Przejdź do zawartości

Nacia/XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł Nacia
Podtytuł Powieść dla młodzieży
Wydawca Księgarnia G. Centnerszwera
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia A. Ginsa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.
Zazdrośnica.

W południe przyszedł doktór, oczekiwany z niecierpliwością przez Natalkę i Józię. Pochwalił Pawłowę za sumienne spełnienie jego poleceń i uspokoił dziewczynki co do stanu zdrowia pani Brzozowieckiej. Gorączka, w nocy dosyć duża, zniknęła, a z nią prawdopodobieństwo cierpienia mózgu. Trzeba jednak chorej zapewnić spokój i równie troskliwą opiekę, by jak najprędzej odzyskała zdrowie.
Po odejściu doktora, Natalka umyśliła napisać do Zaborów po pannę Julię, którą tam na gospodarstwie zostawiono. Nie radząc się matki, wyjęła papier i siadłszy przy stoliku nakreśliła już parę wyrazów, gdy ktoś zadzwonił. Wybiegła do przedpokoju, bo służącej nie było, a Józia siedziała przy mamie — i wróciła za chwilę z listem adresowanym ręką wuja.
— Otworzyć, czy też oddać mamie? Może jaka niepomyślna wiadomość, szkodliwa dla chorej.... A jeśli w sprawie procesu ważna i pilna? Po długiem wahaniu się, dziewczynka zaniosła list do matki.
— Z Zaborów? pytała pani Brzozowiecka uradowana.
— Z Tarnogóry, mamo.
Przyjrzawszy się jednak stemplowi pocztowemu, Natalka zawołała:
— Wujaszek Adam w Zaborach, kiedy my tutaj! A toż co znowu?
— Przeczytaj głośno, moje dziecię.
Z uśmiechem na ustach, dziewczynka zabrała się do wykonania rozkazu. W miarę czytania jednak uśmiech zniknął, twarz powlekła bladość, ręce, w których trzymała papier, drżały. Oto co zawierał list wujaszka:

Najdroższa Zosiu!

