Niemcy wczoraj i dziś

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor J. P. Ardeschah
Tytuł Niemcy wczoraj i dziś
Pochodzenie Nowy Przegląd Literatury i Sztuki 1920 nr 1
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“ SA
Data wyd. 1920
Druk Warszawska Drukarnia Wydawnicza
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały Przegląd
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NIEMCY
(WCZORAJ I DZIŚ).
I.

Na dnie Morza Północnego pomiędzy czerwonym Helgolandem a zieloną Anglją, aż daleko na północ ku czarnym wybrzeżom owych pianą obluzganych wysp skalnych, które za dawnych czasów były schroniskami rozbójniczych wikingów, żyje pewien gatunek raków morskich, należących do rodziny „paguridae“, a zwanych przez niemców „rakiem pustelnikiem“. W akwarjum morskiem na Helgolandzie można było przed wojną oglądać i badać dziwne obyczaje tych mieszkańców morza, posiadających co prawda, jak każdy rak uczciwy, nożyce, ale pozatem niemających żadnej skorupy ochronnej. Swą bezbronną różową nagość rak pustelnik chowa w pustych konchach ślimaczych, znalezionych na dnie morza, czego wynikiem jest, że tylna część jego ciała przybiera spiralny kształt konchy, w której połową swego jestestwa żyje. O ile taki rak ma „swoją“ skorupę na grzbiecie, robi wrażenie bardzo pewnego siebie, udzielnego panka. Skorupa cudza i nożyce własne tworzą jedną całość zbrojną, Zygfrydowską. Każdy rak pustelnik posiada widocznie wrodzone zdolności umiejętnego noszenia skorupy każdej wielkości na swoim grzbiecie, czego wynikiem są atoli wielorakie tragiczne powikłania. Rak silny, wielkich rozmiarów naprzykład, któremu przypadł w udziale przykry los znalezienia zbyt małej skorupy lub któremu pancerz dotychczasowy stał się z biegiem czasu za ciasny, szuka — ma się rozumieć — możności jaknajrychlejszego poprawienia swego niewygodnego bytu i osiąga swój cel, wyszczypując mniejszych i słabszych współbraci ze skorup przynależnych, co mu się tem lepiej udaje, im większa jest dysproporcja pomiędzy ciałem a skorupą przeciwnika. Tem łatwiej można bowiem wówczas sięgnąć w walce bratniej jedną z twardych nożyc poza grzbiet przeciwnika i dotrzeć do nagiego spiralnego zadu, szczypiąc ofiarę bez miłosierdzia. W podobnie niemiły sposób eksmitowany lokator konchy ślimaczej porzucić musi swoją skorupę i w całej swej bezbronnej różowości ukazuje się oczom raków-współobywateli. Jego zachowanie w tej widocznie nader przykrej i żenującej sytuacji zdradza najwyższy stopień. niepokoju i bezradności, ustępujący jedynie z chwilą znalezienia nowej skorupy lub słabszego współbrata, któremu można przemocą ochronną konchę odebrać.
Dziwna rzecz, jak w tym drobnym epizodzie z tajemniczych głębi Morza Północnego, zwanego również Niemieckiem, powtarza się w sposób naiwno-zwierzęcy coś z owej odwiecznej, tak umiejętnie ukrywanej problematyki niemieckiej, która w chwilach przełomowych dziejów Europy wychodziła niejednokrotnie na jaw. Dusza niemiecka, żyjąca, jak w skorupie ochronnej, w pewnego rodzaju kunsztownych rusztowaniach, zmienianych i przebudowywanych misternie, stosownie do warunków i okoliczności, ukazuje się w pewnych krytycznych momentach w swej nienaruszonej żadną ewolucją historyczną prymitywnej nagości i zadziwia nas swojem szczerem barbarzyństwem, przypominającem świadectwo Tacyta i menumentalne sagi o wikingach islandzkich. Niemcy sami tę osobliwość duchową ujęli w symbol narodowy „der deutsche Michel“, a potwierdza ją nawet jeden z najkulturalniejszych europejczyków niemieckiego pochodzenia, sam mistrz Goethe w znanym komentarzu tak wielce przez pruskich władców lubianego „deutsch reden“, które jest równoznacznikiem „pięści niemieckiej“ a w ustach Mefistofelesa brzmi djabelsko-przewrotnie: „Im Deutschen lügt man, wenn man höflich ist.“ (Wszelka uprzejmość jest śród Niemców kłamstwem).
