— Odpowiadając, rzekłam: – Nie kochałam
Ciebie, nie kocham — woli mej nie złamiesz.
Nie będę twoją ni żywa, ni martwa! — A na to rzecze on: — »Kłamiesz«! —
Rzekę: — Nie, nigdy! Jeśli kocham ciebie,
Bóg na mnie gromem się zamierz!
Na zawsze z serca wydalam cię mego! — A na to znowu on: — »Kłamiesz!« —
Więc ja: — Daremnie, straceńcze ty blady,
Duszy mej wołasz do siebie i szlochasz.
Wieczystą pieczęć kładę na me słowa: Nie kocham! — Na to on: — »Kochasz!« —
Wzburzona spojrzę, lecz — niepokonana:
— Przez miłość swoją nieszczęsną, przez cienie
Matki umarłej twojej, i przeze mnie Samą, przez moje cierpienie, —
Przez Boga, który wszystko widzi, słyszy,
Przez smutną gwiazdę twojej smutnej doli,
Przez krótkie życie me, co gaśnie w ciszy — Uwierz niezłomnej mej woli!
Odejdź, zapomnij! Co ciebie tu trzyma?
Dumy swej tylko dogadzasz potrzebie...
Ja w sercu twojem, jak cień, tak przeminę... — A na to znów on: — »Chcę ciebie!«
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
·
I w tem bezsilnem pragnieniu skupiony,
Stoi tak, prawie u szaleństwa granic.
A ja raz jeszcze powoli i zcicha: — Co chcesz? Co czekasz? Nie! Na nic!