Zanim wpadnę do was uklęknąć przed tobą i prosić o błogosławieństwo dla moich zamiarów, donoszę, że los twego brata zadecydowany od paru godzin. Przyjęła.... Dziecko to prawie, ale ty wiesz jak poczciwe, jak szlachetne....
Drugi raz w życiu wyciągam rękę po szczęście, pobłogosław, by trwalszem było od pierwszego, siostro ukochana. Borejkowie, zdziwieni raczej niż szczęśliwi z postanowienia córki, ale Mania, jak sądzę, potrafi ich przekonać.
Wymogli na mnie, że ślub odbędzie się dopiero za półtora roku, dziewczyna jeszcze taka młoda — chcą, by uzupełniła edukacyę, bo jak powiadają, musiałbym przed ludźmi za nią się wstydzić. Przypuszczenie pozbawione wszelkiej zasady!
Co jednak miałem robić? Ubłagałem pannę Julię i moja pani od jutra powraca do książek, zamiast, jak przystało narzeczonej, myśleć o wyprawie i zgłębiać tajemnice mody.“
Dalej Natalka czytać nie mogła. Zostawiwszy list na łóżku, uciekła, kryjąc twarz w dłoniach i w ostatnim pokoju na klucz się zamknęła. Ile tam wtedy popłynęło łez — ile skarg rozpaczliwych obiło się o ściany, ile wybuchów bezsilnego gniewu!
Zawsze bowiem, gdy mama wspominała o możliwości utraty Zaborów, na pociechę stawała jej zaraz w myśli sylwetka pałacu tarnogórskiego, z wysokiemi filarami u podjazdu, szeregiem wspaniałych komnat, bogatą zbrojownią i całym tuzinem pokoi gościnnych.
To jest dom, w którym można się bawić, przyjmować i żyć prawdziwie po pańsku — a jaki ogród, oranżerye, stajnie!... Wszystko to miał wuj z nią podzielić: „tyś mi — mówił — niby dziecko własne, prócz ciebie i mamy nie kocham nikogo.“ A dziś? dziś dopiero pojmuje całą doniosłość tych nadziei, które już nigdy się nie urzeczywistnią — teraz naprawdę traci grunt pod nogami i czeka ją smutna, ciężka dola. Przez Mańkę Borejkówną, z której łaski wuj po raz pierwszy na nią się rozgniewał. Natalka załamywała ręce, szlochała i rzucała się na ziemię płacząc. Próżno Józia kilkakrotnie przychodziła do drzwi i służąca prosiła: panienko, trzeba wyjść koniecznie — sama nie wyszła, ani nie wpuściła żadnej z nich do pokoju. Zmierzch zapadał, gdy ochłonąwszy nieco z samolubnego żalu, przypomniała sobie matkę. Otworzyła drzwi, a z przyległego pokoju wyszła do niej Józia.
— Ach, Naciu — rzekła dziewczynka — ciotuni gorzej, znacznie gorzej! Ale nie wchodź tam, doktór pisze....
— Co się stało?
— Jak tylko wyszłaś, wołała za tobą, później przymknęła oczy, zbladła i chwyciła się za serce. Nie wiedziałam, co to znaczy, ale strach mnie ogarnął i pobiegłam do suteryn po tę dobrą kobietę. Ratowała też, oj ratowała — i octem, i wodą kolońską i jakiemiś solami. Marcysia dwa razy przynosiła z apteki różne lekarstwa. Nareszcie ciocia odzyskała przytomność, ale Pawłowa mówi, że jest źle bardzo, więc posłałam po doktora. Był na mieście, teraz przyszedł; jak spojrzał na ciocię, wystąpił ostro do Pawłowej: coście zrobili? zabijacie chorą — chcecie zapewne, żeby umarła! Ach, Naciu, Naciu, co to będzie?
Piorun, padający u stóp Natalki nie zrobiłby pewno silniejszego wrażenia. Znając charakter mamy, wiedziała aż nadto dobrze, iż nie list wuja, lecz ona swojem postępowaniem zmartwiła ją i wywołała pogorszenie.
Unikała spotkania z doktorem, jak gdyby się bała, że wyczyta prawdę z jej oczu i powie głośno przy wszystkich:
— Patrzcie! oto córka zabijająca matkę! Ale gdy doktór wyszedł, przybliżyła się cichutko do łóżka i stała tam pokorna, unicestwiona, nieszczęśliwa bardzo. Głos sumienia oskarżał ją, że, zamiast pilnować chorej, zamknęła się i opłakiwała — co? co takiego? — szczęście wuja! Bo wszakże szczęściem nazwał projektowane małżeństwo, ten dobry, do mamy i do niej przywiązany wujaszek!...
O jakaż straszna spotyka ją kara za chwilę zapalczywej, niegodnej zazdrości! Czy jest na świecie majątek, któryby córce matkę powrócił — czy córka mogłaby zaznać radości w życiu, gdyby matka z jej winy umarła.
A już tak było dobrze — wyzdrowienie zdawało się kwestyą czasu.... teraz leży biedna z wypiekami na policzkach, wzrokiem błyszczącym i rozmyśla pewno nad swoją smutną dolą matki złego dziecka. Natalka zaczynała pojmować już potrosze, że samolubstwo bywa niekiedy zbrodnią. Myśląc tylko o sobie, zatracamy szlachetniejsze uczucia, które ludzi różnią od zwierząt — zamiast przekonań, zasad, ideałów zostaje nam instynkt brutalny, w imię którego gotowibyśmy zmiażdżyć i w proch zetrzeć wszystko, co naszym planom się sprzeciwia.
— Pamiętając zawsze o drugich — uczyła ją mama — chociażbyś w danej chwili dopomódz nie mogła, przynajmniej krzywdy nie zrobisz, tymczasem dbając wyłącznie o siebie, staniesz się bezwzględną, okrutną. Nie sądziła Nacia, aby ostatnie określenie miało kiedykolwiek jej samej dotyczyć, a jednak dziś — zasługuje na najgorszą nazwę. Niegodziwa jest i wyrodna.
Ponure rozmyślania przerwała pani Łubowiczowa, matka panny Julii. Przechodząc, wstąpiła na chwilę, o wypadku bowiem, jaki spotkał dziedziczkę Zaborów, nie wiedziała zupełnie. Zmartwiła się biedaczka i obiecała codzień po południu doglądać chorej przez parę godzin.
— Bądź dobrej myśli, duszko — rzekła na pożegnanie. Trzeba tylko spokoju, możesz mi wierzyć. Irytacya w takich razach jest zgubną, ale przecież nic podobnego naszej drogiej chorej nie grozi.
Późnym wieczorem do przedpokoju wsunęła się Pawłowa.
— Proszę panienki — rzekła, witając Natalkę — już w domu racuszków smażyć nie będziemy, posłałam córkę do siostry na Leszno. Może tam państwu naprawdę przykry swąd i dym — człowiek prosty delikatności takiej nie rozumie, ale chciałabym, żeby chora pani miała wygodę.
Natalka podziękowała dobrej kobiecinie serdecznem słowem.
— A teraz znowu przyszłam posiedzieć tutaj, bo i lekarstwa doktór zapisał i okłady....
— Ach, moi drodzy, żądajcie ile chcecie za waszą przysługę!
— O, panienko, ja przecież nic nie żądam, byle tylko chora wyzdrowiała....





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.