Nie był ci skąpy farby Twórca dobry, I szkarłatnemi twarz okrył cynobry,
Że nie tak mają, o Jago, zaiste Wesołą barwę jabłka przepłoniste;
Lecz żeś się nad swój zwyczaj tej godziny Tak zapłonęła, to nie bez przyczyny;
Albom ja co rzekł, czego ucho nie chce Słuchać i co twój wstyd pieszczony łechce.
Ach! jeślim myślił zawstydzić cię słowy, Skarż mię, wszak możesz, i zabroń mi mowy;
Albo cię to gniew, a nie wstyd zażega, Że moja służba o płacą nalega;
Ach! jeśli cię to podburza w gniew tajnie, Już nie płać, wolę służyć rękodajnie.
Alboć téż miłość przyczynia farbiczki, I z serca krwawie bucha na policzki;
Ach! jakim szczęśliw, jeżeli rumieńca Nie dla inszego przybyło młodzieńca;
Aleć to raczéj mój ogień głęboki Przyfarbował cię, jak słońca obłoki;
Albo ta laka i szkarłać różany, Krew to jest z własnej serca mego rany.