Pomimo komplikacji rasowych, utrudniających ogromnie wszelką psychologję nacjonalną, można jednak współczesne narody europejskie rozpatrywać jako całokształty ideowo-rasowe, a mianowicie na zasadzie dwuch praw zasadniczych: psychologji mas i idei nacjonalnej. W demokracjach nowożytnych prawa te odgrywają nawet rolę znacznie ważniejszą, niż W państwach dynastycznych. Dla Niemców ideą nacjonalną stała się w karby militaryzmu pruskiego ujęta forma „Państwa“. Za rzeczywistego twórcę jej uważać należy Bismarka. Ale właśnie to wcielenie dziejowe idei państwowej niemieckiej, której szkodliwe i wrogie ludzkości wpływy zdemaskowane zostały przez wojnę światową i znalazły pozatem wymowny wyraz w całej ekspansji ekonomicznej Cesarstwa niemieckiego, obliczonej na bezwzględne zawładnięcie wytwórczością ekonomiczną świata, jest niczem innem, jak znamiennym wyrazem problematyki niemieckiej.
Od kiedy problematyka niemiecka odgrywać poczyna rolę w dziejach świata? Moment ten dziejowy nastał z chwilą, gdy niemcy złotą, misternie cyzelowaną konchę władzy światowej cezarów rzymskich wypełnili swemi apetytami barbarzyńców. Germanowie jako spadkobiercy Romy — tak przedstawia się zagadnienie, którego komplikacje stają się tragedją dziejową duszy niemieckiej. Niektórzy badacze historji niemieckiej, uwzglę, dniający należycie moment rasowy, jak np. Arthur Moeller von den Bruck w swem monumentalnem, psychologicznie wprost nieocenionem ośmiotomowem dziele „Die Deutschen“, odnajdują przedewszystkiem w kontraście idei politycznej Hohenstaufów i Welfów to rozdroże, które znamionuje tragedję problematyki niemieckiej. Pokonany przez Hehenstaufów Welf, Henryk Lew jest dla nich wyrazicielem i rzecznikiem zdrowego instynktu narodowego, skierowanego ku utwierdzeniu i zorganizowaniu wewnętrznych sił narodowych, któremi z iście romantyczną rozrzutnością szafowali Hohenstaufowie. Władcy ci, uwiedzeni snami o potędze światowej, szukali dla swej polityki imperjalistycznej oparcia na ziemi italskiej. Mniemanie wytej wspomnianych badaczy potwierdzają ostatnio krytyczne dociekania germanistów nowoczesnych, które przedewszystkiem w pismach Ryszarda Benza znalazły wyraz znamienny pod względem zaprzeczenia dla kultury niemieckiej doniosłości renesansu. To wyparcie się przez niemców współczesnych całej swej przeszłości łacińsko-europejskiej, coraz częściej zaznaczane przez nowoczesnych rzeczników „czystego“ ducha niemieckiego, a ostatnio tak dobitnie komentowane przez znanego badacza języka niemieckiego Edwarda Engla[1], daje dużo do myślenia. Wobec tego nasuwa się mimowoli pytanie: czy rzeczywiście natura i instynkty teutotonów zdołały zrosnąć się organicznie z konchą przyjętego ustroju imperjum rzymskiego. Jeżeli nie, to czyż nie należałoby porównać dorobku dziejowego niemców z szeregiem konstrukcji, rusztowań bez duchowego jądra, których mieszkańcem przygodnym stał się teuton-barbarzyńca? Jakżeż znamienne są w tem oświetleniu tragiczne słowa najpotężniejszego genjusza nowoczesnych Niemiec, Fryderyka Nietzschego, który w swym testamencie duchowym (w „Antychryście“) czuje się zniewolony podnieść przeciwko niemcom oskarżenie dziejowe, brzmiące jak bezwzględne przekleństwo.

