Lidji, gotów był wszystkie jej życzenia wypełnić. Aliści pani Lidja, mimo że każda chwila, dzieląca ją od szczęścia, wiekiem jej się zdawała, odparła, że chce dotrzymać w całości tego, co przyrzekła. Minęło kilka dni. Pewnego razu pani Lidja, gdy Nikostrato, w towarzystwie Pyrrhusa, po południu ją odwiedził, oświadczyła, że czuje się bardzo słabą i poprosiła ich, aby jej pomogli zejść do ogrodu i świeżem powietrzem odetchnąć. Nikostrato i Pyrrhus, posłuszni temu wezwaniu, wzięli ją pod ręce, powoli zaprowadzili do ogrodu i posadzili na świeżej murawie u stóp pięknej gruszy. Odetchnąwszy chwilę, pani Lidja, która już wprzódy porozumiała się szczegółowo z Pyrrhusem, odezwała się do niego:
— Pyrrhusie, czuję niezmierną chęć na te piękne gruszki, wiszące nad moją głową. Wejdźże na drzewo i strząśnij ich kilka.
Pyrrhus żywo wdrapał się na gruszę i począł z niej owoce strząsać; nagle jednak zatrzymał się i zawołał:
— Ach panie, co też wyrabiacie? A tobie, pani, czy nie wstyd na podobne rzeczy w przytomności mojej pozwalać? Czy myślisz, że jestem ślepy? Przed chwilą skarżyłaś się, że jesteś chora, teraz zasię wyzdrowiałaś już, jak widzę, bowiem ci na zapale nie zbywa! Tak się nie godzi! Macie przecie tyle pięknych komnat, w których ukryć się możecie, ile razy wam na podobne rzeczy przyjdzie ochota, w każdym razie byłoby to obyczajniejszą rzeczą, niźli wobec mnie tak figlować.
Na te słowa pani Lidja obróciła się do męża i zawołała ze ździwieniem.
— Co on plecie? Zaliżby oszalał?
— Bynajmniej — odparł Pyrrhus z drzewa. — Anim nie oszalał, ani ślepy nie jestem i nie trzeba było na to liczyć!...
Nikostrato, równie zdziwiony, rzekł:
— Wyczmuć się ze snu, Pyrrhusie, bredzisz bowiem okrutnie.
— Panie — odparł Pyrrhus — wiem napewno, że nie śpię, a widzę takoż, że i wam na sen się nie zabiera, bowiem trzęsiecie się i ruszacie tak zapalczywie, że, gdyby to drzewo naśladować was zechciało, ani jeden owoc na nimby nie pozostał.
— Co to znaczyć może? — szepnęła na te słowa pani Lidja do swego męża. — Miałożby mu naprawdę wydawać się to wszystko, o czem mówi? To rzecz osobliwa! Dalibóg, gdybym nie była tak słaba, weszłabym na drzewo, aby się przekonać na własne oczy, czy podobne przywidzenie jest możebne?
Tymczasem Pyrrhus, siedząc na drzewie, nie przestawał swojemu panu wymówek czynić, co tak wreszcie zniecierpliwiło Nikostrata, że zawołał:
— Zleź!
Pyrrhus posłuchał, zsunął się z gruszy i stanął przed Nikostratem.
— Coś widział z drzewa? — zapytał Nikostrato.
— Możecie mnie za głupca poczytać — odparł Pyrrhus — jednakoż skoro już wiedzieć chcecie, opowiem o wszystkiem, com widział. Nie zaprzecie mi chyba, panie, że pieściliście gorąco swoją żonę, podczas gdym ja siedział na drzewie. Dopiero gdy schodzić zacząłem zerwaliście się i usiedliście na tem miejscu, gdzie was teraz widzę.
— Zaiste, chybaś zmysły postradał — zawołał na to Nikostrato — od chwili, jak wszedłeś na to drzewo, ja ani żona moja nie ruszyliśmy się z miejsca, na którem nas zostawiłeś.
— Dajmy więc temu pokój — odrzekł drwiąco Pyrrhus. — Zresztą używaliście, panie, swojej własności, nikt wam więc tego za złe wziąć nie może!
Nikostrato, zadziwony coraz bardziej tem, że Pyrrhus tak uparcie przy swojem twierdzeniu obstaje, próbował na rozmaite sposoby przekonać go, że to, co widział z drzewa tylko przywidzeniem było. Wszystko napróżno jednak. Wówczas, zniecierpliwiony, zawołał:
— Czekaj! Wejdę tedy sam na drzewo i przekonam się, czyś ty oszalał, czy też ta grusza zaczarowaniu podlega.
