Narzekalnice

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bartłomiej Zimorowic
Tytuł Narzekalnice
Pochodzenie cykl Sielanki
ze zbioru Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów
Wydawca Nakładem Michała Dzikowskiego
Data wyd. 1857
Miejsce wyd. Przemyśl
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII. Narzekalnice.
Olena, Hafia, Fedora, Femka.

Natenczas, kiedy rządca niebieskiej machiny
Pojźrawszy okiem pańskiem na ziemskie doliny,
Obaczył dostatecznie, jako wiele marnych
Namnożyło się zbytków w narodach nie karnych,
Żalem nieutulonym poruszył się srodze
Tak, że zapalczywości rozpuściwszy wodze,
Przykazał nieodwłocznej swej sprawiedliwości
Karaniem ostatecznem niszczyć brzydkie złości:
Natychmiast sprawiedliwość, wyrok nieużyty
Wziąwszy do wykonania, swój miecz twardo bity
Wymknąwszy z wolnych pochew, swoje strzały mściwe
Żartko na niepochybną włożywszy cięciwę,
Obróciła (biada nam) na różne narody,
Ugadzając w pałace i liche zagrody;
Zaraz jej zapalczywość i rosyjskie ziemie
Poczuły i możnego Lecha mnogie plemię,
Prędko gniew ukwapliwy surowej prawice
Obywatele ruskiej poznali stolice,

Bo nie bronią kowaną, nie hartowną stalą
Nagle zbolałe ciała na ziemię się walą,
Ale od wiatru tylko zaraźliwej pary
Mizernie kończy lata lud młody i stary.
A my przed boską karą i przed jego mieczem
Kędy się ukryjemy, abo gdzie ucieczem?
Jeżeli na obronne ustąpimy wieże,
Których całą noc warta nieuspiona strzeże:
I tam nas rózga tegoż karania dosiągnie,
Skoro swą jednowładzca potęgę rozciągnie.
Jeśli się zaś wpuścimy w bezdenne otchłani,
Kędy na wieczny ogień grzeszni są skazani,
I tu ciż, którzy cierpią nieprzeżytą mękę,
Znają przytomną sprawcy wielmożnego rękę.
Jednak chociaże pomsta każdego dogoni,
Chociaż się winowajca zły przed nią nie schroni,
Przecie, aby przed burzą nieuchronnej kaźni
Uległ człowiek i w obcym kraju zbył bojaźni,
Niektórzy pożegnawszy murowane gmachy,
Przenieśli się pod wiejskie niepocieszne dachy.
Tam wy o żałościwe ruskie płaczennice!
Wspomniawszy na dzień zejścia pięknej rowiennice,
Jakoście żałobliwie częstokroć jęczały,
Świadkami niech wam będą niebotyczne skały.
Dotąd jeszcze skargami w powiesistym gaju
Brzmią góry, brzmią i lasy w okolicznym kraju —
A jeszczeżby i mojej rym sielskiej Taliej
Nie miał pamięci oddać waszej trenodiej?
Powiem, jako każda z was i jakim sposobem
Lamentowała rzewnie nad jej zimnym grobem.


Olena.

Chlorys Nimfa młodziuchna kiedy wieńce wiła
Z barwinku, żałobliwie westchnąwszy mowiła:
Gdzie teraz one czasy moja złota Fili!
Kiedyśmy wonne wieńce na tej łące wili,
A Satyrowie dzicy pod zielonym gajem,
Rogi i piersi nagie otoczywszy majem,
Grali nam na multankach; tyś im me kochanie
Darowała wianeczek za takowe granie,
Oni, jakoby wieszczy będąc twego końca,
Grali ku twey uciesze do zachodu słońca.
Jeszcze wieniec nie uwiądł, któryeś ty wiła,
Tyś zwiędła, tyś się prędzej nad kwiat odmieniła.


Hafia.

