Dwieście-ś kroć gęby, Jago, obiecała, Dwieście-ś ust dała, tyleż odebrała;
Dosyć się stało, przyznam, obietnicy, Lecz niémasz dosyć w miłosnej tęsknicy.
Któż sobie, dziewko, takowych żniw życzy, Których kłos i ziarn, których źdźbła policzy?
Kto się o tysiąc gron bogom pokłoni? Kto policzonym rojom rad zadzwoni?
Ubogiego to na liczbie miéć owce, I znać na pamięć granic swych manowce.
Dlategoć ziemia zawsze z niebem zyszcze, Że jéj nie licząc kropel, spuszcza deszcze,
Także gdy wywrze przeciwko niej gniewy, Nie liczy gradu, młócąc zboża wplewy;
I dobre i złe, co nam z nieba idzie, Rachunku nie zna, nie podlega kredzie.
Przecz ty niebieskie chcesz rachować dary, I całowania ujmujesz w pomiary?
Ale nie liczysz łez, co w méj jagodzie Łożyska słonéj już wybiły wodzie.
Daj mi więc gęby, złącz z moją pieszczone Usta bez liczby, za łzy niezliczone.