Na zgubnej drodze/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Na zgubnej drodze
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1879
Druk Drukarnia L. Chodźki w Piotrkowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.

Dni następnych Varades odwiedzał codziennie Martę, z początku dla oddania ostatnich posług Pauletowi, później dla pocieszenia sieroty i okazania jej pomocy w uporządkowaniu niektórych szczegółów spuścizny.
W taki sposób przeżył tydzień w stanie bliskim upojenia, nie mając ani czasu ani chęci badać stan swój wewnętrzny z powodu wielkiego pomięszania, w jakie go wprowadzała obecność młodej dziewczyny. Nakoniec, kiedy uwolniony od zajęć, o jakich wspomnieliśmy, zstąpił w siebie, aby szukać przyczyny rodzącego się w nim uczucia, które go opanowało, musiał wyznać przed sobą, że kochał Martę szalenie.
To odkrycie nie zdziwi nikogo, daliśmy bowiem poznać pierwsze wrażenie Varades’a w pokoju umierającego Pauleta. Nie było ono niczem innem, jak tylko pierwszym objawem miłości. Jest to zupełnie logicznem i naturalnem. Varades miał serce i zmysły pełne jeszcze siły i młodzieńczego zapału. Tej siły, tego zapału, wiek nie osłabił; rozpusta ich nie stępiła. Życie przedstawia nam pod tym względem zjawiska najbardziej nieprawidłowe i zadziwiające. Są ludzie, którzy w pięćdziesięciu latach stali się starcami, lecz są i tacy, którzy odnajdują w tym wieku młodość swą i jej szczęśliwe przywileje. Varades należał do tych ostatnich. Czy to było z przyczyny wstrzemięźliwości, której stale przestrzegał?... Nie twierdzimy tego; chociaż słusznie można przypuszczać, że będąc pozbawionym rozkoszy, które zużywają człowieka, zakonserwował się lepiej niż ci, którzy są niemi przesyceni. Zaznaczamy tylko fakt, który objaśnia owo nagłe powstanie namiętności do pięknej kobiety, rzuconej przez los na drogę jego życia.
Była to namiętność, która od początku dosięgła najwyższego stopnia. Egoistyczna, gwałtowna, jak wszystkie te namiętności, które nawiedzają człowieka ku schyłkowi dni jego, wtedy, kiedy już niema czasu do stracenia; pociągnęłaby go ona do szaleństwa, gdyby nie mógł jej natychmiast zaspokoić. Zmysły tam grały rolę wieksza jak serce, co właśnie czyniło ją bardziej niebezpieczną. Namiętność ta wykazywała się brakiem wszelkiego szacunku dla kobiety, która była jej przedmiotem, przez niezwłoczna chęć jej posiadania. Piękność Marty, nie zaś jej przymioty moralne, których on nie znał jeszcze, zapalały żądze dotąd mu obce. W ciągu jednego tygodnia przeistoczył się zupełnie i rozgorzał pragnieniem podobania się. Pieniądze nie miały już dla niego żadnego znaczenia.
Byłby oddał wszystko co posiadał, aby mógł dopiąć tego czego pragnął. Zaniedbywał własne interesy, szukał choćby najbłahszych pozorów dla zbliżenia się do Marty.
Gdyby nie obawa niepodobania się jej, byłby nazajutrz po nieszczęściu jakie ją spotkało, upadł jej do nóg, wyznając swą miłość. Lecz jeśli wstrzymany jeszcze przez skrupuły, którym złorzeczył, nie śmiał odważyć się na to, przynajmniej starał się o jakiekolwiek zadowolenie przez ciągłe wpatrywanie się w przedmiot ukochany, i kiedy jeszcze tym sposobem powiększał swoje żądze, równocześnie szukał z zawziętością środka najszybszego, najpewniejszego dojścia do celu.
Środkiem, jaki się przedstawiał z początku jego umysłowi, był zamiar prosić Martę o jej rękę. Lecz zastanowiwszy się nad nim, porzucił ów zamiar, osądziwszy, że jest niepożytecznym i niebezpiecznym. I rzeczywiście, chociaż wielką była jego namiętność, nie łudził się pod względem uczuć, jakie Marta mogła żywić dla niego, do tego stopnia, aby myślić, że znając go od kilku dni zaledwie, odpłaci mu wzajemnością. Varades nie był już młodym. W porównaniu z nim, Marta była jeszcze dzieckiem i niezdolną była kochać człowieka, który mógłby być jej ojcem i zostać też nim obiecał. Serce jej, być może, zrobiło już wybór; być może, miała już kochanka. Można było wszystko przypuścić względem dziewczyny, która przez szczególne okoliczności życia, była od wielu swobodniejszy i wcześniej dojrzała skutkiem przeciwności. Jeśli tak jest, mówił do siebie Varades, to byłoby szaleństwem starać się o jej rękę, który przyjęłaby wprawdzie jako dobrodziejstwo, nie mogąc nawet marzyć o świetniejszym losie; lecz później, idąc za popędem swego serca, nie omieszkałaby skorzystać z okoliczności, jeśli się takowa nadarzy.
To przypuszczenie przestraszyło Varades’a i wstrzymało go od najszlachetniejszego, najprostszego i najuczciwszego sposobu. Zapewne, jeśliby poszedł za tem natchnieniem, Marta, przejęta wdzięcznością, nauczyłaby się szanować swego dobroczyńcę. Wbrew przypuszczeniom Varades’a, nie mając ani kochanka, ani nawet zachcenia posiadania go, mogłaby zaślubić Varadesa zupełnie wolna, z silnem postanowieniem odpłacenia mu za spokój, któryby mu zawdzięczała, poświęceniem wszystkich chwil życia i staraniami odpowiedniemi do zapewnienia szczęścia mężowi.
Przeznaczenie, które okrutnie igra ludźmi, chciało, żeby Varades, jak zwykle starzec roznamiętniony, przeszedł obok tego szczęścia nie widząc go, i zwrócił się do niegodnych spekulacyj szukając w nich środka dla zadowolenia żądz swoich. On był bogaty, Marta uboga... Znał potęgę złota. Pan losu sieroty, ponieważ mógł podług swej woli popchnąć ją w nędzę lub wstrzymać od niej, mógł w zamian za swe dobrodziejstwa wymagać ofiar, po za któremi nie pozostawało mu nic do życzenia. Oto jakie zgubne myśli zrodziły się w jego głowie. Tym sposobem powziął postanowienie uczynić Martę swoją kochanką a nie żoną, aby zaspokoić żądze, nie krępując swej niezależności i być w stanie zerwać te wątłe więzy, gdyby był oszukiwanym. Takie było jego ostatnie postanowienie. Lecz nie dosyć było powziąć takowe; trzeba było je wypełnić. Było to nowe dlań źródło trosk i niepokojów. W sprawach tego rodzaju zbywało mu na doświadczeniu. Pojmował jednak, że nie należy działać pospiesznie, aby nie zrażać Marty przez wykazanie zbyt nagłe swoich zamiarów; że wypada pozyskać naprzód jej zaufanie i rozbudzić w niej powoli tkliwsze uczucie, oczekując chwili, aż traf szczęśliwy popchnie ją w jego objęcia. Tym sposobem powstała myśl sprowadzić ją do swego domu i umieścić przy sobie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alphonse Daudet i tłumacza: anonimowy.