Na Szląsku polskim/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Bełza
Tytuł Na Szląsku polskim
Podtytuł Wrażenia i Spostrzeżenia
Wydawca G. Gebethner i Spółka
Data wyd. 1890
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Od lat wielu, cały intelektualny ruch Szląska Górnego, koncentrował się w południowo-wschodnim kącie monarchii pruskiej, wszczepionej klinem w pogranicze Królestwa i Galicyi. Bytom czy Królewska Huta, Mikołów, Gliwice czy Piekary, gdzie od dawnych czasów wychodziły pisma polskie, wszystkie te miasta, leżą na skraju Szląska Górnego, którego głowa jest Opole, sercem Kozłów, podczas gdy wschodnie jego kończyny, sięgają daleko za Odrę. To skoncentrowanie wszystkich pism polskich na Szląsku na kawałku ziemi, nie przechodzącym kilku mil kwadratowych, ma swoje dobre i złe strony, ale złe przeważają, częstokroć bowiem, wchodzą one sobie na pociechę żywiołów niemieckich tego kraju w drogę, a co najważniejsze, nie uwzględniają w dostatecznej mierze, z przyczyn czysto geograficznych, potrzeb wszystkich miast i powiatów swojej prowincyi.
Pisząc o »Katoliku« bytomskim, zaznaczyłem z naciskiem, jak wielką pomocą w redagowaniu tego pisma, są korespondencye napływające do niego w wielkiej obfitości, jak one je ożywiają, czyniąc prawdziwym organem potrzeb i życzeń jego czytelników. Otóż objaśnić winienem, że korespondencye te do Katolika napływają przeważnie z okolic bliższych, a że te okolice są czysto hutnicze, przeto z natury rzeczy nadają mu barwę pisma, interesom górników i hutników poświęconego. Redakcya »Katolika« doskonale to rozumie, nosi się bowiem podobno z projektem, pewnych wydawniczych zmian, któreby tę ujemną stronę pisma sparaliżowały, ale czy to wystąpi ze specyalnym dodatkiem dla hutników i górników, czy też w jaki inny sposób myśl zmiany urzeczywistni, zawsze pozostanie pismem, które z natury rzeczy odbijać szerzej będzie potrzeby bliższych sobie, niż dalszych powiatów. Tak jest i pozostanie z »Opiekunem« gliwickim, »Gwiazdą« piekarską i »Głosem« z Królewskiej Huty, i każdy ich numer, będzie świadectwem tego, że tylko rozrzucenie prassy polskiej po całym Szląsku Górnym, może ją wynieść na takie stanowisko, jakie w prowincyi tak przeważnie polskiej, zajmować powinna.
Prawdę tę, która każdego, kto zajrzał choć na czas krótki na Szląsk, uderzała w oczy, odczuł najpierwszy Raciborz. Stare to miasto, pamiętne w dziejach naszych przejściem wojsk Jana III Sobieskiego na odsiecz obleganemu Wiedniowi, leżące już po drugiej stronie Odry, nieopodal granicy Morawii ale jeszcze w okolicy przeważnie polskiej (wedle Czyńskiego 54%, Polaków), uczuło przedewszystkiem potrzebę własnego organu, któryby broniąc ogólnie narodowych interesów, był jednocześnie odbiciem lokalnych, odrębnych od okręgu hutniczego Szląska potrzeb.
Jakoż, za przyczynieniem się ludzi dobrej woli, organ taki w dniu 1 kwietnia 1889 r. zaczął wychodzić, i tym sposobem na dalekim zachodzie Szląska Górnego, zabłysło tak pożądane światło, rozpraszając pomroki nocne, zalegające odległe a przecież tak bliskie naszemu sercu Zaodrze.
Zanim zapoznamy czytelnika z »Nowinami Raciborskiemi« tym Benjaminem prasy górnoszląskiej, niech nam wpierw wolno będzie przejechać przestrzeń oddzielającą Bytom od Raciborza i przyjrzeć się ogólnej fizyonomii tego miasta, którego dzisiejszy władca książe raciborski, w żyłach swoich już kropli nawet krwi polskiej nie posiada.
Bytom odległy jest od Raciborza o niecałe trzy godziny drogi, koleją żelazną. Z Bytomia jedzie się do niego albo na Rybnik i Nędzę, albo na Gliwice i Kendzierzyn. Czy to jednak przerzynasz powiat rybnicki, czy gliwicki i kozielski, zawsze jedziesz ziemią słowiańską, na stu bowiem mieszkańców każdego z tych powiatów w roku 1867, liczyły one ludności polskiej od 87 do 73%[1]. Ta jednorodność zaludnienia szerokiej przestrzeni szląskiej ziemi oddzielającej Bytom od Raciborza sprawia, że ogólna fizyonomia obu tych dróg jest jedna i ta sama. I tu i tam spostrzega się zatem zewnętrzny pokost niemiecki, grunt zaś widzi się wszędzie na wskróś polski, i jeżeli gdzie, to tu właśnie, są na miejscu słowa Mickiewicza, wypowiedziane dla określenia wcale innych stosunków:

Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i brudna, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia, sto lat nie wyziębi,
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.