„Ach ci Niemcy, ileż nas oni już kosztowali. Napróżno — to zawsze było dzieło niemców, Reformacja, Leibnitz, Kant i tak zwana filozofja niemiecka; wojny o „wolność“; państwo — każdym razem jedno napróżno względem czegoś, co już istniało, co już niepowetowane.... To są moi wrogowie, wyznaję, ci niemcy, pogardzam w nich wszelkim rodzajem niechlujstwa w pojęciach i wartościach, tchórzostwa przed każdem rzetelnem Tak i Nie. Prawie od tysiąca lat skłaczali i plątali wszystko, czego swymi dotknęli palcami, mają na sumieniu wszystkie połowiczności — trzy ośmości! — na które Europa jest chora....“

Zamknięcie życia w rusztowaniach najprzeróżniejszych konstrukcji i konchach systemów jest właściwym tragizmem problematyki niemieckiej. Konstruktorzy mechanizmów, budowniczowie systemów wyrozumowanych chorują beznadziejnie na zanik sił duchowo twórczych. Znana im jest do najdrobniejszych ułamków proporcja mechaniczna, znane im są kategorje — gieometrja i algebra, że tak powiem, mechaniki życiowej — ale obcemi im się stają coraz bardziej owe błogosławione siły, które budują życie. Ich dusza własna, nie mając możności stykania się ze światem inaczej jak przez rusztowanie wymędrkowanego systematu, karleje. Napróżno wyszkolone wirtuozostwo techniczne stara się spiętrzać wokoło tej duszy chorej całe kondygnacje systematów, napróżno usiłuje z djabolizmem czarnych magów tchnąć życie sztuczne w mechanizmy zbudowane według najnowszych patentów, zaśmiać się zwodniczym śmiechem E. T. A. Hoffmanna, wyrwać retortom Wagnerowskim tajemnicę homunculusa!.... Ostatnio, w końcowym już okresie wojny światowej, jeden z wybitnych uczonych niemieckich, lekarz naczelny zakładu obłąkanych w Langenhorn pod Hamburgiem, Dr. Bischoff wynalazł aparat do mierzenia skali wrodzonych zdolności i rozeszła się śród „szerzycieli kultury“ i wielbicieli potęgi „Deutschland über alles“ wieść radosna, że ostatnia kategorja praktycznego poznania znaleziona została i nowe do niesłychanych skarbów sezamu otwarły się wrota, które powetują wszelkie straty eskapady wojennej.....
Dusza konstruktora nie zna intuicji, zna tylko natchnienie zimne i upojenie ogromem materjalnym, jak o tem świadczą dzieła takich wyrazicieli potęgą upojonej duszy niemieckiej, jak Alfred Paquet, Norbert Jacques, Ernst Lissauer lub autorowie „Żelaznych Sonetów“, znani obecnie pod nazwą „Werkleute aus dem Hause Nyland“.[2]
Dusza konstruktora rozumie tylko logikę sędziego śledczego (dlatego właśnie tak lubują się niemcy w pewnych dziełach Dostojewskiego) i machjawelizm odgadywania myśli — z niedomówień. Nawet w dziełach na tyle wyzwolonego niemca, jak Fryderyk Nietzsche, uderza prawie na każdym kroku, jako cecha charakterystycznie niemiecka, bezustanne szukanie „arriere pensée“ logiki dziejów.
W nowoczesnych Niemczech Hans Heinz Ewersów i Meyrinków, Heimów i Wedlów może jedynie w twórczości braci Hauptmanów Gerharda i Karola znaleźć można protest świadomy przeciwko tej tysiącoletniej chorobie[3], przeciwko temu ujarzmieniu duszy przez mechanizmy konstrukcji wyrozumowanych, przeciwko temu uwielbieniu materji, temu odwiecznemu niebezpieczeństwu duszy germańskiej, o którem już wiedziała saga północna o kowalu Wielandzie — temat, który podobno od lat wielu zajmuje Gerharda Hauptmana. Dusza nowożytnych Niemiec, upojona snami o władztwie nad światem, wyrzekłszy się z pogardliwym giestem faustowskich zapasów, Szyllerowskiego: „Seid umschlungen Millionen“, djonizyjskiego upojenia życiem i jasnowidzącej wrażliwości romantyków, budziła się tylko, aby bluznąć bolesnym cezaryzmem Franka Wedekinda, ironją Ryszarda Dehmla, który obdarzył niemieckiego Michałka żydowską Beatrice,[4] chichotem clownowskim Scheerbarta, a już niekiedy zaledwie snuły się jej pieśni tak gwiezdne, jak wizje kosmiczne Alfreda Momberta, jak arcykapłańskie całopalenia Stefana George, wyznania rzewne Jerzego Marji Rilcke, głębokie uświadomienia Schlafa, lub owa tęczowa z tysiącoletniego tragizmu wytrysła gra italsko-germańska, która od czasów Gotfrieda Kellera i Arnolda Boecklina, znalazła nowy, znamienny wyraz w twórczości Waltera Calé i Rycardy Huch.
Siłą konstruktorów jest wirtuozostwo w opanowaniu materji, wszelkiego rodzaju technika mechaniczna i logiczna, wszelkiego rodzaju chemja, klasyfikacja, biurokratyzm i militaryzm. W militaryzmie pruskim atoli objawia się nam coś więcej jeszcze, niż samo wirtuozostwo i umiejętność techniczna: Tutaj dusza wojownicza teutońska, o której już Tacyt w swej klasycznej „Germanji“ powiada, że „łatwiej namówić ich do zaczepki nieprzyjaciół i na sławę ciała, jak do uprawy roli i oczekiwania żniwa“, objawia się oczom naszym bez żadnych osłonek, taż sama dusza, której wyznania bezwzględne wśród łun wojny światowej taką nas napełniały grozą.
Przy ocenie życia umysłowego narodu, badacz-sprawozdawca szuka zazwyczaj dokumentów śród najprzedniejszych przedstawicieli nacjonalnych. Niechaj mi wolno będzie, ze względu na okres miniony ogólnego wojennego pomięszania dystansów, odstąpić od tej reguły. Pragnę, wykluczając na chwilę rozgwar wyrafinowanych demonizmów, zakląć chór głosików dziecięcych, w którym dusza narodu mogłaby, jak niebo w wodach wiosennych, przejrzeć się w nieskazitelnej czystości. Niechaj tło, na które m najwięksi kiedyś przemawiać będą, utworzy kobierzec z naiwnych kwiatów wiośnianych.
Wybrałem dwa głosy z całego szeregu podobnych, jakie ogłoszone zostały w prasie niemieckiej, w okresie zwycięskiego dla Niemiec roku 1915. Są to odpowiedzi na pytanie: „Co zrobiłabym, gdybym została bogatą?“ dane, jako temat do wypracowania w północno-niemieckich szkołach ludowych. Głosy dwuch dziewczątek w wieku 9-ciu i 10-ciu lat niechaj wtórzą temu teutońskiemu chorowodowi duszyczek wiośnianych.

