Przejdź do zawartości

Na Szląsku polskim/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Bełza
Tytuł Na Szląsku polskim
Podtytuł Wrażenia i Spostrzeżenia
Wydawca G. Gebethner i Spółka
Data wyd. 1890
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Niemieckie Piekary leżą nad samą granicą Królestwa Polskiego. Wchodzisz na wzgórek usiany kapliczkami przypominającemi stacye męki Pańskiej, przerzucasz wzrok przez wązką rzeczółkę odgraniczającą dwa państwa od siebie, i oczy twoje padają na straż graniczną, przyodzianą w inną szatę niż straż, jaka tu na Szląsku baczy uważnie na to, by polski żywioł nie wzmagał się, ze szkodą niemieckiego z każdym dniem na siłach.
Niemieckie Piekary pamiętne są w historyi naszej. Tędy z dzielnem swojem wojskiem, ciągnął w roku 1683 na odsiecz srodze naciskanemu przez Turków Wiedniowi, bohaterski Jan III. Sobieski, tu obrany na króla polskiego August II. elektor saski, przystąpił do związku z religią katolicką. Oprócz tego, Niemieckie Piekary od wieków zażywają na całym polskim Szląsku wielkiej sławy, w tutejszym bowiem kościele, wzniesionym przez świątobliwego kanonika Ficka, na miejscu dawnego, znajduje się słynny cudami obraz Matki Boskiej Piekarskiej.
Również w ruchu umysłowym polskim na Szląsku, Niemieckie Piekary mają swoją wybitną kartę. Tu od najdawniejszych czasów, drukowały się szeroko na całym zachodzie polskim rozpowszechnione książki do nabożeństwa i kantyczki, tu wreszcie dziś od lat dwóch wychodzi »Gwiazda Piekarska« z dodatkiem noszącym tytuł: »Przyjaciel Domowy«. Czyż więc podobna było, goszcząc na Szląsku Górnym, nie zawitać do Niemieckich Piekar?
Przybyłem tu z Bytomia w samo południe w towarzystwie p. Koraszewskiego. Rozejrzawszy się po miejscowości, która ma wygląd dużej, porządnej wsi, zaszliśmy do proboszcza, księdza Nerlicha. Przyjęci gościnnie, nie bawiliśmy przecież u niego długo, ks. Nerlich bowiem wybierał się właśnie do elementarnej szkółki na naukę katechizmu, który niestety dzieciom polskim, zmuszony jest wykładać po niemiecku.
— Zapraszam panów z powrotem do siebie — odezwał się do nas podnosząc z miejsca — nie zabawię w szkole długo.
Opuściwszy plebanię udaliśmy się do redakcyi »Gwiazdy Piekarskiej«. Gwiazdę tę faktycznie wydają panowie Świder i Czerniejewski. Obaj naturalnie Polacy, ale gdyby kto z pisowni nazwiska pierwszego, sądził o jego narodowości, wziąłby go niezawodnie za Niemca. Wyobraźcie sobie bowiem, że będąc Polakiem i wydawcą pisma polskiego, nie podpisuje się on jak Bóg przykazał: Świder, ale z niemiecka »Schwider«. Dziwić się trzeba, że nie wstydzi się dziwoląga, jakiego z osobą swoją połączył.
Pan Schwider jest jeszcze młodym człowiekiem. Zaszedłszy do niego, zacząłem z nim rozmowę o piśmie, które wydaje, zwracając jego uwagę na to, że tak mało jest ono narodowem, że tak ostrożnie traktuje kwestye drażliwe na Szląsku Górnym. Rzeczywiście tak jest, »Gwiazda Piekarska« bowiem, podobnie jak »Opiekun Katolicki« ks. Przyniczyńskiego, tyle tylko ma wspólnego z polskością w tej prowincyi, że podobnie jak »Katolik« i »Nowiny Raciborskie« pisana jest po polsku.
Pan Schwider wziął do serca ten zarzut i celem przekonania mnie, że i jego »Gwiazda« głos stanowczy czasami w kwestyach drażliwych podnosi, pokazał mi Nr. 1 swego pisma z r. 1888, którego wstępny artykuł, rzeczywiście był niejakiem jego usprawiedliwieniem.
Oto ten artykuł:

»Tak kochani czytelnicy, zastanówmy się z rozwagą nad dzisiejszem położeniem naszem, a dojdziemy do przekonania, że jeźli nie będziemy bronić tych drogich darów pozostawionych nam jeszcze z woli Boga przez pra-ojców naszych, jakoto: strzech rodzinnych, narodowości naszej, języka ojczystego, obyczajów, ziemi własnej, religii ojców naszych, i to bronić wszelkimi sposoby, na każdej drodze — w takim razie, cóż się z nami stanie, a jeżeli nie z nami już, to z synami i wnukami naszemi?
Zapyta może niejeden z was mili sercu naszemu czytelnicy, jak bronić mamy tych najświętszych praw naszych? Otóż co do tego, weźmy sobie za wzór Niemców, spojrzmy na nich, a zobaczymy, jak to oni wszędzie i na każdym kroku, bronią praw swoich, swego języka. Nie usłyszymy ich mówiących innym, jak tylko swoim narodowym językiem i nim się też szczycą. A co do ziemi, to strzech swoich nie pozbywają się tak lekko, jak to u nas się dzieje, lecz przeciwnie, nabywają o ile tylko mogą coraz to więcej. Otóż czyńmy i my tak. Starajmy się być oszczędnymi, a nie będziemy potrzebowali zbywać w obce ręce ziemi naszej, strzech naszych rodzinnych. Nie przemawiajmy w domu naszym innym, jak tylko ojczystym naszym polskim językiem i to wszędzie, gdzie tylko możemy — i szczyćmy się nim, jako dziedzictwem drogich nam ojców i matek naszych. Nie przestawajmy być Polakami. Niech każda rodzina polska, całemi siłami swemi strzeże i pilnuje w ognisku swojem, czystości narodowych obyczajów. Każą w szkołach dzieciom naszym mówić tylko po niemiecku — to my za to mówmy z niemi w domu po polsku i wpajajmy w nie uczucia polskie, boć w domu nam tego nikt nie broni. Zechcą nam odkupić ziemię i strzechę naszą — nie sprzedawajmy jej, — lecz wszelkiemi sposoby brońmy się od wydania jej w ręce obce — bo to rzecz święta, to dar ojców naszych, okupiony nieraz krwawym ich potem. Chcianoby nam narzucić obcą wiarę, odebrać religię ojców naszych — brońmy jej choćby do męczeństwa. W tym wypadku, zapatrzmy się na pozostawione nam przykłady Świętych Pańskich i Dziewic świętych, nieraz tak młodziutkich jeszcze, a tak wytrwałych, których żywoty nieraz wam kochani czytelnicy dlatego właśnie w swej gazecie podajemy, do której też czytania i zapisywania się coraz liczniejszego na nią, nieustannie was zapraszamy«.

Niestety, tak energiczne artykuły, należą w »Gwiaździe Piekarskiej« do prawdziwych rzadkości, ale mam nadzieję, że rzadkością w przyszłości być przestaną, z wielką bowiem elokwencyą starałem się przekonać pana »Schwidra«, że owijanie rzeczy w bawełnę, więcej szkody, niż pożytku przynosi, i że lud prędzej później, na farbowanych lisach się pozna.
Zwiedziwszy niewielką drukarnię »Gwiazdy« i przerzuciwszy humorystyczne książeczkowe wydawnictwa tego pisma, opuściłem redakcyę, spoglądając z pewnym żalem na tego młodego człowieka, któremu w naiwności ducha pewno się zdaje, że podpisując się: »Schwider« a nie »Świder«, głową przerasta ten poczciwy lud, którego jest dzieckiem i który mu daje środki do życia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Bełza.