Tylko że »sto lat» zamienić trzebaby tu na lat sześćset, tyle czasu już bowiem upłynęło, jak brak politycznego zmysłu w naszym narodzie, oddał tę ziemię na pastwę niemczyzny. A jednak?... A jednak, ziemia ta po dziś dzień posiada nie mniejszy procent rdzennych Polaków, od gubernii warszawskiej. Dla wszystkich pesymistów, tych upiorów złowróżbnych zakażających narodu krew, jakaż nauka, jakaż wiara dałyby się z tego wyciągnąć, gdyby oni w ogóle uczyć się, i wierzyć w cokolwiek chcieli!


∗             ∗

Raciborz, Rotibar, Rathybor, Rathwar, Ratburg, Razibar, leży na lewym brzegu Odry, która biorąc początek w monarchii habsburgskiej, w tem miejscu zaczyna być spławną dla większych statków, i płynie dalej na północ, dzieląc całą szląską ziemię, na dwie prawie zupełnie równe części. Położenie miasta jest dość malownicze, a porządek, jaki spotyka się w niem na każdym kroku, sromem wstydu powlec powinien czoła ojców większych nawet od niego miast Kongresówki lub Galicyi. Jak wszystkie miasta na Szląsku Górnym, i Raciborz ma przeważną ludność niemiecką. Wojskowi, urzędnicy, przemysłowcy i kupcy, wszystko to Niemcy, lub gorsi stokroć od Niemców Żydzi, wszędzie też tam słyszysz niemiecka mowę, wszędzie widzisz szyldy niemieckie. I nie zadziwisz się wcale, gdy ktoś zwiedziwszy tylko miasta Szląska Górnego, twierdzić będzie ze stanowczością godną lepszej sprawy, że prowincya ta jest czysto niemiecką, takie bowiem ale nie inne wyniesie się z niej wrażenie, jeżeli przyglądać się jej będzie w bufetach kolejowych, na rynkach miast (notabene nie w dnie targowe) i w wagonach wyższych klass dróg żelaznych. Ale wystarcza już zejść z pryncypalnej ulicy na drugorzędną w Raciborzu, aby karta odwróconą zupełnie została, wystarcza posunąć się ku przedmieściom, tym właśnie »głębiom« miejskim, aby się ujrzeć wśród zupełnie swojskiego żywiołu. Chociaż Raciborz nie jest stolicą Szląska Górnego, pretenduje on przecież do roli stolicy intelektualnej tej prowincyi. Znajduje się też w nim gimnazyum ewangielickie, instytut głuchoniemych, seminaryum nauczycielskie, dwie prywatne szkoły żeńskie, szkoła żydowska, szkoła rzemiosł i kilka szkół elementarnych. Nadto wychodzą tu dwie gazety niemieckie, śledząc bacznie za najdrobniejszym nawet objawem życia polskiego na Szląsku i nie wahajmy się tego wyznać, denuncyujące te objawy, przed argusowem okiem liberałów berlińskich. To uprowidowanie Raciborza w tyle ognisk rozlewających dokoła pęki promieni (naturalnie niemieckiego) światła i ciepła, Niemcom tutejszym nie na żarty zawraca w głowie, uważają oni Raciborz za mały Berlin lub przynajmniej za Lipsk, zapominając o tem, że w powiecie, którego to miasto jest stolicą, są oni na morzu polsko-morawskiem, nieznaczną wysepką. (18%). Pojąć więc łatwo, co za krzyki oburzenia powstały w ich łonie, kiedy na początku zeszłego roku, rozeszła się w Raciborzu wiadomość, że nieliczna miejscowa inteligencya polska, zamierza wydawać w tem mieście pismo polskie.




  1. Edward Czyński. Etnograficzno-statystyczny zarys liczebności i rozsiedlenia ludności polskiej. Warszawa, 1887, str. 11.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Bełza.