Dziewięcioletnia:
Gdybym była bogata, oha, cobym ja sobie rzeczy nakupiła, samych eleganckich. Toby dopiero była uciecha! Zrobiłabym duży pakiet dla żołnierzy. Pakiet ten posłałabym do Rosji, tam robią zawsze największe zwycięstwa. Toby się dopiero żołnierze ucieszyli. Zapakowałabym im herbaty, cukru, czekolady, kakao, cygar, tytoniu i nawet fig i daktyli. Potem kupiłaby m sobie wielką elegancką willę, jadłabym codzień pieczone zające i króliki a potem kisiel owocowy. Żebym tak dwa miljony marek miała! Toby dopiero było pięknie! Ojcu mojemu posłałabym całą kupę winogron i wina. Ucieszyłby się pewnie; napisałby mi długi list i zapytałby, jakim sposobem do takich bogactw doszłam. Odpisałabym mu na to: u nas rozkopali ziemię i stamtąd tyle pieniędzy wydostałam.-Ach, nie! nie chcę mieć wcale willi! Chciałabym sobie kupić złoty zamek, w którym mieszkają setki tysięcy żołnierzy. Tych żołnierzy wysłałabym w świat i powiedziałabym im, żeby nieprzyjaciół dobrze przetrzepali. A potem chcę zostać cesarzową. Więcejbym nie kupiła, muszę także jeszcze coś dla siebie zachować“.
Dziesięcioletnia:
„Najprzód kupiłabym sobie najpiękniejsze okrycie damskie, jakie tylko można dostać i elegancki kapelusz. Potem pojechałabym do Deutsch-Eylau do ojca mojego i zawiozłabym żołnierzom kiełbasy. szynki i owoców. Potem musieliby mama i bracia też do Deutsch-Eylau ze mną pojechać. Codzień chodzilibyśmy do cukierni. Potem zabrałabym ojca z Deutsch-Eylau i pojechalibyśmy razem nad górny Ren. Niktby nie wiedział, gdzie się mój ojciec. podział. Tam byłabym najbogatszą księżniczką, mój ojciec cesarzem a mama cesarzową. Odwiedzałabym żołnierzów i przynosiłabym im Bóg wie co dobrego. A później byłabym tak mocna jak Brunhilda i pomagałabym zabijać wszystkich moskali, francuzów, włochów i anglików. I wszyscy ludzie poważaliby mnie potem“.

Dusza niemiecka przemocą wyrwana ręką opatrzności dziejowej z labiryntów chytrze skonstruowanych maszynerji i rusztowań Wielandowych stoi dziś naga wobliczu świata, naga jak rak-pustelnik wyszczypany ze swej konchy przygodnej. Rozpoczęła się jedna z najboleśniejszych tragedji, jakie świat widział. Kto może powiedzieć, jakie będzie rozwiązanie dziejowej problematyki niemieckiej?

J. P. ARDESCHAH.
(C. D.)




  1. W jego pełnej objawień psychologicznych książce „Sprich Deutsch“, wyszłej w Lipsku w r. 1916.
  2. Na uwagę zasługują dzieła ich z okresu wojny „Der Kanzler und das Reich“, „Der Fenriswolf“ (eine Finanznovelle), „Der Ocean“, „Das brennende Volk“.
  3. Przedewszystkiem w dramacie tantastycznym, Und Pippa tanzt“ — Gerharda, lub w takimż dramacie-bajce Karola: „Die Armen Besenbinder“, a bardziej jeszcze w najnowszej, świetnej trylogji dramatycznej Karola „Thobias Bundschuh“, „Gaukler, Tod und Juvelier“: „Musik“.
  4. W dramacie symbolicznym: „Michel Michael“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Paweł Kaczkowski.