Niedawno z mą Fillidą po tej niskiej łące
Zbierałam fiałeczki i róże woniące;
Jam zbierała, a Fillis przyśpiewując mile,
Poszła środkiem dąbrowy, w tem za krótką chwilę

Pojźrę, ażci jej niemasz, niewiem kędy zaszła,
Szukałam jej aż zorza wieczorna zagasła,
Przeciem jej nie znalazła; a gdy noc żałośnym
Płaszczem ziemię zakryła, ja okrzykiem głośnym
Jęłam wołać po górach i bliskich dolinach:
Filli! ucieszna Filli! — tylko się w krzewinach
Echo mi ozywała, tylko głośne skały
Filii, ucieszna Filli! ze mną odmawiały.
Swiadczę wami pagórki i niskie padoły,
Jakom z serca wołała, jakom już na na poły
Martwa z piersi chrapliwych głosu dobywała:
Filli, Filli, o Filli! jakom cię wzywała,
Ozwij się Filli moja, ozwij się powtóre!
Aż nakoniec wybiegłszy na wyniosłą górę
Potrzeciem zawołała: Filli, moja Filli!
Ozwij się do mnie, zali obląkałaś? czyli
Lękasz się nocnych cieniów? pójdź do mnie, bo lwięta
Słyszysz jak straszno ryczą, i dzikie źwierzęta
Krwie ludzkie nader chciwe, ponure jaskinie
Opuściwszy, stadami chodzą po dolinie.
Na to moje wołanie słowa mi nie dała,
I takem ja jej, tak mię ona postradała.


Fedora.

Jako robotny kosiarz, kiedy pośród lata
Ostrem żelazem trawę zarosłą umiata,
Roni rozkwitłe włosy ogolona łąka,
A stal się pomykając dalej głośno brząka;
Jeźli tam konwalia kędy przy dolinie
Wynika, a nie znać jej w pospolitym gminie
Zielska niepoczesnego, prędko kosiarz tęgi
Przejmie śmiertelną strzałą jej panieńskie kręgi,
Tam ona omdlewając rozpuszcza swą kosę,
Hojną z wnętrzności lejąc wytoczoną rosę:
Tak Fillis, śliczna Fillis, duszy mej kochanie,
Kiedy nas dosięgało powszechne karanie
Śmiertelnego upadku, prawie od poranku
Płacząc i narzekając rzewnie bez przestanku,
Żegnała ostatecznie panny i panice,
A śmierć z nienagła patrząc na usta dziewice,
Godne lat wiekuistych, ludziom jej zajźrała,
Że nici dożywotne natychmiast przerwała.


Femka.

Ja łzami grobu twego oblewać nie będę
Fillido! lecz na nowe pieśni się zdobędę,
Któremi skrzepłych członków śmiertelne zewłoki
I ducha niewinnego wzniosę pod obłoki.
Mocno ja bowiem ufam i prawdziwie tuszę,
Że twą niepokalaną w ciele czystem duszę
Mieszkańcy wiekuiści niebieskiego dworu
Dawno do anielskiego przenieśli taboru.

Ciało wstydliwe chociaż loch ogarnął marny,
Okryty z wierzchu tylko rozkwitłemi darny,
Przecie, jeźli bóg zdarzy, kosteczki dziewicze,
Za czasem oblokłszy się w własności słowicze,
Wypuszczą skrzydła z barków, a z porosłej skóry
Zewsząd górolotnemi otoczą się pióry:
Któremi gdy wylecisz nad grobowiec zimny,
Będziesz wytwarzać bogu słodkomowne hymny
Będziesz do jego słuchu nosić nasze modły,
Aby zapały gniewu boskiego ochłódły.
Widzisz, gdzie tylko swoje pożary zapuszczą,
Kędy tylko napadną utrapioną tłuszczą.
Tak dusze upieszczone, jako i lud gruby
Do ostatecznej zaraz zaganiają zguby;
Wiele szlachetnych synów równo z ziemią starły,
Wiele głów zacnych w nocy ostatniej zawarły,
Nie jeden, życia swego nie dobiegłszy brzegu,
Przed kresem zamierzonym już dokonał biegu.
W tych przypadkach gdy bogu oddasz nasze prośby,
My też od tak haniebnej uwolnieni groźby
Ku większej poczciwości, ku większej ozdobie
Ziela wonnego przy twym nasadzimy grobie,
Nasiejemy i kwiecia tudzież, jak w ogróku,
I wieńce powiesimy nasze, a w pośrodku
Będziesz stała z marmuru wykowana i ty
I napis literami takiemi wyryty:
Garść ziemie to mój posag, weselne odzienie
Prześcieradło, wyprawa trunna i kamienie,
Robak mój oblubieniec, grób moja łożnica,
Potomstwo me płacz krewnych i gorzka tesknica.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bartłomiej Zimorowic.