To rzekłszy, na wierzchołek drapać się począł. Dama i Pyrrhus, ujrzawszy go na gałęzi, jęli się pieścić nawzajem. Na ten widok Nikostrato wrzasnął z drzewa:
— Do pioruna, bezecna białogłowo i ty, Pyrrhusie, któremu tak ufałem, co wyrabiacie?
— Siedzimy spokojnie — odrzekli oboje zapytani. Po chwili, widząc, że Nikostrato schodzić z drzewa poczyna, rozdzielili się coprędzej i na dawnych miejscach, zdala od siebie, usiedli. Tymczasem Nikostrato stanął na ziemi i, zwróciwszy się do żony, lżyć ją począł. Pyrrhus odparł mu w te słowa:
— Wstrzymajcie się, Nikostracie! Teraz dowodnie przekonywam się, że w samej rzeczy, jak to niedawno rzekliście, uległem złudzeniu, siedząc na tej osobliwej gruszy. W mniemaniu mojem gruntuje mnie to, że i wy podobnej złudzie podlegliście. Cóż wam bowiem do głowy przychodzi? Jak możecie o podobną rzecz posądzać żonę swoją, która jest wielce obyczajną i szlachetną białogłową? Gdyby pani Lidja chciała podobną ujmę wam wyrządzić, pewnieby tego na waszych oczach nie czyniła. Siebie nawet bronić nie myślę, czuję, bowiem, że pierwej na ćwierci dałbym się porąbać, niżbym o czemś podobnem odważył się pomyśleć, a cóż dopiero dokonać tego i to jeszcze w przytomności waszej! W gruszy tej, wierę, szatańska moc jakaś siedzieć musi i ona to tumanem ludzkie oczy przysłania. Widziałem, jak trzymaliście żonę swoją w ramionach i nigdybym nie uwierzył, że to nie była prawda, gdybym od was, panie, się nie dowiedział, że i wam się różne niedorzeczności przewidziały.
Lidja, która przez cały ciąg mowy Pyrrhusa, gwałtowne okazywała poruszenie, wstała i, zwracając się do Nikostrata, zawołała:
— Niech cię niebo ukarze za to bezecne posądzenie, którem mnie obraziłeś... Zarzuciłeś mi nieuczciwość i głupotę zarazem — przebaczam ci to jednak i tyle tylko mam ci do powiedzenia, że gdybym chciała rogi ci przyprawić, z pewnością nie przyszłabym tutaj, aby na oczach twoich rozkoszy używać, jeno, iżbym się z grzechem swoim dobrze przed tobą zataiła.
Nikostrato, zbity całkiem z tropu słowami Pyrrhusa i gniewem żony, zważył, że istotnie nikt takich figlów na oczach męża nie płata. Uwierzył, że grusza ta w samej rzeczy posiada czarodziejską moc łudzenia wzroku osoby, siedzącej na niej, i wyraził to przekonanie żonie swojej, przepraszając ją serdecznie.
Pani Lidja uczyniła pozór, że nadal na męża swego się gniewa i zawołała:
— Przysięgam, że ta przeklęta grusza nigdy już podobnie hańbiącego posądzenia na żadną białogłowę nie ściągnie. Biegnij, Pyrrhusie, przynieś siekierę i pomścij mnie i siebie zarazem. Zrąb to obrzydliwe drzewo, chociaż, wierę, raczejby tą siekierą Nikostrata ugodzić należało, za to, że tak łacno i bez rozwagi niedorzecznemu złudzeniu dał się owładnąć...
Pyrrhus pobiegł po siekierę i, przyniósłszy ją, począł z gniewem gruszę podcinać. Po kilku uderzeniach drzewo runęło. Wówczas pani Lidja, zwracając się do Nikostrata, rzekła:
— Teraz, gdy zginął wróg czci mojej, już się więcej na ciebie gniewać nie będę.
Na te słowa Nikostrato z radosnym uśmiechem przystąpił do niej i poprosił o przebaczenie, którego mu uprzejmie udzieliła, pod warunkiem jednak, że nigdy już jej, miłującej go nad życie, tak haniebnem posądzeniem nie skrzywdzi. Poczem dobrotliwy i sprytnie oszukany małżonek, pełen rozczulenia i skruchy, z żoną i Pyrrhusem do pałacu powrócił. Miłośnicy nieraz jeszcze z wielką swobodą rozkoszy używali. Oby i nas niebo podobnem szczęściem obdarzyło!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.