[63]Na wieść o śmierci Zygmunta.
Ciebie opłakać — głos człowieczy — niepodoła! —
Chyba Bóg w arfę zstąpi z słonecznego tronu,
Bo zasłaba dłoń sama, pieśni archanioła,
Choć grzmi ból w duszy, jak grzmot po szczytach Syonu!...
[64]
Ciebie opłakać — ha! ci co to płaczą po tobie,
Są jak dzieciątka małe przy posągu Nilu,
Tobie milsze łzy ciche, co na kwiatach tylu
Zastanie słońce wschodząc, w Polsce na twym grobie!...
Polska jest twoim grobem — a nadgrobkiem słońce!
Z twą śmiercią śmierć nam chyba serca tu oswoi,
W których duch twój żyć będzie w swéj proroczéj zbroi,
Dokąd Polska jest Polską po stuleci końce....
Ale z osierocenia już się nieukoją
Stróny — bo takie rany nigdy się niegoją!..
O! gdyby duch twój nawet swą arfę nastroił,
Ran po tobie — o! samby nam już nie zagoił! —
Coś cierpiał — czuł i tworzył dla niewoli ziemi,
Lud twój dziś prawie niezna lecz oczy łzawemi
Ujrzy — jutro a wtedy w dali pozna Ciebie,
Ciebie — coś własne piekło zaklął w Polski niebie!
Coś jéj przez siebie samą zmartwychwstać przekazał
I był „piekłem miłości!“ jakoś słowem wskazał....
Lecz mgli się mętna powieka!..
Rajski kwiecie w światach lodu,
Tyś niemiał duszy — człowieka —
Ty miałeś ducha — narodu!..
A przeto naród w wiekach opłakać Cię może,
Cichą — i głośną skargą — jak w przestrzeniach morze!
Słyszałem krzyk ten straszny — szalony — bolesny,
Piekielniejszy od piekieł wrzasków zrozpaczonych,
Co wypadł z grobu Polski — jak piorun przedwczesny
Zdał się gromem zmartwychwstań — i krzykiem wskrzeszonych...
Ale straszniejszym akkord lamentów téj ziemi
Był po tobie w niewielu serc dzikiéj rozpaczy,
Polska łzy swe jednemu, z ostatnich tułaczy
Święci... tobie najdroższe z dzieci jéj — orlemi
Skrzydły cień błogosławieństw rzuca na sny twoje,
I woła na wszechświaty: takie syny moje!..
Ty jeden jéj śpiewałeś o dniu zmartwychwstania,
Kiedy jak stróna drzała na krzyża Golgocie,
[65]
Z czarnéj nocyś jéj stworzył promienie świtania,
A twarz jéj z całą missyą — męką — w krwawym pocie
Odbiła się w téj pieśni jak Liban wspaniałéj,
Jak twarz Boga — na chuście Weroniki białéj!...
Jeszcze łzy krwawe błyszczą na jéj licu białém
Łzy po wielkim Adamie — niezgasłe niezwiane,
A tyś uleciał duchem chrobrym, zanielałym
Gdy na ziemi twe pieśni zostały — zbłąkane....
O! więc płakać po tobie — nie!.. niewczesne żale,
Lecz w twe imię się porwać całą ducha siłą,
I z potęgą boleści — iść naprzód! — zuchwale
W przebój drogą ofiary, znaczoną mogiłą...
Słowo twoje rozsiewa się już w Polskiej ziemi,
I niedługo się życia objawem zapleni,
I ożywi nadzieją, wielkich, z rozpaczonych,
I w strząsnie z snu karlego nikczemnie uspionych,
A kiedy Polska z tobą — jak zdzieckiem nałonie
Stanie przed Bogiem — w wieku męczeńskiej koronie,
Zleci anioł zmartwychwstań — on oczekiwany,
Wielki jak słowa twego — grom w czyny przelany —
I wtedy duch twój zerwie się między narodem
Jak Irydion z snu wieków — naprzód — pogna przodem!...